"Na psa urok" – dziwny tytuł, który zapewne jest zapowiedzią jeszcze dziwniejszej zawartości. Zresztą jej opis także za tym przemawiał – szalony druid Atticus, spotykający na swojej drodze między innymi ponętną boginię śmierci Morrigan i polskie wiedźmy, które umknęły nazistom. Ja podskoczyłem na słowo "ponętna", drgnąłem na "polskie", a zezłościłem się na dokończenie o wiedźmach. Rzadko w książkach pisanych przez obcokrajowców jakakolwiek postać ma polskie korzenie, druga sprawa – czemu akurat wiedźmy? Postanowiłem zrobić małe dochodzenie, mające na celu wykrycie jakości (i dziwności) tej pozycji – jedno jest pewne: nic nie jest pewne.
W opisie była mowa, że główny bohater jest szalonym druidem i – o czym nie wspomniałem – gwiazdą rocka. Po przeczytaniu okazało się, że nie jest ani jednym (w połowie) ani drugim. Na pierwszych stronach Atticus wspominał, bo to on jest narratorem, że wygląda jak rockman, ale robi to specjalnie, aby ukryć fakt, że jest druidem, mającym dwadzieścia jeden wieków. Oczywiście na tyle nie wygląda – biologicznie ma zaledwie dwadzieścia jeden lat. Jeśli chodzi zaś o szaleństwo, to nie wiem, skąd autor opisu wysnuł takie wnioski. Tak naprawdę Atticus to osoba bardzo inteligentna, o czym świadczą wspaniałe dialogi. Są one takie, gdyż pasują do osób, które je wypowiadają, oraz prowadzone są niezwykle inteligentnie i włączają u czytelnika myślenie. Prawnik umie dogadać policjantowi i na pamięć zna wszystkie przepisy, a główny bohater i inne postacie potrafią "łapać za słówka" – na źle zadane pytanie można dostać prawdziwą i szczerą odpowiedź, ale przy tym zawierającą tylko część informacji, której bohater chciał się dowiedzieć. Mnie się wydaje, że to dobrze, iż opis nie okazał się trafny, gdyż osobiście nie przepadam za gwiazdami rocka i jakimiś szalonymi druidami, a z połączenia tych dwóch charakterów może wyjść mało zachęcająca postać.
"Na psa urok" opowiada o niezwykłych przygodach Atticusa. Jego głównym celem będzie zabicie swojego największego wroga – boga miłości Aenghusa Óga (na pierwszej stronie jest pomoc, jak powinno się wymawiać nazwy, w tym właśnie tę, która fonetycznie brzmi: "Engys Ołg"). Zanim jednak główny bohater go dopadnie, będzie musiał spotkać i zmierzyć się z wieloma bardzo ekscentrycznymi postaciami, które mają różne osobowości i mogą mu pomóc lub zaszkodzić.
Wynikają z tego ciekawe sytuacje, podczas których bohater uzewnętrznia swoje myśli i uczucia, a ma je naprawdę barwne – skąd zna tę osobę, jak wygląda, co o niej sądzi, jakiej strategii użyje w czasie rozmowy, a jakiej podczas walki. Wszystkie jego luźne przemyślenia na dany temat przypominają felietony. Do tego opisy miejsc, które są bardzo szczegółowe. Czasami mam jednak wrażenie, że aż za bardzo; autor w pewnych momentach powinien dać wolne pole do popisu czytelnikowi i jego wyobraźni. Z kolei momentami tych szczegółów brakuje. Są również sytuacje, gdy opisy zmniejszają tempo akcji – dzieje się coś ciekawego i opis zajmuje stronę, chyba że chodzi tu o przebieg walki – jakie ciosy są wymierzane i tak dalej. Buduje to napięcie, ale czasem bohater zrobi tylko jedno ciachnięcie mieczem i po problemie. Ta nierówność jest cechą charakterystyczną tej powieści.
Są jednak rzeczy, które autor zrobił świetnie. To między innymi elementy humorystyczne, przy czytaniu których niejednokrotnie śmiałem się do rozpuku. Na szczęście w przeciwieństwie do innej książki, "Zagubionego herosa", humor nie psuje tutaj całej opowieści czyniąc ją błahą, gdyż wrogowie nie są wyśmiewani. Tutaj te elementy mają inny cel, zwykle rozładowując napięcie po walce i działając na bohatera oraz czytelnika w sposób rozluźniający.
Jednak największym atutem tej książki są, według mnie, nieoczekiwane zwroty akcji. Co rozdział (a jest ich dwadzieścia pięć) dzieje się coś nowego, nieoczekiwanego. Gdy coś takiego się zdarzy, bohater skwituje to kilkoma zdaniami, które będą wyrażały jego ogromne niezadowolenie, czyli będzie, krótko mówiąc, narzekał. A robi to w bardzo dobrym stylu, gdyż określa w ten sposób swój charakter, który mi bardzo przypasował – inteligentny, mądry luzak, do tego pociągający boginie (zaleta do pozazdroszczenia). Zresztą działa to w obie strony, a on próbuje to w śmieszny sposób ukryć, nie myśląc o tym.
Podsumowując, "Na psa urok" to dobra książka, która niewątpliwie jest godna polecenia, mimo pewnych niewielkich wad. Głównego bohatera, równie przystojnego, co inteligentnego, nie da się nie lubić. Do tego fantastyczne dialogi odzwierciedlające umysłowość postaci i humor, zapełnią bardzo dobrze wolny weekend. Książka jest pozycją obowiązkową dla osób, które uwielbiają tytuły fantastyczne i przygodowe, ale odradzam ją tym, którzy lubią wzruszające historie ze świetną, ale patetyczną fabułą. Zabieram się za drugi tom, który, mam nadzieję, będzie co najmniej tak dobry jak ten.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz