Cassandra Clare znana jest miłośnikom literatury fantasy przede wszystkim za sprawą serii "Dary Anioła". Akcja jej książek ma miejsce w znanym nam, współczesnym świecie, który jednak oprócz zwykłych ludzi, zwanych tutaj Przyziemnymi, zamieszkują przeróżnej maści nadnaturalne istoty – czarownicy, wampiry, demony i co tam jeszcze komu przyjdzie do głowy. Realia wymyślone przez autorkę spodobały się czytelnikom, trudno się zatem dziwić, że powstały kolejne serie osadzone w tej samej rzeczywistości. Najnowszą z nich, "Mroczne intrygi", otwiera wydana niedawno "Pani Noc".
Główni bohaterowie to nastoletni Jules i Emma. Oboje są Nocnymi Łowcami, ich zajęciem jest zabijanie demonów. Obsesją Emmy jest śledztwo mające na celu odkrycie, kto i dlaczego przed pięcioma laty zamordował jej rodziców. Kiedy więc dowiaduje się, że w mieście znajdywane są zwłoki pokryte nieznanym pismem – takim samym, jakie widziała na ciałach mamy i taty – gotowa jest zrobić wszystko, by złapać sprawcę i zemścić się na nim. W tym celu bez wahania złamie wszystkie obowiązujące Nocnego Łowcę zakazy i ograniczenia – a jest ich trochę. Nie działa jednak w pojedynkę. Wspiera ją przyjaciółka Cristina oraz Jules, będący jej parabatai – bratnią duszą, partnerem, z którym połączyła się podczas specjalnej ceremonii – a także wychowywane przez niego młodsze rodzeństwo.
Zadanie, które ci młodzi ludzie przed sobą postawili, nie jest proste. Ich przeciwnik zdaje się być nieuchwytny, a oni sami muszą postępować bardzo ostrożnie, by o śledztwie nie dowiedział się nikt, kto mógłby ich wydać – działają bowiem na granicy prawa. Jakby tego było mało, na łono rodziny wraca Mark, starszy brat Julesa, przed laty porwany i wytrenowany przez faerie – pół demony, pół anioły. Przyzwyczajony do życia w Dzikim Polowaniu, początkowo gubi się w starej – nowej rzeczywistości i czasami zamiast pomóc, wprowadza tylko większe zamieszanie. Wzbudził jednak moją sympatię, bo on jeden, pewnie właśnie ze względu na problem z przystosowaniem się do nowej sytuacji, nie wydawał się zdecydowanie zbyt dojrzały jak na swój wiek. Siedemnastoletni Jules w porównaniu do niego to stary maleńki, męczennik gotów wziąć na siebie wszystkie problemy rodziny. W ogóle moim zdaniem postaci drugoplanowe są mniej wyidealizowane, ale dzięki temu znacznie ciekawsze i zwyczajnie bardziej ludzkie od pary protagonistów.
Tak jak napisałam, Clare mnoży trudności i rzuca swoim bohaterom kłody pod nogi. Ci jednak zdają się nic sobie z tego nie robić. Ryzykują życiem, odnoszą rany, ale nie cierpią zbyt długo. Chyba nie mają czasu, bo każdego dnia dzieje się coś nowego. Z jednej strony to dobrze, bo dzięki temu akcja toczy się wartko. Problem w tym, że po przeczytaniu jednej trzeciej książki miałam wrażenie, że cokolwiek się nie stanie, wszyscy wyjdą z tego obronną ręką. Z tego powodu trudno mi było zaangażować się emocjonalnie w opowieść.
Takiego kłopotu nie mają natomiast Emma i Jules. Zaangażowali się wręcz bez pamięci. Kłopot w tym, że prawo zakazuje dwojgu parabatai miłości romantycznej. Dlatego ukrywają swoje uczucia – nie tylko przed innymi, ale nawet przed sobą wzajemnie. Autorka chyba lubuje się w komplikowaniu spraw sercowych głównym postaciom i nie inaczej jest tutaj. Bohaterowie mają mnóstwo wątpliwości, niby by chcieli, a jednak się boją, robią krok ku sobie i natychmiast odskakują do tyłu... Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w kolejnej części zrobi się jeszcze dramatyczniej. Ale – o co zakład, że na końcu i tak będą żyli długo i szczęśliwie?
Chyba nie ma we mnie za grosz romantyzmu, bo w moim odczuciu wątki miłosne w „Pani Noc”, zamiast stanowić dopełnienie fabuły, są nudne i w dużej mierze przewidywalne. Ona by za nim w ogień poszła, on umarłby, gdyby jej się coś stało. Wiecie... Miłość to piękne uczucie, ale czasem lepiej napisać mniej, by uniknąć banału... albo śmieszności. Pewnie na młodszych czytelników (przypuszczam, że głównie czytelniczki) to działa, ale ja za dużo już mam za sobą klonów "Zmierzchu", by się na to łapać.
No właśnie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ten kotlet, choć całkiem smaczny, był już kilkakrotnie odgrzewany. Wiem, doskonale wiem, że cała literatura opiera się na schematach, ale dziwi mnie, że kobieta, która potrafiła wymyślić całkiem ciekawe realia, nie jest w stanie wykorzystać ich potencjału i w dużej mierze sprowadza swoją opowieść do poziomu romansu – a szkoda, bo to akurat nie wychodzi jej najlepiej. Na szczęście mimo tych nieudanych wątków miłosnych i stosunkowo prostej fabuły całość czyta się dość przyjemnie, a to ze względu na nie najgorszy warsztat pisarki. Stokroć wolę prostą i mało ambitną, ale przyzwoicie napisaną historię niż nawet najbardziej oryginalny i nowatorski pomysł przeniesiony na papier przez amatora.
Najnowsza powieść Clare to całkiem przyzwoite... czytadło. Nie wymaga szczególnego zaangażowania i jest prosta w odbiorze. Szkoda tylko, że równie łatwo jest ją zapomnieć. Osoby, którym podobały się poprzednie książki autorki, zapewne się nie zawiodą, bo jest tu wszystko to, co w serii "Dary Anioła" – Nocni Łowcy, intrygi i miłosne zawirowania. Warto po "Panią Noc" sięgnąć w jakieś leniwe, deszczowe popołudnie, kiedy mózg nie jest w stanie pracować na zbyt wysokich obrotach. Ja bawiłam się naprawdę nieźle, ale to była jednorazowa przyjemność, bo nie sądzę, bym kiedykolwiek czuła potrzebę powrotu do tej książki.
Dziękujemy wydawnictwu MAG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz