"Mrok" to druga część trylogii "Strażnicy Veridianu", której autorką jest Marianne Curley. Pierwszy tom serii pt. "Straż" absolutnie mnie nie zachwycił. Co więcej – męczyłem się przy jego czytaniu, aczkolwiek nie traciłem nadziei, że ta powieść naprawi błędy poprzedniczki i zapewni mi przednią zabawę. Niestety, także tym razem solidnie się zawiodłem.
Akcja rozgrywa się rok po zakończeniu fabuły znanej ze "Straży". Marduk pokonany, Bogini wygnana, nikt nie umarł, ogólnie udało się odnieść zwycięstwo bez żadnych kosztów. Jednak żeby nie było nudno, już na samym początku przełożona Zakonu wskrzesza swojego najwierniejszego sługę. Jest nim, rzecz jasna, Marduk. Arkarian zostaje porwany do równoległego świata, będącego domeną Chaosu. Trybunał nie godzi się na akcję ratunkową, więc nasza mała, dzielna Isobel wraz z przypisanym jej Nauczycielem biorą sprawy w swoje ręce.
Tempo akcji można porównać do zagadki Sfinksa – najpierw raczkuje, potem idzie, a pod koniec podpiera się laską. W żadnym wypadku nie biegnie, nie gna, nie pędzi. Wiadomo, że człowiek się męczy, dlatego czasem sobie usiądzie – tak samo zrobiła fabuła. Aczkolwiek trzeba przyznać, że w pewnych momentach próbuje się poderwać, już gotuje się do szaleńczego zrywu, ale... nagle traci ochotę. Jednak nawet te króciutkie chwile truchtu są całkiem miłą odskocznią i dają pewien zapas siły do następnego podbiegu. Dzięki temu czytelnik może wytrwać do końca książki. I byłoby nawet dobrze, gdyby nie to, że zdarzenia są... takie papierowe! Nie czuć w nich niezwykłych emocji, brak jest gwałtownych zwrotów czy nawet zwrocików, które znacząco umiliłyby czas poświęcony lekturze.
Narracja, która była dla mnie jednym z nielicznych plusów, została zmieniona. Swoich odczuć nie opisuje już Ethan – jego rolę przejmuje Arkarian, z kolei żeńska część pozostała nienaruszona, bo Isobel wciąż sprawuje tam władzę. Taka zmiana nie przypadła mi do gustu, ponieważ Arkarian pozostawał jednym z moich ulubionych bohaterów – szara eminencja, niezwykle potężny i tajemniczy. Teraz zachowuje się jak nierozważny nastolatek, któremu nieustannie buzują hormony, a nie jak wiecznie młody, doświadczony, sześćsetletni członek Straży. Jak wspominałem w recenzji poprzedniej części, Isobel jest głupiutką dziewczynką, która zwraca uwagę wyłącznie na to, czy dziś spodoba się ukochanemu i co o niej pomyślał. Wydaje mi się, że autorka chciała zrobić z niej silną, niezależną kobietę, ale zupełnie jej to nie wyszło. Nasza główna postać nieustannie ględzi o miłości, która w ogóle nie miała mieć miejsca. Swoją drogą, gdy książka przyciągnęła moją uwagę, w opisie nie było ani słowa o rozpaczliwej love story. Ale taka historia nie powtarza się tylko po tej jasnej, dobrej stronie mocy. Gdy Lathenia, Bogini Chaosu, zacięty wróg Straży (i jej przewodniczącego, Loriana) ujawnia swoje zamiary – romantyzm! Brakuje tutaj emocji negatywnych, czyli zazdrości, gniewu, nienawiści! Przez tę całą radość książka robi się tak mdła, że trudno ją czytać.
Przede wszystkim brakowało mi tego, co powinno cechować dobrą powieść. Gdy przewracałem kartki "Mroku", nie czułem napięcia. Nie wstrzymywałem oddechu, nie chciałem jak najszybciej poznać zakończenia. Nie mogłem się też dopatrzeć wyraźnego celu istnienia postaci, celu do którego zmierza akcja. Odniosłem silne wrażenie, że autorka pisała "na żywioł". Pomysły jeden po drugim przychodziły jej do głowy, a ona zbierała je do kupy, tworząc momentami nieskładną i nieinteresującą całość. Głównie dlatego tak surowo oceniam tę pozycję. Jednak trzymając się powiedzenia, że nadzieja umiera ostatnia, nie tracę jej i wierzę, że w ostatnim tomie będzie lepiej.
Podsumowując: "Mrok" być może i byłby dobrą książką, gdyby nie to, że zaliczany jest do gatunku fantasy, a nie romansu. Zwłaszcza, że tym ostatnim jest wręcz przesycona. Z radością mogę polecić tę powieść nastolatkom, które spragnione są dobrej miłosnej historii, ale... nie wiem, czy komuś więcej. Dorosłym kobietom – raczej nie, ponieważ styl autorki jest wyjątkowo prosty i niewymagający, adresowany do młodzieży. Niestety, nie mogę dać oceny wyższej niż poprzednio, ale też nie zaniżam – obie części są na mniej więcej takim samym poziomie.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz