Penny Dreadful – Sezon I

3 minuty czytania

penny dreadful, serial

Powrót popularności seriali o tematyce horroru powinien cieszyć, gdyż daje to nadzieję na otrzymanie czegoś naprawdę wartościowego w tej dość wyeksploatowanej i przewidywalnej materii. Właśnie z tych powodów dość sceptycznie podszedłem do "Penny Dreadful", obawiając się nomen omen grozy za trzy gorsze. Na szczęście zarówno obsada, jak i sami twórcy, stanęli na wysokości zadania i zapewnili całkiem intrygujący, inteligentny thriller.

Idea serialu skupia się na najbardziej znanych postaciach klasycznej literatury grozy – od stereotypowych wampirów i wilkołaków, poprzez doktora Frankensteina, jego twór, zahaczając także o próżnego Doriana Greya. Nie jest to jednak ekranizacja poszczególnych dzieł, ale połączenie wszystkich tych utworów w jedną historię, opowiedzianą w nieco inny sposób niż w pierwowzorach, choć przy zachowaniu klasycznych cech bohaterów i związanych z nimi zdarzeń. Jednak główny wątek produkcji koncentruje się na wszczętych przez eks-podróżnika poszukiwaniach córki, która zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach, a jedynym znakiem, że wciąż żyje, pozostając w ciągłym niebezpieczeństwie, są wizje pewnego młodego medium.

Z każdym kolejnym odcinkiem widzowi przedstawiane są dalsze poszlaki dotyczące tajemniczego zniknięcia Miny, poszukiwanej córki, jednocześnie poznając najznamienitsze postacie dreszczowców. A wszystko to nigdzie indziej, jak w ponurym, zamglonym, deszczowym Londynie XIX wieku, idealnej lokalizacji dla scen grozy, choć w rzeczywistości kręcono je w irlandzkim Dublinie. Nie jest to jednak bezmyślny horror z masą przemocy, krwi i tanich chwytów, a intrygujący, psychologiczny thriller o ciekawych dialogach, poruszający filozoficzne kwestie ulotności piękna, więzów międzyludzkich czy istoty uczuć. Zgoła nie znaczy to, że serial pozbawiony jest dynamicznej akcji i chwil grozy. Pomiędzy ciekawymi dialogami dochodzi do paranormalnych zdarzeń, efektownych sytuacji czy klasycznych strzelanin. Twórcy postarali się o zachowanie równowagi między emocjonalną i inteligentną rozrywką, co w efekcie wyszło produkcji na dobre, mile zaskakując swoją dojrzałością.

Penny DreadfulPenny Dreadful

Obsada aktorska została dobrana całkiem nieźle. Zdecydowanie na pierwszy plan wybija się Eva Green ("Franklyn", "300: Początek imperium"), jako Vanessa Ives, obdarzona paranormalnymi mocami medium. Nie powinno to dziwić, gdyż jest ona piekielnie zdolną Francuzką, która potrafi przybrać wiele twarzy i zagrać różnorodne postacie. Jej szczupła fizjognomia, duże oczy i wydatne rysy również dobrze współgrały z objętą rolą, dając spektakularny efekt dostojności, ponętności oraz psychozy. Niezgorszy był także Timothy Dalton ("Licencja na zabijanie", "Wichrowe wzgórza"), wcielając się w Sir Malcolma Murraya, byłego podróżnika poszukującego swojej córki. Wykreował on postać, którą trudno jednoznacznie ocenić. Tajemniczość, jaką wokół siebie wytworzył, jednocześnie intryguje i irytuje, zwłaszcza że nie do końca wiadomo, czy wszczęte poszukiwania są umotywowane ojcowskimi uczuciami wobec dziecka czy rozbudzoną duszą poszukiwacza przygód. Natomiast Josh Hartnett ("30 dni mroku", "Sin City"), będący w serialu najemnym awanturnikiem z Nowego Kontynentu, wprowadził do produkcji wątek zagubionego w nowej rzeczywistości rewolwerowca. Jego aktorstwo można określić jako poprawne. Nie dał z siebie ni więcej, ni mniej.

Potworność nie skrywa się w mej twarzy, lecz duszy. twór Frankensteina

Na tle wszystkich odcinków pierwszego sezonu najlepiej wypadają dwa z nich. "Closer than sisters" rzuca pewne światło na postać Miny i jej powiązania z Vanessą, za sprawą epistolarnej narracji. Odcinek ten zawiera duży ładunek emocjonalny. Nie chodzi wyłącznie o więź, jaka przez lata nawiązała się między przyjaciółkami, ale także to, w jaki sposób relacje te wpłynęły na pojawienie się zazdrości oraz zawiści ze strony Vanessy. To również pewnego rodzaju próba rozliczenia się dziewczyny z grzechów przeszłości za sprawą pisania mnóstwa listów, które nigdy nie zostaną nadane, a tym bardziej ujrzane przez obce oczy. Drugim z nich jest "Possession", jako ten najbardziej wypełniony akcją i dynamiką. Egzorcyzmy skierowane przeciwko rozbudzonym w bohaterce Evy Green demonom zapewniają pokaźną dozę emocji z klasycznego filmu o opętaniach. Krzyki, przerażające grymasy, zamglone spojrzenia oraz demoniczne przekleństwa – nie brakuje niczego, czego nie mógłby zapewnić kinowy horror.

