Fragment 1
Runąłem na wyrko niczym podcięte drzewo – i zasnąłem w locie, zapadłem w ciemność, zanim jeszcze dotknąłem poduszki.
Spłynęła na mnie ulga – ten cholerny dzień naprawdę się skończył.
Jak się zaraz okazało, radość była przedwczesna.
Ktoś bezceremonialnie rozchylił zasłony sennego zapomnienia.
Moja wymęczona jaźń skuliła się w sobie, oślepiona strumieniem trupiego światła.
- Nie nie – jęknąłem bezgłośnie.
Takich rzeczy się nie robi. Nie po dwóch ciężkich dobach, gdy człowiek całą swą istotą skamle o odrobinę odpoczynku.
- Witam panicza – usłyszałem.
- Chwilę później w rozdarciu ściany snu pojawił się kształt – czarny kontur rosłej postaci.
Nie byłem zaskoczony.
- Książę Ciemności – mruknąłem. – Mroczko z Pogorzeli. Witam w mojej głowie.
Stał naprzeciw, uśmiechając się tajemniczo i, prawdę mówiąc, nie wyglądał zbyt przerażająco. Typ asteniczny: wysoki, lecz przy tym bardzo chudy; wytworne ubrania wisiały na nim luźno, jakby były sporo za duże. Twarz miał pociągłą i raczej przystojną. Prosty nos, rysy regularne. Jakiś diadem na czole. Długie czarne włosy, zaczesane do tyłu.
Minstrel z filmu kostiumowego – no, może taki trochę zabiedzony. Budził raczej sympatię i ciężko byłoby mu przestraszyć kogokolwiek, kto ukończył siedem lat. Na pewno nie pasował do niego dumny tytuł Księcia Ciemności.
Łatwo uległem temu wrażeniu i już chciałem zapytać protekcjonalnym tonem, czego tu szuka... Wtedy otworzył oczy. A ja z trudem stłumiłem krzyk.
Fragment 2
- Szlag – mruknąłem, gdy wraz z otwarciem szafki spadł na mnie deszcz płatków kukurydzianych. Pudełko musiało stać przechylone, oparte o drzwiczki.
Niewielka strata: przypomniałem sobie, że przecież mleko i tak się skończyło. Otrzepałem się z grubsza i zamiotłem podłogę.
Pojawił się więc problem ze śniadaniem. W ciągu ostatnich dni nie miałem czasu pomyśleć o uzupełnieniu zapasów. Zacząłem żałować, że oddałem szczurowi resztkę sera. Co za upadek, przemknęło mi przez myśl.
- Uśmiechnij się – poradziło odbicie. – Trochę radości.
- Mhm.
- Wyglądasz jak zawsze zajebiście.
- Wiem. Słuchaj – zainteresowałem się – czym ty się właściwie żywisz?
- Karmię się twoim wzrokiem. Popatrz na mnie jeszcze.
Pokręciłem głową. Zamierzałem wyjść i zerwać z krzaczka trochę porzeczek. Pieprzony powrót do zbieractwa. Uśmiechnąłem się ponuro. Może coś dobie upoluję?
- A właściwie – machnąłem ręką, siadając przed lustrem. – Co ci będę żałować. Porzeczki nie uciekną. Po paru minutach pozorowanego narcyzmu spłynęło na mnie olśnienie. Eureka! W którejś szafie powinno być jeszcze pół bochenka chleba przyniesionego przez compadres cztery dni temu – gdy kontaktowaliśmy się z dziadkiem. Parę kromek zniknęło razem ze śledziami. Resztę odłożyła gdzieś Mała, zanim wyruszyliśmy na pamiętną wyprawę po kaszankę.
Przeszukałem więc szafki – i tryumfalnie wyciągnąłem owinięty w papier, podeschnięty chleb.
- Hej – mruknąłem, przyjrzawszy się papierowi. – To przecież... '
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz