Power Rangers wrócili! Serial cieszący się w Polsce dużą popularnością doczekał się odświeżenia w komiksowej formule. Z jakim skutkiem?
Pierwszy album wziął mnie z zaskoczenia. Wciąż w pamięci miałem – blade, bo blade – wspomnienie serialowych Power Rangers, którzy perłą szklanego ekranu nie byli. Ba, przaśność i infantylne pomysły zawarte w krótkich odcinkach powinny ten twór zatopić na dobre, zanim zyskał fanów. Kiczowatość nie przysłoniła jednak elementów pobudzających wyobraźnię widzów na całym świecie – grupka nastolatków obdarzonych mocami starożytnych dinozaurów przywdziała kolorowe stroje i przy wsparciu gadającej głowy umieszczonej w tubie – przez niektórych zwanych Zordonem – mierzyła się ze złem utożsamianym przez Ritę Odrazę, jej przybocznego Złotara, tworzącego kitowce Płetwiarza i w końcu samych kitowców. Do tego dochodziły Zordy, czyli ogromne mechy, które w dodatku mogły łączyć się w jeszcze większą wersję. Im dłużej piszę te słowa, tym bardziej uzmysławiam sobie, że "Power Rangers" byli skazani na sukces.
Wszystkie wymienione postacie wraz z ich najważniejszymi atrybutami powróciły w komiksie pisanym głównie przez Kyle’a Higginsa. Mało tego, scenarzysta, jak sam przyznaje, od dziecka zafascynowany światem "Power Rangers", uwspółcześnił przygody kolorowych wojowników i to ze znakomitym rezultatem. Wyciągnął esencję i pozbawił Rangersów najbardziej irytujących rzeczy, które dzisiaj by już nie przeszły. Dialogi stały się… normalne, dobrze napisane, pozbawione infantylizmów znanych z pierwowzoru. Kitowce nie wyglądają, jakby zwykły chudzielec nałożył na siebie szary kostium do pływania i nie trzęsą się lub wrzeszczą, jak gdyby dostawali delirki w wersji extreme. Z kolei Mięśniak i Czacha przenieśli swoją fascynację Rangerami do sieci, gdzie regularnie publikują filmiki o swoich idolach, i są nieco bardziej elokwentni.
Poprawie archaicznych – lub zwyczajnie głupich nawet w okolicach emisji serialu prawie 30 lat temu – rozwiązań oryginału towarzyszą śmiałe pomysły scenariuszowe. Higgins zaczyna "Rok pierwszy" od pojawienia się w drużynie Tommy'ego, Zielonego Rangera, który jeszcze niedawno znajdował się pod wpływem Rity i, jak się okazuje, ta wciąż miesza mu w głowie. Fabuła mocno skupia się na relacjach pomiędzy członkami zespołu, na budowaniu wzajemnego zaufania między Tommym i resztą Rangersów. Ostatecznie Zielony musi zadecydować, którą stronę obierze. Brzmi to może prosto, lecz w międzyczasie dzieje się mnóstwo innych rzeczy, w tym starć wojowników i Zordów. Do tego Higgins nie wzbrania się przed ingerowaniem w uniwersum – w pierwszym tomie trafiamy nawet do dystopijnej rzeczywistości alternatywnej, gdzie Rangersów już nie ma, a rządzi… przekonajcie się sami.
Losy drużyny borykającej się z problemami tożsamościowymi Tommy'ego to najważniejszy temat przewijający się w "Roku pierwszym", lecz nie znajdujący w nim zakończenia. "Rok drugi" podejmuje ten wątek i doprowadza go do pozornego końca. Pozornego, ponieważ niektóre pytania pozostają bez odpowiedzi, do tego w drugim tomie pojawiają się nowe postaci, które mieszają i zapewne nadal będą mieszać w życiu Power Rangersów. Rodzi się z tego wielowątkowa historia konfliktu wojowników z Ritą Odrazą, przeplatana dziesiątkami pomniejszych interwencji i ewoluujących relacji między postaciami. Śledzi się to z niekłamaną przyjemnością, tym bardziej że scenariusz nie szafuje ciągłymi walkami czy efekciarskimi potyczkami z udziałem Zordów. Te oczywiście się pojawiają, lecz nie są najważniejsze.
Wszystkie wymienione zalety dotyczą zarówno pierwszego, jak i drugiego albumu, mimo że drugi jest odrobinę mniej zaskakujący. Nie mniej udany, lecz właśnie mniej zaskakujący, ponieważ po świetnym "Roku pierwszym" oczekiwania wobec kontynuacji miałem bardzo wysokie – i się nie zawiodłem. Główna część jest jednak trochę krótsza, ponieważ w "Roku drugim" znalazło się miejsce dla kilkunastu 4-10 stronicowych historyjek różnych autorów. Większość z nich można traktować jako sympatyczny hołd dla Rangersów, jednak to też po części tutejsze zapchajdziury. Lecz i wśród nich znalazły się opowiadania warte wspomnienia, jak zabawne "Nieoczekiwani oswobodziciele" autorstwa Rossa Thibodeaux i Roba Guillory'ego (rysownika serii "Chew" i autora "Farmhand"), gdzie Rangersami zostają Mięśniak i Czacha, albo świetnie zilustrowana przez Frazera Irvinga "Doskonała" opowiadająca o Płetwiarzu i jego żonie.
Przez ciągłość fabularną ocena "Roku drugiego" nie należy do łatwych. W drugim albumie czeka nas bowiem zwieńczenie wątków z jedynki plus rozpoczęcie kilku nowych, które i tak urywają się cliffhangerem i każą wypatrywać kolejnego tomu. Tak rozbudowanych i wciągających opowieści z uniwersum "Power Rangers" jeszcze nie było i trzymam kciuki za utrzymanie poziomu fabuły. Oby moc chroniła scenarzystę.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz