Motyw samotnego rozbitka na bezludnej wyspie nie jest niczym nowym. Poruszano go wielokrotnie zarówno w filmach (pamiętacie świetne "Cast Away" z Tomem Hanksem?), jak i książkach (najsłynniejsza to chyba "Robinson Crusoe" Daniela Defoe), a mimo to najnowsze dzieło Terry'ego Pratchetta wnosi do tematu odrobinę świeżości, ukazując nam głównego bohatera z nieco innej strony. Cała historia nie kręci się tutaj wokół osamotnionego podróżnika, który cudem ocalał z jakiejś straszliwej katastrofy (choć i ta miała tu miejsce) i próbuje na nowo ułożyć sobie życie, ale wokół osoby poszukującej własnej tożsamości i pragnącej zweryfikować odpowiedzi na kilka ważnych pytań, które do tej pory wydawały się takie oczywiste.
"Nacja" to wspaniała opowieść o chłopcu imieniem Mau, który opuszcza rodzinną wioskę, by w ciągu paru dni, spędzonych samotnie na niewielkiej wysepce, ostatecznie rozstać się z duszą chłopca i obudzić w sobie mężczyznę. Pech chce, że w drodze powrotnej jest świadkiem nadchodzącego kataklizmu, który wywróci jego życie do góry nogami. Olbrzymia fala zmiata nie tylko rodzinną wioskę chłopaka, ale niszczy również sąsiednie wyspy, zabierając ze sobą tysiące istnień. Gdy morze cichnie, a Mau głodny i obolały budzi się w swoim kanu, dostrzega unoszące się w wodzie liście, martwe ryby, a nawet całe drzewa wraz z korzeniami. Nie wie jeszcze, jak straszny los spotkał Nację i jego rodzinę, ale i o tym wkrótce się przekona. Żal, rozpacz i strach staną się odtąd najbliższymi towarzyszami chłopaka, który osamotniony, pośrodku ruin tego, co kiedyś nazywał domem, zaczyna nowe życie. Wpierw jednak oddaje morzu znalezione na wyspie ciała, by zgodnie z plemiennymi wierzeniami mogły zamienić się w delfiny. Wtedy właśnie poznaje "dziewczynę-ducha" (nazwaną tak z powodu koloru skóry) – białą nastolatkę, która jako jedyna ocalała z pewnego niefortunnego rejsu i teraz wraz z wrakiem "Słodkiej Judy" tkwi na wyspie, wypatrując na horyzoncie ukochanego ojca. Jak potoczą się losy tej dwójki? Czy Mau okaże się na tyle silny, by udźwignąć ciężar odtworzenia społeczności Nacji? Czy przybywający na wyspę ocalali mieszkańcy zniszczonego archipelagu zdołają się zjednoczyć w obliczu zagrożenia ze strony Najeźdźców? Jakie tajemnice, poza Kotwicami Bogów i Jaskinią Praojców, kryje rodzinna Nacja? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań poznacie sięgając po wydaną nakładem wydawnictwa Rebis "Nację" Terry'ego Pratchetta.
Nie ukrywam, że książka bardzo mi się spodobała. Dlaczego? Może dlatego, że stanowi miłą odmianę od tych wszystkich czarowników, rębajłów i moczymord, jakich pełno w zalegających na księgarnianych półkach tytułach, a zarazem zabiera nas w zupełnie nowy, wręcz pierwotny świat, do którego chyba każdy z nas choć raz w życiu chciał trafić. Opowieść o "już nie chłopcu, a jeszcze nie mężczyźnie" wciąga do tego stopnia, że nawet się nie zorientowałem, kiedy pierwsze sto stron miałem już za sobą. Bardzo dobrze świadczy to nie tylko o poziomie całej historii, ale i o autorze, który nie zaserwował nam byle papki, ale przygotował prawdziwą ucztę – i to nawet dla najbardziej wybrednego czytelnika. Oczywiście książka nadal posiada w sobie pewną lekkość, charakterystyczną dla młodzieżowych tytułów, jednak zagadnienia w niej poruszane wydają się wymagać od odbiorcy czegoś więcej, niż tylko umiejętności szybkiego czytania i jeszcze szybszego przewracania kolejnych stron. Tłumaczenie, korekta i jakość samego wydania stoją na bardzo wysokim poziomie, co w moich oczach dodatkowo podnosi ocenę tego tytułu. Nie pamiętam, żebym w trakcie lektury natknął się na jakiekolwiek błędy, a twarda oprawa, dobrej jakości papier, ładne ilustracje czy wreszcie papierowa obwoluta sprawiają, że "Nacja" wyróżnia się spośród innych tytułów na półce, a tym samym łatwo przyciąga wzrok potencjalnego czytelnika.
Opowiedziana przez Pratchetta historia jest o tyle ciekawa, że zgrabnie łączy w sobie wiele wątków, które rozwijane są równolegle, tak więc czytelnik nie nudzi się w trakcie lektury. Mamy więc nastoletniego Mau, pełnego goryczy i złości, ignorującego nawet Praojców, których jego najbliżsi darzyli wielkim szacunkiem. W trakcie całej opowieści chłopiec niejednokrotnie obrazi bogów (czym zasłuży sobie na przydomek "małego demona"), zagra na nosie bogowi śmierci Lacosze, wyrywając z jego objęć tonącą Daphne ("dziewczynę-ducha"), zignoruje nawoływania Praojców, żądających przywrócenia na miejsce zatopionych w zatoce świętych kamieni, a jednocześnie stanie się dla przybywających na wyspę ludzi kimś w rodzaju wodza, na którym spoczywa odpowiedzialność za odradzającą się Nację. Mamy też wspomnianą Daphne, młodą arystokratkę. Wielka fala uwięziła ją na wyspie w trakcie rejsu do ojca, świeżo mianowanego gubernatora Niedzielnych Wysp Krzyżowych. Wychowana w typowy dla wyższych sfer sposób, po przybyciu na Nację musi się zmierzyć z wyzwaniami, które jej babcię przyprawiłyby o zawał: pieczeniem ciastek, warzeniem piwa, a wreszcie nawet z odebraniem porodu. Oprócz tej dwójki poznamy jeszcze panią Bulgot, tajemniczą staruszkę o niezwykłej mocy, kapłana Atabę, z jednej strony piętnującego Mau za jego ignorancję w stosunku do bogów, z drugiej jednak nieco tchórzliwego i stojącego jakby w cieniu chłopaka, który nawet jemu zdaje się imponować, a także wiele innych postaci – z okrutnym Cox'em i jego bandą ludożerców na czele. Losy tych wszystkich postaci splatają się w niezwykłej przygodzie, przepełnionej walką z przeciwnościami losu, wzajemną nieufnością, która stopniowo przeradza się w prawdziwą przyjaźń oraz nadzieją na lepsze jutro.
Kiedy po skończonej lekturze odkładałem książkę na półkę, szczerze żałowałem, że całość ma jedynie czterysta dwadzieścia cztery strony. Historia Mau i Daphne może się z pozoru wydawać prosta i banalna, ale zapewniam, że taka nie jest. Powiem więcej – po przeczytaniu pierwszych stu stron trochę się zdziwiłem i zmieniłem sposób postrzegania książki. Gdy po raz pierwszy wziąłem "Nację" do rąk, spodziewałem się raczej kolejnej pociesznej powieści dla dzieci i nastolatków, okraszonej lekkim humorem i napisanej prostym (a nawet bardzo prostym) językiem. W zamian otrzymałem opowieść pełną egzystencjalnych pytań, dojrzałą i skierowaną raczej do starszego czytelnika, gdzie humor jest jedynie niewielkim dodatkiem do całości. "Nacja" zaskakuje – i to tak, jak powinna zaskakiwać każda książka. Jeśli zdecydujecie się wysupłać z portfela te trzydzieści sześć złotych bez dziesięciu groszy i zabrać do domu najnowsze dzieło Pratchetta, może się okazać, że będą to najlepiej zainwestowane pieniądze w ciągu ostatnich dni, a może i tygodni. Szczerze polecam!
Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz