Mam już za sobą drugie spotkanie z „Mumią” autorstwa Anne Rice. Pierwszy raz, lata temu, książka ta wpadła w moje ręce przez przypadek i zaowocowała zainteresowaniem „Kronikami Wampirów”. Teraz, gdy te ostatnie mam już za sobą i ponownie pojawiła się okazja na przeczytanie „Mumii”, przyszła pora na recenzję.
Tym razem za wydanie tej pozycji odpowiada nie Zysk i S-ka, ale Dom Wydawniczy Rebis. Chyba tam w Poznaniu ktoś przysiadł nad moimi recenzjami sagi o wampirach, bo okładka zadziwia kolorystyką. Czerni jest tam jak na lekarstwo, ale pojawia się wizerunek stylowego, wiktoriańskiego domu oraz najprawdziwszej mumii, co w nieskomplikowany dla odbiorcy sposób ma nawiązywać do tytułu powieści. Ten ostatni został dodatkowo wytłoczony i nie cierpi na przypadłość ścierania się, jak to miało miejsce w przypadku przygód bohaterów serii „Dragonlance”, recenzowanych także na łamach GameExe.
Fani twórczości A. Rice zapewne nie będą się długo zastanawiać nad kupnem „Mumii”, ale tak im, jak i pozostałym czytelnikom, należy się kilka słów odnośnie fabuły książki. Akcja książki rozpoczyna się w Egipcie, w końcu XIX wieku. Twórca potęgi Stratford Shipping, Lawrence Stratford, nigdy nie przepadał za londyńskimi, sztywnymi ramami etykiety, dlatego oddał sterowanie firmą najbliższym i udał się nad Nil, by zająć się tym, co zaraz po jedynej córce kochał najbardziej – poznawaniem i odszukiwaniem bogactw starożytnej ziemi faraonów. Ten bogaty archeolog staje u progu swojego największego odkrycia – tajemniczego grobowca na wschód od Kairu. Napisy na drzwiach zwyczajowo obiecują klątwę każdemu, kto zakłóci spokój zmarłego, jednak już w środku Lawrence odkrywa dość niecodzienne znalezisko. Doskonale zachowana mumia Ramzesa Przeklętego, jak on sam niegdyś siebie nazwał, popiersie Kleopatry i współczesne jej meble rzymskie, co wywołuje lawinę spekulacji oraz inwazję fotoreporterów. Stratford rozszyfrował część zapisków, z których wynikało, że to grób nieśmiertelnego nauczyciela królów Egiptu, który choć wydaje się być nieżywy, to wystarczą promienie słońca, by przerwał swój sen i ponownie zaczął chodzić po ziemi. Ani Lawrence, ani jego przyjaciel i współpracownik Samir, nie biorą tych słów zbyt poważnie, jednak odwiedziny kuzyna – hazardzisty Henry’ego i następująca po nich tajemnicza śmierć twórcy potęgi Stratford Shipping wkrótce zmienią ten stan rzeczy. Okazuje się, że leżący w trumnie Ramzes widział morderstwo Lawrence’a i po przewiezieniu do Londynu „wstanie z martwych”, by uratować córkę swego odkrywcy – Julie Stratford.
Anne Rice postanowiła wykorzystać istniejące historie o Ramzesie Wielkim, by następnie dopisać własną. Tytułowa mumia swoją nieśmiertelność zawdzięcza tajemniczemu eliksirowi, ale pisarka postanowiła obdarzyć tę postać nie tylko niezwykłą zdolnością regeneracji, lecz także niezwykle atrakcyjnym ciałem, które wprowadzi nie lada zamieszanie w dość uporządkowane życie dziedziczki Stratford Shipping – wspomnianej tu już Julie. Ulega ona urokowi nieśmiertelnego faraona, dla którego odrzuca swego dotychczasowego mężczyznę – Alexa Savarella. Autorka nadała jej rys kobiety nowoczesnej, nieskłonnej do szybkiego zamążpójścia , dodatkowo obciążonej żalem po śmierci ojca i następującej po tym wielkiej odpowiedzialności w zarządzaniu ogromnym przedsiębiorstwem. Dopiero ratunek z rąk Ramzesa, dla innych znanego pod przybranym nazwiskiem Ramsey, kruszy w niej wewnętrzne mury i nadaje jej życiu zupełnie nowy kierunek. Na kolejnych stronach odkrywamy, że jej uczucie względem nieśmiertelnego faraona wcale nie jest nieodwzajemnione i rozkwita ku rozpaczy młodego syna lorda Rutherforda. Mnie przypominała ona królewnę ze średniowiecznych etosów rycerskich czekającą w wieży na śmiałka, któremu uda się skraść jej serce i w drodze do niego pokonać wszelkie przeciwności losu.
Na początku Lord Rutherdford pełni nieco drugoplanową rolę, szybko jednak wybija się na czołową pozycję wśród innych postaci. Pisarka uczyniła z niego człowieka starszego, ale niezwykle błyskotliwego i oddanego walce o dobrą przyszłość swojego jedynego syna. Co prawda, należy przez to rozumieć chęć wydania Alexa za jakąś bogatą pannę, ale nie należy sądzić, że lord Rutherford to postać jednowymiarowa. A. Rice zdradza, że był niegdyś bliskim przyjacielem (a nawet kimś więcej) Lawrence’a Stratforda, ale nie porzucił Londynu i dał się wciągnąć w zamknięty, arystokratyczny krąg. Teraz, mając za sobą wiele lat życia i narastające oznaki słabości ciała, polega przede wszystkim na nieprzeciętnej intuicji. Nieraz będziemy świadkami jego ciekawych dysput z Ramzesem i odkryjemy, że stary Elliot swoimi, niekoniecznie właściwymi działaniami wzbudza jednak sympatię czytelnika, a przy tym nie traci nic ze swojej klasy. Moim zdaniem jest to postać zasługująca na szczególną pochwałę, gdyż Anne Rice udało się doskonale zobrazować tok rozumowania mężczyzny mającego najlepsze, przynajmniej w teorii, lata życia za sobą i jednocześnie osobę, która otacza się ludźmi, dostrzegającymi jedynie tytuł przed nazwiskiem.
Niestety, na tle ojca, Alex Savarell wypada dramatycznie słabo. Dozgonnie uniżony, nienaganny w manierach i niemal nieskory do gniewu, nie wzbudził mojej sympatii i wydał mi się po prostu nudny. Z drugiej strony, Rice chciała poprzez tę postać pokazać myślenie wielu kawalerów w tamtych czasach, gdy nękały ich problemy finansowe. W praktyce sprowadzało się to do tego, by szybko znaleźć kolejną bogatą dziewczynę, która zakocha się w młodym i praktycznie idealnym mężczyźnie, doskonale potrafiącym dopasować się do zaistniałej sytuacji. Chociaż sami nie musimy popierać tych działań, to nie da się ukryć, że jeszcze w XIX wieku takie zachowania były właściwie normą.
Niewykorzystany potencjał drzemie w postaci Samira Ibrahaima. Egipcjanin, będący pomocnikiem i przyjacielem Lawrence’a Stratforda, dość szybko poznaje tajemnicę Razmesa i od tego momentu staje się niemal jego sługą. Dobre ramię do pocieszania, wierny przyjaciel – tyle właściwie można o nim powiedzieć. Autorka znów jednak stara się nieco wzbogacić postać i dowiadujemy się, że Samir nie ma nic przeciwko wymierzeniu sprawiedliwości zabójcy – odkrywcy mumii Ramzesa Przeklętego. Tego bym się nie spodziewał po Egipcjaninie pracującym w British Museum.
Prawdziwym nemezis książki wydaje się być jednak Henry Stratford – utracjusz, nałogowy hazardzista. On także poznaje sekret Ramzesa, ale obawia się go. Właściwie, Henry jest niewolnikiem pieniądza, który daje mu możliwość ulubionej rozrywki przy stole gry i otwiera drzwi do mieszkania ulubionej kochanki. Nie chcę zdradzać niespodzianki więc powiem tylko, że nie jemu jednemu pisane jest wprowadzenie zamętu, dzięki czemu akcja w drugiej części książki nabiera nie tylko tempa, ale i rumieńców.
Niczym byłyby jednak nawet najlepiej zakreślone postacie, gdyby umieszczono je w nieciekawym świecie. „Mumia” powstała po napisaniu „Królowej Potępionych”, więc pisarka nie zawiodła moich nadziei związanych z przedstawieniem świata u schyłku XIX wieku. Znajdziemy wiele nawiązań do tamtych czasów oraz ujrzymy Londyn tuż po rewolucji przemysłowej. A. Rice nie pokazuje jedynie bogactwa i przepychu, ale wspomina o dzielnicach biedy i tym samym udowadnia, że mimo upływu lat, problem braku pracy i dachu nad głową wciąż pozostaje aktualny.
Oczywiście, nie zabrakło również Egiptu, który przeżywał okres fascynacji ze strony Europejczyków. Specjalne brytyjskie dzielnice, odpowiedni wystrój hoteli czy dostępnych atrakcji – wszystko to jak żywe przypomina także dzisiejsze czasy. Wtedy jednak zabytki prezentowały się dużo lepiej, a dziś zachowały się po nich jedynie ruiny i wspomnienia, podczas gdy prawdziwe skarby pozostają pilnie strzeżoną własnością muzeów w Londynie czy Paryżu. W książce także natkniemy się na przedstawicieli British Museum i chyba słusznie w oczach A. Rice są to ludzie gotowi na zagarnięcie wszelkich wydobytych artefaktów i następnie wywiezienie ich do Anglii.
Jednak „Mumia” to przede wszystkim książka o miłości. Akcja często przeplatana jest scenami ze starożytności, gdy powstał dziwny trójkąt miłosny, na który składali się Ramzes, Kleopatra i Marek Antoniusz. Nieśmiertelny faraon wciąż nosił w sobie bolesną pamięć o schyłku wolnego Egiptu i dopiero spotkanie Julie Stratford ukazało mu różnicę między prawdziwym uczuciem a namiętnością. Młoda dziedziczka Stratford Shipping to przykład osoby, która nie ulega presji społecznej w postaci zamążpójścia i konsekwencji zabrakło jej dopiero w obliczu prawdziwej miłości. „Mumia” uczy tym samym, że nieśmiertelność to cała wieczność, której bezmiar można znieść jedynie u boku ukochanej osoby.
Pewien niedosyt pozostawia u mnie zakończenie całej historii, a właściwie książki, gdyż wątek główny został przerwany w miejscu, które pozwalałoby na jego kontynuację w przyszłości. Do połowy obserwujemy, jak Ramzes stara się dopasować do nowych czasów i uczy się w nich poruszać bez wzbudzania niepotrzebnej uwagi. Brakuje tam szybszej akcji, na którą możemy liczyć dopiero wraz z pojawieniem się na scenie niespodziewanej postaci.
Podsumowując, „Mumia” to ciekawa historia nieśmiertelnego faraona, okraszona egipskimi mitami i ciekawą perspektywą życia w końcu XIX wieku. Dodatkowo, stanowi niemal wzorcowy przykład opowieści o miłości, która nie zważa na wiek i stanowi uwolnienie tak od bolesnej przeszłości, jak też od skrępowanej przyszłości. Anne Rice pokazuje zarazem swój talent do tworzenia wciągającego świata i daje alternatywę tym, którzy autorkę kojarzyli do tej pory tylko z historii o miłośnikach picia krwi. Książkę jednak poleciłbym przede wszystkim czytelnikom płci pięknej – panowie mogą się z początku nieco nudzić, a co za tym idzie – zawczasu do niej zniechęcić.
Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz