Fragment książki

4 minuty czytania

Ganoes Stabro Paran z rodu Paranów wspiął się na palce, by wyjrzeć za blanki. Za jego plecami wznosiła się Twierdza Mocka, która ongiś była stolicą imperium, lecz teraz, gdy podbito już kontynent, znowu stoczyła się do roli kwatery pięści. Po lewej stronie miał pikę i jej kapryśną ozdobę.

Zbyt dobrze znał starożytną, górującą nad miastem fortecę, by mogła go jeszcze interesować. Odwiedzał ją po raz trzeci w ciągu trzech lat i dawno już zbadał wyboisty, brukowany dziedziniec, Starą Twierdzę – obecnie służyła jako stajnie, a na jej górnej kondygnacji gnieździły się gołębie, jaskółki i nietoperze – a także cytadelę, w której jego ojciec prowadził teraz z portowymi urzędnikami negocjacje na temat kwot eksportowych wyspy. Rzecz jasna, znaczna część cytadeli była niedostępna, nawet dla szlacheckiego syna. Była ona kwaterą pięści, a w jej wewnętrznych komnatach spotykali się ludzie zarządzający wyspą w imieniu imperium.

Ganoes zapomniał o Twierdzy Mocka i skupił uwagę na obskurnym mieście poniżej oraz na zamieszkach, do których doszło w najbiedniejszej dzielnicy. Twierdzę Mocka wzniesiono na urwisku. Do Wieży prowadziły kręte schody, wykute w wapiennym klifie. Od miasta dzieliło ją co najmniej osiemdziesiąt sążni, a poobtłukiwany mur Twierdzy dodawał jeszcze sześć. Mysia Dzielnica była częścią miasta położoną najdalej od morza. Jej pofałdowany teren zajmowały liczne rudery oraz porośnięte chwastami tarasy przecięte wpół przez gęstą od mułu rzekę, która powoli toczyła swe wody ku portowi. Ganoesa dzieliła od niej większa część miasta, i gęstniejące słupy czarnego dymu uniemożliwiały chłopcu dokładną obserwację rozgrywających się tam wydarzeń.

Było południe, lecz powietrze pociemniało od rozbłysków i eksplozji magii.

Wtem, obok, pojawił się pobrzękujący zbroją żołnierz, który wsparł na murze skryte pod naramiennikami ręce, skrobiąc pochwą miecza kamienie chodnika.

– Cieszysz się, że w twych żyłach płynie czysta krew, co? – zapytał, kierując spojrzenie swych szarych oczu na płonące w dole miasto.

Chłopiec przypatrzył mu się uważnie. Wiedział, jak są wyekwipowane wszystkie imperialne pułki. Stojący obok człowiek był oficerem elitarnej Trzeciej Armii, jednym z ludzi cesarza. Na ciemnoszarej pelerynie miał srebrną broszę przedstawiającą kamienny most rozświetlony rubinowymi płomieniami. Podpalacze Mostów.

Wysocy rangą żołnierze i urzędnicy imperium byli częstymi gośćmi w Twierdzy Mocka. Wyspa Malaz nadal była ważnym portem, zwłaszcza teraz, gdy na południu trwały wojny korelskie. Ganoes widział już wielu ważnych ludzi, tak tutaj, jak i w stolicy, Uncie.

– A więc to prawda? – zapytał śmiało.

– Co?

– Że pierwszy miecz imperium, Dassem Ultor, nie żyje. Słyszeliśmy o tym w stolicy przed odjazdem. Czy to prawda?

Mężczyzna wzdrygnął się wyraźnie, nie odrywając wzroku od Mysiej Dzielnicy.

– Tak to już bywa na wojnie – mruknął pod nosem, jakby nie chciał, żeby usłyszał go ktoś postronny.

– Służysz w Trzeciej Armii. Myślałem, że jesteście z nim w Siedmiu Miastach. W Y’ghatan…

– Na oddech Kaptura, ciągle szukają jego ciała w dymiących jeszcze gruzach tego cholernego miasta, a ty, syn kupca, mieszkający dziesięć tysięcy mil od Siedmiu Miast, znasz informację, którą powinni posiadać tylko nieliczni. – Nadal się nie odwracał. – Nie znam twoich źródeł, ale dobrze ci radzę, zachowaj to, co wiesz, dla siebie.

– Mówią, że zdradził boga – zauważył Ganoes ze wzruszeniem ramion.

Nieznajomy wreszcie spojrzał na niego. Twarz miał naznaczoną blizną, a na szczęce i lewym policzku widniała plama, która mogła być śladem po oparzeniu. Mimo to wydawał się młody, jak na oficera.

– Coś ci powiem, synku.

– A co?

– Każdą podjętą decyzją zmieniasz oblicze świata. Najlepiej jest żyć tak, żeby bogowie cię nie zauważali. Jeśli pragniesz wolności, chłopcze, żyj spokojnie.

– Chcę zostać żołnierzem. Bohaterem.

– Wyrośniesz z tego.

Chorągiewka Mocka skrzypnęła. Od morza nadciągnął wietrzyk, który rozproszył gęsty dym.Ganoes poczuł teraz odór gnijących ryb oraz tłoczących się w porcie ludzi.

Do oficera podszedł inny Podpalacz Mostów, który na plecach nosił rozbite, nadpalone skrzypce. Był żylasty i jeszcze młodszy od swego dowódcy – tylko kilka lat starszy od Ganoesa, który był dwunastoletnim chłopcem. Twarz i grzbiety obu dłoni pokrywały mu dziwaczne dzioby, a jego zbroja stanowiła osobliwe połączenie różnych egzotycznych elementów, nałożonych na wytarty, brudny mundur. U pasa miał krótki miecz w pękniętej drewnianej pochwie. Oparł się o blanki obok pierwszego mężczyzny i przyjął swobodną pozę, świadczącą, że znają się od dawna.

– Kiedy czarodzieje wpadają w panikę, smród jest paskudny – zauważył przybysz. – Wyraźnie ich poniosło. Nie potrzeba całej kadry magów, żeby załatwić parę woskowych wiedźm.

Oficer westchnął.

– Chciałem tu zaczekać, żeby zobaczyć, czy się opanują.

Żołnierz chrząknął.

– Są młodzi i niedoświadczeni – zauważył. – Niektórym na zawsze zostaną po tym blizny. Poza tym – dodał – wielu z nich wykonuje rozkazy kogoś innego.

– To tylko podejrzenia.

– Dowody mamy przed oczyma. W Mysiej Dzielnicy.

– Być może.

– Jesteś zbyt ostrożny. Gburka twierdzi, że to twoja największa wada.

– Gburka to zmartwienie cesarza, nie moje.

Odpowiedziało mu ponowne chrząknięcie.

– Może wkrótce stać się zmartwieniem nas wszystkich.

Oficer odwrócił się bez słowa i popatrzył na towarzysza.

Ten wzruszył ramionami.

– Mam takie przeczucie. Słyszałeś, że przybrała nowe imię? Laseen.

– Laseen?

– To napańskie słowo. Znaczy…

– Wiem, co znaczy.

– Mam nadzieję, że cesarz też to wie.

– Władczyni tronu – wtrącił Ganoes.

Obaj mężczyźni skierowali wzrok na niego.

Wiatr znowu zmienił kierunek, przynosząc ze sobą woń chłodnego kamienia, z którego zbudowano twierdzę. Żelazny demon jęknął na swej pice.

– Mój nauczyciel jest Napańczykiem – wyjaśnił Ganoes.

Wtem za ich plecami rozległ się nowy głos, władczy i zimny. Mówiła kobieta.

– Dowódco.

Obaj żołnierze odwrócili się, choć bez zbytniego pośpiechu.

– Ta nowa kompania będzie potrzebowała pomocy – rzekł oficer do swego towarzysza. – Wyślij Dujeka ze skrzydłem, i kilku saperów, żeby opanowali pożary. Inaczej całe miasto pójdzie z dymem.

Żołnierz skinął głową i odmaszerował, nawet nie spoglądając na kobietę.

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...