Penny DreadfulPenny DreadfulPenny Dreadful

"Penny Dreadful" to miłe zaskoczenie. Spodziewałem się dość standardowych posunięć i trików, zwłaszcza że początkowe odcinki nie wzbudziły wielkiego zachwytu, zyskując dopiero wraz z rozwojem akcji. Filozoficzne rozważania delikatnie wplątane w kolejne wydarzenia żywcem wyjęte z literatury grozy zapewniają rozrywkę na nieco wyższym poziomie niż produkcje podobnego pokroju. Twórcy nie uniknęli jednak kilku błędów, jak niepotrzebne wplatanie niektórych wątków czy skupienie się na pobocznych bohaterach, zamiast na głównym nurcie. Serial został przedłużony o drugi sezon, więc pozostaje mieć nadzieję, że producenci poprawią niedociągnięcia i stworzą coś wartego jeszcze większej uwagi niż dotychczas.

Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
8.67 Średnia z 9 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Dziś skończyłem ostatni odcinek "Penny Dreadful" i na ten moment uważam, że jest to najlepsza premiera roku. Już od pierwszego odcinka wiedziałem, że to jest to, na co tak długo czekałem: klimatyczny serial z gatunku fantastyki, coś pomiędzy horrorem a fantasy z ciekawie zarysowanymi, tajemniczymi postaciami oraz świetnymi, trzymającymi w napięciu dialogami, dodatkowo osadzony w mrocznym, mglistym Londynie. W pełni zgadzam się z Lionelem, że twórcom udało się zachować znakomity balans pomiędzy akcją a poruszaniem filozoficznych i psychologicznych tematów. Ręce same składają się do oklasków. Tylko że mnie serial zauroczył właśnie od pierwszej chwili, może nieco marudziłem na dopowiadanie do historii kolejnych wątków zamiast pójścia akcji naprzód, to jednak z czasem dostałem i to drugie, więc jestem w pełni ukontentowany.

Jeśli chodzi o aktorstwo - prawda, że Eva Green jest wyraźnie najlepsza, aczkolwiek sądzę, że tutaj każdy z występujących pokazał niebywałą klasę. Nawet Hartnett, który dobrze wpisał się w rolę samotnego byłego żołnierza walczącego za czasów służby z Indianami. Co prawda, jego rola może nie zachwycała tak jak Green, ale ta w końcu miała do odegrania bardzo trudne sceny między innymi opętań. Także sądzę, że niewiele można mu zarzucić, za to pochwalić trzeba casting, bo aktorzy ewidentnie pasują do granych przez siebie postaci.

"Penny Dreadful" dałbym 9/10. Każdy wielbiciel fantastyki powinien obejrzeć ten serial, naprawdę warto. Wątki są zróżnicowane przez połączenie różnych dzieł w jeden smakowity kąsek. Do tego historia potrafi wzruszyć, wciągnąć, a nawet zaskoczyć (nie tyle wydarzeniami, co relacjami między bohaterami). Z niecierpliwością czekam na drugi sezon.
0
·
Jeśli o mnie chodzi, to mam mieszane odczucia. Owszem - klimat cudowny, interesującym zabiegiem jest wsadzenie popularnych powieści do jednej szuflady, do tego nawiązania do Egiptu i tajemnica goniąca tajemnicę (no i jak dla mnie perełka - talia Tarota, którą wręcz chce się mieć)- no cud miód. Szkoda tylko, że bywały chwile, w których serial mnie po prostu... nużył.

Drażni lekka przewidywalność (tak, doskonale pamiętam rozprawy na temat tego, co i jak, mości krzyslewy ), zastanawia relacja Ives z ojcem Miny (niby wrogowie, niby sojusznicy, niby... właśnie, co?).

Co do reszty - nie chcę się powielać. Oceny nie podaję, bo nawet nie wiem, jak ocenić.
0
·
Co do obsady, to ewidentnie twórcy większą uwagę poświęcają Green, bo to jednak ważniejsza postać niż ta grana przez Hartnetta. Może w drugim sezonie poświęcą mu więcej uwagi i będzie mógł się wykazać, bo na to się zapowiada, po tym co zapewnił nam finałowy odcinek. A tak w pierwszym sezonie jego postać była dla mnie dość miałka i nawet irytująca czasami.

Liczę też, że w kolejnym sezonie pojawi się więcej odniesień do klasycznej literatury grozy, bo na prawdę brakuje mi kilku kluczowych postaci. Ale jak już powiedział krzyslewy, jak dotychczas była to jedyna premiera tego półrocza, która była warta oglądania. Liczę, że druga będzie należała do "Dominion" lub "The Strain".
0
·
Oglądam "Dominion", póki co nie polecam Efekty specjalne aż bolą, kilka rzeczy w fabule irytuje tak, że aż boli (znów). Niemniej, pooglądam, poczekam, zobaczy się.
0
·
No wiem, ale może się rozkręci... A jak nie, to zjadę w kolejnej recenzji dla FwK.
0
·
Na "The Strain" też bardzo liczę, choć miałem nadzieję, że z dobrej strony pokaże się także nowa produkcja HBO, "Pozostawieni". Na razie jednak pilot okazał się rozczarowujący i zapowiada oklepany dramat. Ale z fantastycznych premier jest sporo tytułów: "Flash", "Gotham" czy "Extant". Na pewno będzie, co oglądać, a na ten moment, odchodząc od naszej tematyki, pozytywnym zaskoczeniem jest "Tyrant". Choć oglądałem tylko pilot, to zachwyciła mnie toksyczność rodziny bohatera i zamierzam oglądać serial dalej.
0
·
Ostatnio coś dużo sławnych imion pojawia się w serialach, więc od takich z zasady odchodzę, bo czuję, że nie będzie to dobre. Dlatego porzuciłem :Pozostawionych" czy "Extant". A poza tym wolę, gdy jednak w serialach występują nieznane twarze, zwłaszcza tych fantastycznych.
0
·
Szczerze mówiąc to nic mi nie urwał. Najciekawsze wątki - Proteusa i prof Van Helsinga (bo stary Van Helsing w filmie i serialu nigdy nie dostaje należnej mu z książkowych kart roli) - ukręcono w zarodku, a misz masz starych powieści i postaci grozy przypomina bandę z Ligi Niezwykłych Gentlemanów - z podobnym, niestety efektem.

Najbardziej to ciągnie ten serial aktorstwo i te nazwiska wypisywane na froncie - wspaniały Dalton, którego gorejąca pasja pozbawiła rodziny, targany mglistą (w ostatnim odcinku już bardziej absurdalną - wolałem kiedy jego tożsamość pozostawała sferą domysłów) przeszłością Hartnett, no i Eva Green, która mimo wszystko lepiej wypadała w roli kusicielki Morgany (Camelot, ktokolwiek?) niż opętanej Vanessy.

Mimo, że nic nie urwał, ogląda się go przyjemnie. Czego chcieć więcej?
0
·
Camelot - ktokolwiek. Owszem. Ale zmilczę lepiej na ten temat Jednakże jedno muszę przyznać, zarówno w Camelot jak i tutaj Eva Green jest największą siłą produkcji.

I bo ja wiem, czy lepiej wypada w roli Morgany? Mimo wszystko rola Vanessy jest trudna i - jak dla mnie - radzi z nią sobie znakomicie.
0
·
Paradoksalnie oglądałem Camelot z większym zainteresowaniem niż Penny Dreadful - choć kto wie, czy to nie przez żal do Showtime za anulowanie Borgiów.

Bardziej do meritum - w Camelocie największą siłą był jak dla mnie Fiennes jako Merlin. Eva Green gra kolejną w długiej linii opętanych kobiet, które gdzieś po trzecim pokazie tego typu zaczęły mi się zlewać. Nikt nie zagra tego lepiej od Lindy Blair, a oglądanie po raz kolejny schematu "jestem taka silna bo widziałam coś czego nie mogę opisać więc teraz będę robić poważne miny do kamery UWAGA", żeby potem rzygnąć nieco ekspozycją i pomiotać się na łóżku - nawet jeśli zagrane byłoby przez nie wiem, Meryl Streep i nominowane do Oskara, Złotej Palmy, Grammy, Emmy, MTV Music, Video i Teen Awards, wciąż będzie dla mnie wiało nieco nudą.

Oczywiście nie jest to problem aktorstwa tylko scenarzystów, tyle że to jest po raz kolejny kreowanie kobiecej postaci na to samo kopyto - już lepiej poradzili sobie z Miną Murray twórcy Ligi Niezwykłych Dżentelmenów (zarówno jeśli idzie o komiks i o film to była silna, niesztampowa i nietypowa jak na tamte realia postać kobieca) - nawet w nieszczęsnym Sherlocku Holmesie (filmowym) mieliśmy wróżącą z kart mistyczkę.

Zrobiliby z niej jakąś Skłodowską - Curie i zabawili się z Dr Jekyllem i Panem Hydem - to by było! Gdyby Pan Hyde był Panią Hyde.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...