Srogi wiatr wiał tego wieczoru, gdy Yarvi dowiedział się, że został królem… a raczej półkrólem.
Gettowie nazywali taki wiatr szukającym, bo znajdował każdą szczelinę i dziurkę od klucza, z jękiem zaganiając okrutny ziąb Matki Wód do ludzkich siedzib, nawet gdy w paleniskach buzował ogień, a domownicy siedzieli zbici w gromadę.
Szarpał okiennicami wąskich okien w komnatach Mat-ki Gundring i stukał okutymi żelazem drzwiami o framugę. Drażnił płomienie, które syczały i trzaskały ze złością, rzucając szponiaste cienie wiązek ziół na ściany i oświetla-jąc migotliwym blaskiem korzeń w sękatych palcach Matki Gundring.
– A to?
Przypominał zwykłą grudkę ziemi, ale Yarvi już go znał.
– Korzeń czarnojęzycznicy.
– W jakim celu minister po niego sięga, mój książę?
– Minister ma nadzieję, że nigdy nie będzie musiał go użyć. Ugotowany w wodzie rozpuszcza się i nie ma smaku, ale to najstraszniejsza trucizna.
Matka Gundring odłożyła korzeń.
– Ministrowie czasem są zmuszeni sięgać po mroczne rzeczy.
– Ministrowie zawsze powinni szukać mniejszego zła – powiedział Yarvi.
– I ważyć większe dobro. Pięć prawidłowych odpowie-dzi na pięć pytań. – Matka Gundring z aprobatą pokiwała głową i Yarvi zarumienił się z zadowolenia. Stara minister Gettlandu nikogo nie chwaliła bez powodu. – A podczas egzaminu zadania będą łatwiejsze.
– Podczas egzaminu… – Yarvi nerwowo potarł znie-kształconą dłoń kciukiem zdrowej.
– Zdasz.
– Nie ma takiej pewności.
– Rolą ministra jest nieustannie wątpić…
– …i zarazem sprawiać wrażenie pewnego – dokończył za nią.
– A widzisz! Dobrze cię znam. – To była prawda. Nikt nie znał go lepiej, nawet jego bliscy. Zwłaszcza oni. – Ni-gdy nie miałam bystrzejszego ucznia. Zdasz za pierwszym podejściem.
– I przestanę być księciem Yarvim. – Ta myśl sprawiła, że poczuł ulgę. – Nie będę miał rodziny ani sukcesji.
– Staniesz się Bratem Yarvim, a twoją rodziną będzie Ministerstwo. – Blask ognia podkreślił zmarszczki wokół oczu Matki Gundring, gdy się uśmiechnęła. – Twoją sukcesją będą zioła i księgi, i mądre słowa. Będziesz zapamiętywał i doradzał, leczył i mówił prawdę, zgłębiał tajniki życia i umiał w każdym języku otwierać drzwi przed Ojcem Pokojem. Tak jak ja bezustannie próbuję to robić. Nie ma szlachetniejszego zadania, bez względu na bzdury, jakie plotą na placu ćwiczeń głupcy, którym mięśnie dławią rozum.
– Trudniej ich ignorować, gdy się stoi na tym placu razem z nimi.
– Ha! – Splunęła w ogień. – Gdy zdasz egzamin, będziesz tam musiał chodzić tylko po to, żeby łatać łby porozbijane w zbyt ostrych zabawach. A w końcu przejmiesz moją laskę. – Ruchem głowy wskazała zwężające się ku dołowi insygnium z elf-metalu pełnego wypustek i nacięć, które stało oparte o ścianę. – Pewnego dnia zasiądziesz przy Czarnym Tronie jako Ojciec Yarvi.
– Ojciec Yarvi. – Chłopak nerwowo obrócił się na stoł-ku. – Nie jestem dość mądry. – Tak naprawdę chciał powiedzieć, że nie jest dość odważny, ale nie był dość odważny, aby się do tego przyznać.
– Mądrość można zdobyć, mój książę.
Podniósł lewą dłoń do światła.
– A ręce? Czy je też można zdobyć?
– Brak ci ręki, ale otrzymałeś od bogów bardziej niezwykłe dary.
– Masz na myśli to, że ładnie śpiewam? – prychnął.
– Między innymi. A także twój bystry umysł, empatię i siłę… tyle że taką, która czyni z człowieka wspaniałego ministra, a nie wspaniałego króla. Pobłogosławił cię sam Ojciec Pokój. Zapamiętaj raz na zawsze: silnych mężczyzn jest co niemiara, a mądrych niewielu.
– Może dlatego kobiety są lepszymi ministrami.
– I lepiej parzą herbatę… przeważnie. – Głośno siorbiąc, upiła łyk z kubka, który przynosił jej każdego wieczoru, i raz jeszcze pokiwała głową z aprobatą. – Parzenie herbaty jest jednym z wielu niezwykłych talentów, jakie posiadasz.
– Oto dzieło godne bohatera. Przestaniesz mi schlebiać, gdy z księcia stanę się zwykłym ministrem?
– Będę cię chwaliła, gdy na to zasłużysz, a gdy nie, twoje siedzenie jeszcze lepiej zaznajomi się z moim butem.
Yarvi westchnął.
– Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią.
– Zabierzmy się lepiej do historii. – Matka Gundring wzięła jedną z ksiąg z półki. Osadzone w grzbiecie kamienie błysnęły czerwienią i zielenią.
– Teraz? Muszę wstać tak wcześnie jak Matka Słońce, żeby nakarmić twoje gołębie. Miałem nadzieję, że będę mógł się wyspać, zanim…
– Pozwolę ci się wyspać, kiedy zdasz egzamin.
– Na pewno nie.
– Masz rację. – Pośliniła palec i zaczęła przewracać kartki z szelestem wiekowego papieru. – Powiedz mi, mój książę, na ile odłamków elfy rozbiły Bóstwo.
– Na czterysta dziewięć. Czterystu Małych Bogów, sześciu Wielkich Bogów, pierwszego mężczyznę i pierwszą kobietę oraz Śmierć, która strzeże Ostatnich Wrót. Ale to chyba pytanie do modło-tkacza, a nie do ministra.
Matka Gundring cmoknęła z niezadowoleniem.
– Minister powinien posiąść całą wiedzę, bo kontrolować możemy jedynie to, co jest nam znane. Wymień sześciu Wielkich Bogów.
– Matka Wód i Ojciec Ziemi, Matka Słońce i Ojciec Księżyc, Matka Wojna i…
Przerwał mu głuchy stuk drzwi, które otworzyły się gwałtownie. Do komnaty wdarł się podmuch i płomienie paleniska drgnęły niespokojnie – tak jak Yarvi – rzucając zniekształcone błyski na setki słojów i butelek na półkach.
Jakaś postać niezdarnie wspięła się po schodkach. Wiązki ziół zakołysały się za nią jak wisielcy.
To był stryj Yarviego, Odem. Mokre od deszczu włosy oblepiały mu bladą twarz, a pierś unosiła się ciężko. Spojrzał na bratanka szeroko otwartymi oczami i otworzył usta, ale nie dobył się z nich żaden dźwięk. Nawet osoba pozbawiona daru empatii zorientowałaby się, że przyniósł złe wieści.
– O co chodzi? – wydukał Yarvi ze ściśniętym gardłem.
Stryj padł na kolana i oparł dłonie na brudnej słomie na posadzce. Nisko pochylił głowę i ochrypłym głosem wypowiedział tylko dwa słowa:
– Najmiłościwszy panie.
I Yarvi pojął, że jego ojciec i brat nie żyją.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz