O tym, że Mark Millar dostarcza nam kolejnych komiksów w zawrotnym tempie, nie trzeba przekonywać nikogo obserwującego twórczość Szkota. Z jakością bywa już jednak różnie.
Scenarzysta niejednokrotnie serwuje pozycje superbohaterskie, a recenzowany komiks jest poniekąd odwróceniem tego schematu. Dlaczego? Otóż tytułowy Nemezis w pełni zasługuje na miano antybohatera, a w zasadzie łotra jakich mało, który łączy szaloną pomysłowość Jokera z zasobami finansowymi i gadżetami godnymi zamaskowanego alter ego Bruce'a Wayne'a. Spadkobierca fortuny przywdział biały strój, poznał sztuki walki i uzyskał dostęp do wymyślnych gadżetów, żeby siać terror. Jak? Otóż bierze na celownik słynnych przedstawicieli prawa z różnych krajów, a następnie doprowadza do ich śmierci. Czerpie ogromną satysfakcję z pokonywania wrogów, a następnym z nich ma być Blake Morrow, szef waszyngtońskiej policji.
Teoretycznie pojedynek doświadczonego i sprytnego gliniarza z diabolicznym Nemezisem mógłby stanowić pretekst do głębszej historii o pobudkach pchających człowieka w objęcia szaleństwa oraz stawce, jaką stróżowie prawa są gotowi zapłacić za wypełnianie niełatwych obowiązków. Teoretycznie, bo Mark Millar bardzo szybko pozbawia nas złudzeń i kieruje komiks na tory wartkiej akcji, dziesiątek strzelanin i bijatyk. Głębia fabularna w zasadzie nie istnieje, a motywy tytułowego złoczyńcy są zupełnie płaskie – kieruje nim tylko pragnienie adrenaliny i udowodnienia wyższości. Potężna dawka brutalnych scen sprawia, że to pozycja tylko dla dorosłych, ale i ich przestrzegam, że jest to brutalność dla samej brutalności – nie służy tu bowiem niczemu więcej niż szokowaniu odbiorcy.
Jeśli jednak owe okrucieństwa nam nie przeszkadzają, to z "Nemezis" można czerpać jako taką przyjemność. Intensywną i krótką, bo komiks bez problemu pochłoniemy w pół godziny. Lektura całości jest jak zastrzyk adrenaliny, ale wymaga też od czytelnika ogromnych pokładów dobrej woli. Mógłbym bronić tego albumu ze względu na sprawne naigrawanie się z konwencji superbohaterskiej, ale Millar częstuje nas niesamowitą ilością bzdurnych rozwiązań fabularnych. Nemezis ma być supergenialnym łotrem, przewidującym każdy ruch policji, a Morrow niewiele mu ustępuje pod względem przebiegłości. Scenarzysta kilkukrotnie próbuje nas zaskoczyć głupiutkimi zwrotami akcji. Musimy uwierzyć, że jedna z postaci znała wszelkie poczynania jej przeciwnika już kilka lat wcześniej, a jakiekolwiek reakcje rywala to część planu. Za wyjątkiem pewnej sceny z praniem rodzinnych brudów, wszystkie pozostałe zagrywki tego typu zupełnie odrzucają od lektury i są niczym ogromniasty królik wyciągnięty ze skromnego denka kapelusza kuglarza.
W kresce Steve'a McNivena wyczuwa się surowość i być może jest ona spowodowana faktem, że obaj twórcy nie wiązali dłuższych planów z miniserią (oryginalnie tylko cztery zeszyty). Rysunki są bowiem proste, a to wrażenie jest potęgowane, kiedy spojrzymy na drugi plan. Poza twarzami postaci brakuje detali, chociaż w dalszym ciągu są one solidne, głównie dzięki dynamicznemu kadrowaniu. Pozostałe elementy – również kolorystyka – ani ziębią, ani grzeją.
Po lekturze naszła mnie myśl, że Mark Millar bawił się znakomicie podczas tworzenia "Nemezis". Niestety, aby czerpać z niego równie dużą przyjemność co autor, należy wzorem kina sensacyjnego klasy B albo i C zupełnie wyłączyć myślenie, a także zrezygnować z doszukiwania się realizmu. To jazda bez trzymanki, głupiutka i naiwna, ale mogąca dostarczyć nieco dobrej zabawy, jeśli tylko tolerujemy szaloną konwencję.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz