Szkoda mi Mortena Tylduma. Naprawdę. To, co uczyniła z nim krytyka, nie jest zgodne z zasadami fair play. Nie oszukujmy się, Skandynaw nigdy nie wyskoczył ponad poziom typowego filmowego rzemieślnika. Oznacza to, że kręci bardzo solidne kino, które wzorowo obchodzi się z daną konwencją, lecz przy okazji brakuje mu tej iskry bożej oraz zdrowego szaleństwa do ryzyka, powodującego wychodzenie poza utarty schemat. To nic zdrożnego i żaden grzech, bo również i takie tytuły są potrzebne w tej branży. Nie można ciągle stołować się w wykwintnej restauracji, czasem warto wyskoczyć na smacznego i solidnego burgera za rogiem.
Problem w tym, że kiedy dwa lata temu "Gra tajemnic" została obsypana oscarowymi nominacjami, zachodziłem w głowę, skąd się wziął tak ogromny podziw nad produkcją, która była "okey, ale szału w sumie nie było". Dziś z kolei zastanawiam się, dlaczego reżyser jest tak masakrowany przez recenzentów, skoro "Pasażerów" można zredukować do tych samych słów. To przyzwoity obraz, lecz przez ani jedną sekundę niewychodzący poza bezpieczne ramy. Kino poprawne aż do porzygu.
Jim Preston zdecydowanie nie urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. Facet wybrał się w podróż, mającą na celu skolonizowanie nowego świata, razem z kilkoma tysiącami innych pasażerów, głową wypełnioną marzeniami oraz niespotykanymi wcześniej wyzwaniami. Niestety, w skutek pomyłki systemów supernowoczesnego statku, jako jedyny budzi się on z kriogenicznego snu... o dobre 90 lat za wcześnie. Po pewnym czasie ze śpiączki zostaje także zbudzona Aurora, niespełniona pisarka. Nie mając możliwości powrotu do stanu hibernacji, muszą poradzić sobie z rzeczywistością, jaka ich spotkała. To prowadzi do odkrycia tajemnic, które na zawsze miały pozostać w cieniu oraz przerażających powodów, dlaczego spotkał ich taki los.
Sprawa z "Pasażerami" jest wręcz banalnie prosta. Oczekujesz wyrafinowanego filmu science fiction, poruszającego trudne tematy osamotnienia, radzenia sobie w skrajnie stresowych sytuacjach, walki człowieka z bezduszną technologią oraz skomplikowanego, pęczniejącego od niejednoznacznych moralnie kwestii wątku romantycznego? Odpuść, nie poświęcaj ani jednej złotówki i oszczędź sobie czasu. Choć pierwszy kwadrans produkcji mami nas klimatami znanymi z "Moon", "Ostatniego człowieka na Ziemi" czy "Lśnienia", to historia prześlizguje się po nich z szybkością statku międzygalaktycznego i są one jedynie delikatnie liźnięte. Natomiast z upływem czasu, gdy intryga zaczyna się zagęszczać, ekran na dobre zaczynają przejmować głupotki oraz niezwykłe zbiegi okoliczności, których nie powstydziłyby się nawet sam Charles Dickens. Tak, jakby ktoś dał nam łyżeczkę doskonałych lodów, a po chwili resztę opakowania wyrzucił prosto do bajora. Podobnie z miłością Jima i Aurory – nawet średnio rozgarnięty widz doskonale przewidzi wszystkie "zaskakujące" zwroty akcji i będzie wiedział, jak to się skończy. Ogląda się więc to trochę na zimno, bez większego napięcia.
Z drugiej strony, jeżeli szukasz bezpiecznego filmu na randkę lub typowy wypad familijny, to trudno o lepszy wybór niż "Pasażerowie". Ciężko tutaj o nudę, nawet w przypadku zaprawionych kinomanów. Fabularne dłużyzny czy przegadane sceny nie istnieją. To, co dzieje się na ekranie, przykuwa naszą uwagę i nie mamy ochoty spoglądać na zegarek. No i w tym filmie są prawdziwe emocje. Można odczuć przypływ adrenaliny bądź szybsze bicie serca w kulminacyjnych scenach, a nawet trafią się momenty, kiedy wręcz wypada się wzruszyć, uronić łezkę czy parsknąć śmiechem. Owszem, nikt tutaj raczej nie ukrywa, że mamy do czynienia z prostymi oraz lekko tanimi chwytami, ale w takim wydaniu są one całkiem skuteczne.
Spora w tym zasługa gwiazdorskiej obsady, a co za tym idzie, niezgorszej gry aktorskiej. Chris Pratt kolejny raz potwierdza, że w chwili obecnej jest prawdziwym królem kina przygodowego. Jego zawadiacki urok doskonale dopełnia człowieka doprowadzonego do prawdziwej desperacji, którego zżerają wewnętrzne demony. Z takim gościem to tylko konie kraść i niejedna nadobna panna, gdyby zobaczyła jego szczery uśmiech oraz spojrzała w oczy jak u szczeniaczka, wybaczyłaby mu najgorsze świństwa. Dla Jennifer Lawrence nie jest to może rola życia, lecz nie schodzi poniżej swojego typowego, solidnego poziomu. Na przestrzeni całego filmu stosuje dobrze znaną nam paletę min oraz sprawdzonych zagrywek, doprawioną trudnym do podrobienia dziewczęcym urokiem. Nihil novi, ale o dziwo taki miks się sprawdza – w tym duecie aktorskim czuć autentyczną chemię i szybko kupujemy uczucie, jakie rodzi się pomiędzy głównymi bohaterami.
Warto także pochwalić drugi plan. Michael Sheen jako wiecznie elegancki, czarujący, zawsze służący dobrym słowem i krzepiącym drinkiem (lub na odwrót), barman-android jest doskonały, a każdą scenę z jego udziałem ogląda się z niekłamaną przyjemnością. Niezłe, choć krótkie wystąpienie zalicza także Laurence Fishburne, którego dosadna rola świetnie wyprowadza z impasu, w jaki w pewnym momencie wpadają nasi protagoniści.
Efekty specjalne robią wrażenie, choć wpisują się raczej w bezpieczne ramy całej produkcji i nie zaskakują niczym wielkim. Można mlasnąć z zadowolenia nad designem statku Avalon czy ciekawymi rozwiązaniami, jak scena w basenie podczas zerowej grawitacji. Nie da się jednak ukryć, że "Marsjanin" i w szczególności "Grawitacja" znacznie lepiej odrobiły pracę domową w tym aspekcie, więc o żadnym mocnym ciosie prosto w szczękę nie ma w ogóle mowy. Z muzyką autorstwa Thomasa Newmana jest podobnie – jego twórczość dobrze dopełnia to, co dzieje się na ekranie, lecz nie ma się specjalnej ochoty, aby odsłuchiwać soundtracka z filmu zaraz po seansie. Ot, kompozytor zrobił swoje, lecz "Pasażerowie" zdecydowanie nie będą znajdowali się na pierwszym miejscu w jego dyskografii.
Produkcja Mortena Tylduma to bardzo dobra propozycja na okres świąteczny. Szczypta akcji, emocje bijące z ekranu, solidna gra aktorska i nieskomplikowana intryga są dobrym wyborem na niezobowiązujący wypad do kina. Poszukiwacze mocniejszych wrażeń proszeni są o pozostanie w stanie hibernacji – nadchodzący rok 2017 z pewnością będzie obfitować w soczyste kino spod znaku fantastyki naukowej.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz