"Porcelana" z samych zapowiedzi wydawała baśniową historią dla młodszego odbiorcy, ale już przyzwyczajonego do mroku, który z kolei pozwalałby na satysfakcję z lektury również starszemu czytelnikowi. Efekt jest, jak można było się obawiać, nie do końca harmonijny.
Jak wskazuje tytuł, opowieść koncentruje się na dziewczynce, która trafia pod opiekę konstruktora porcelanowych istot pełniących rolę służby. Z czasem jednak przechodzi w mroczne rejony, co wiąże się z odkrywaniem tajemnic i ułomnym postrzeganiem rzeczywistości. W tych momentach upiorność wywiera mocne wrażenie i to bodaj najlepsza część albumu.
Mam jeden duży problem z pierwszym tomem "Porcelany": cała historia rozgrywa się na terenie posiadłości konstruktora, przez chwilę tuż za bramą. W konsekwencji czytelnik nigdy nie ma okazji poznać świata zewnętrznego. Wszystko, czego się o nim dowiadujemy, pochodzi ze słów bohaterów, czyli w zasadzie źle, bieda, jakieś godziny policyjne, złodzieje, lepiej zostać w domu, dura lex. To za mało, zwłaszcza że naprawdę chciałoby się wiedzieć, co wyprawia się za furtką – jakiś tyran u władzy? Potrzebne uzasadnienie, czemu jest tak, jak jest, choćby miało być banalne.
Ograniczenie lokacji to droga do niewiarygodności. Z jednej strony dwójka postaci zdaje się dla siebie stworzona – on bezdzietny samotnik, ona mała dziewczynka pozbawiona opieki. Tylko że za szybko te relacje ewoluują i śledzenie ich nie jest zbytnio interesujące. Nie ma poruszających scen, budowania głębokich postaci – dostajemy jak po sznurku zaliczanie scen typowych dla rodziców i dzieci, pomimo nietypowego, zamkniętego otoczenia. Trzeba jednak przyznać, że bohaterowie nie są czarno-biali, a późniejsze sceny intrygują swoją grozą.
Mam alergię na leniwe pisarstwo zostawiające wolne pola tam, gdzie ich być nie powinno, czy uproszczenia pozwalające doprowadzić do sensacyjnych odkryć. Przez takie zagrywki pierwszy tom "Porcelany" jest szybką lekturą z wyróżniającym się, upiornym mrokiem i tyle. Za to ilustracje – od początku wiedziałem, że nie w moim typie, bo wolę bardziej artystyczne prace. Niemniej spełniają swoje zadanie bardzo przyzwoicie – niepokoją porcelanowymi postaciami oraz ukazują niezwykłość i wielkość posiadłości konstruktora, włącznie ze strasznymi zakamarkami... Aż przypomina mi się zakład golarza Filipa z "Akademii Pana Kleksa".
Szczerze powiedziawszy, dopiero teraz nasunęło mi się powyższe porównanie, a przecież baśniowość i pewna upiorność wpisane są tak w historię Pana Kleksa, jak Małej i Wuja z "Porcelany". Do tego zimowa sceneria jak z "Dziewczynki z zapałkami" też pojawiała się i tu, i tu. Do meritum: "Porcelana" niezła, ale z niedoskonałościami, bardziej dla młodszego czytelnika, który nie boi się golarza Filipa i starszych panów przyjmujących do domu obce dzieci.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz