"Miesiąc miodowy na safari" to nietypowy komiks, więc już na wstępie mogę go polecić wielbicielom właśnie takich pozycji. Jeśli szukacie sporej dawki abstrakcji, która początkowo może sprawiać wrażenie nieprzemyślanej, ale ostatecznie okazuje się sensowna, to zachęcam do sprawdzenia tego tytułu. Jednak nie wszystkich to przekona, mimo że oryginalność dziś jest w cenie.
W dziele Jesse'a Jacobsa śledzimy losy małżeństwa cieszącego się miesiącem miodowym – z dala od cywilizacji, za to blisko natury, czyli na safari. To jednak nie jest safari, które znamy, bowiem świat został wypełniony niezwykłymi i wymyślonymi przez autora stworzeniami. Dwójkę zakochanych prowadzi przygotowany na niebezpieczeństwa dziczy przewodnik. Żadna z tych trzech postaci nie podważa realności tego osobliwego świata.
Nie ma więc wątpliwości, że czytamy fantastykę i to taką bardzo dziwną. Za to wrażenie odpowiada już strona wizualna, która składa się z trzech kolorów – dominującej zieleni, towarzyszącej jej bieli oraz rzadszej czerni. Również ułożenie kadrów zaskakuje, ponieważ często przybierają formę prostokątów o tej samej wielkości – zdarzają się oczywiście urozmaicenia. Jakby tego było mało, nie zawsze jest tekst. Czasem po prostu przyglądamy się zdumiewającym istotom i bujnemu krajobrazowi, których spokój zaburza człowiek, szukający rozrywki i odpoczynku w miejscu, wydaje się, niewłaściwym.
Czytelnik może być zaskoczony bezczelnością męskich bohaterów, którzy nie okazują litości zwierzętom, zabijając nawet najmłodsze, rzekomo przejawiając właśnie tę litość. Ludzie okazują się agresorami, burzącymi panujący porządek – o dziwo, zalicza się do nich nawet przewodnik. Kobieta natomiast zostaje zaprezentowana z innej strony. Stara się zrozumieć naturę i na nieznane nie reaguje przemocą. Komiks traktuje więc o naturze człowieka. Chociaż przedstawia go głównie negatywnie, to daje jakiś promyk nadziei, że istnieją wrażliwe osoby. Poza tym nasz gatunek jest wytrwały, bo potrafi przystosować się do obcego środowiska. A może to safari jest naturalnym dla niego miejscem, tylko po odrzuceniu tego, co znane?
Trudno powiedzieć, ponieważ przyroda wcale nie jest bezbronna. Potrafi nie tylko bronić swojego terytorium, lecz też znienacka zaatakować. Na każdym kroku występuje zagrożenie, wyraźne (bo pożerające) lub niepozorne (o trującym działaniu). Wybór safari na na miesiąc miodowy budzi wątpliwości, ale ma uzasadnienie w psychologii postaci. On – bogacz i materialista, myśli, że wszystko mu wolno. Ona – kochająca go i nieokazująca strachu, za to ciekawa świata. Motyw miłości wypada przekonująco, choć ta dwójka nie wydaje się tradycyjnym przykładem zakochanych.
Historia sprowadza się do przeżycia w niesprzyjających warunkach, co jest bardzo trudne nawet z doświadczonym przewodnikiem u boku. Przygoda w tak egzotycznych rejonach ciekawi. Jesse Jacobs operuje w niej absurdami, które potęgują dziwność i nieobliczalność komiksu. Podobnie działają skąpane w zieleni ilustracje, prezentujące nadzwyczajne istoty. "Miesiąc miodowy na safari" ma więc nieodparty urok oraz potrafi kusić dobrze wykorzystaną oryginalnością, pod którą kryje się opowieść o przetrwaniu i stosunkach między naturą a człowiekiem, a także motyw miłości. Dla czytelników szukających niecodziennych wrażeń to pozycja obowiązkowa. Pozostali mogą być zniechęceni wszechobecną abstrakcją i niezbyt sympatycznymi postaciami.
Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz