Dotychczas nie wystawiłem żadnej książce najniższej oceny, czyli 1/10. Ba, nawet filmy i gry dostawały u mnie wyższe oceny. Czy to oznacza, że nie ma wśród powieści prawdziwych gniotów? Są. Przekonałem się o tym, czytając "Pisane krwią" autorstwa Chelsea Quinn Yarbro, uważanej za jedną z najlepszych pisarek horrorów, z czym trudno mi się zgodzić.
"Pisane krwią" to kolejny rozdział z długiego życia pewnego wampira – Saint-Germaina. Tym razem autorka wybrała jako czas akcji rok 1910. Bohater dostaje bardzo trudne, ale szlachetne i dobre zadanie – musi namówić największych władców ówczesnej Europy do podpisania propozycji pokojowej, polegającej na niezbrojeniu się, co ma poskutkować wywarciem tego samego wpływu na reszcie krajów. Czy mu się uda? Powiem tak – mimo że jego misja początkowo wydawała mi się głównym motorem napędowym powieści, to tak wcale nie jest.
"Pisane krwią" to mój pierwszy kontakt z Chelsea Quinn Yarbro. To właśnie z opisu dowiedziałem się o tym, że jej twórczość jest bardzo ceniona. Szczerze powiedziawszy, to nie mam pojęcia z jakiego powodu. Zacznę od postaci – nudnych i papierowych, na czele których stoi Saint-Germain. Misję, dotyczącą propozycji pokoju, zleca mu z bardzo oczywistych powodów car Rosji, Mikołaj II, który nie chce wojny, gdyż przynosi ona jedynie śmierć i zniszczenie. Przyznacie, że są to bardzo szlachetne pobudki, ale nie pasujące do władcy jednego z największych ówczesnych potęg. Podobny charakter ma Saint-Germain, który zgadza się na wykonanie misji bez wahania. Kolejna dobra, szlachetna postać jest kropką nad "i", bo powoduje, że powieść bardzo nudzi i mdli.
Fakt, że Saint-Germain jest wampirem, poświadcza naprawdę niewiele zdań. Na początku martwiłem się nawet, czy na pewno mam do czynienia z powieścią fantastyczną, ale na szczęście moje obawy okazały się nieuzasadnione. Oprócz wampira pojawia się też ghul – jego wierny sługa. Raczej trudno ich nazwać istotami ciemności, bo bohater książki nie tylko przejawia niechęć do zabijania, ale także nie pali się do picia krwi, tak bardzo mu potrzebnej – robi to jedynie z konieczności i tylko jeśli dana osoba to kobieta, którą kocha. A takich ma wiele, więc wątek miłosny między pewną malarką a protagonistą staje się nudny i nieistotny oraz nie wnosi ze sobą żadnych zwrotów akcji. Ona imponuje mu swoją niezależnością, a on fascynuje ją ze względów typowo wampirzych. Dodam, iż niezależność owej malarki polega na tym, że pieniądze na życie dostaje od dziadka, a nie od rodziców, i że nie zamierza wychodzić za mąż.
Kolejną wadą "Pisanego krwią" są przydługie rozmowy. Mam wrażenie, że autorka nie czytała własnej powieści, bo już od początku dialogi nużą i czasem powielają te same tematy. Spokojnie można by było je skrócić i dodać trochę dynamizmu oraz napięcia, aby choć trochę zwiększyć zainteresowanie czytelnika rozmowami. Tak naprawdę jedynym aspektem zasługującym na pochwałę są realia powieści osadzone na początku dwudziestego wieku. Chelsea Quinn Yarbro opisuje świat barwnie i z niemal perfekcyjną dokładnością, sprawiającą wrażenie, iż autorka żyła w tych czasach i jedynie zdaje sprawozdanie ze swoich wrażeń. Jednakże i tutaj znajdzie się minus – mało fantastycznych elementów.
Wydanie, za które odpowiada Rebis, jest przeciwne do jakości powieści, bo prezentuje się bardzo dobrze. Błędów jest niewiele, a tekst jest bardzo obszerny i z pewnością był trudny dla tłumacza oraz korektora. Cena wysoka, bo około 50 złotych, ale to głównie zasługa dużej objętości – "Pisane krwią" liczy około 700 stron. Grafika na okładce jest bardzo klimatyczna i pasująca do przedstawianych realiów. Cały ten efekt psuje jedynie błąd w opisie z tyłu książki – "[...]otrzymujemy porywającą opowieścią".
"Pisane krwią" broni się przed wystawieniem najniższej oceny dzięki świetnemu przedstawieniu realiów dwudziestego wieku, ale nie boję się jej nazwać bardzo złą i nudną powieścią, która nie zadowoli nawet fanów wampirów, a co dopiero horrorów (gdzie tu straszne momenty pełne napięcia?). Prawdę mówiąc, twórczość Chelsea Quinn Yarbro może spodobać się jedynie wielbicielkom romansów, o ile nie będzie przeszkadzał im charakter głównego bohatera i jego tendencja do posiadania wielu partnerek. Podsumowując – nie polecam, a wręcz przeciwnie, przestrzegam, bo będzie to dla was zmarnowany czas i wyrzucone w błoto pieniądze.
Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz