Międzygatunkowi recenzenci #01

4 minuty czytania

Recenzent Game Exe recenzuje pierwszy tom "Międzygatunkowych recenzentów" od wydawnictwa Studio JG.

międzygatunkowi recenzenci

Uniwersum "Międzygatunkowych recenzentów" zawiera w sobie świat fantasy, w którym obok ludzi, żyją liczne istoty humanoidalne, ale z całej potencjalnej gamy elementów tego uniwersum, opowiadana historia wydaje sprowadzać się do jednego. Oto dzieje dwójki poszukiwaczy przygód, człowieka imieniem Sunk oraz elfa Zela, którzy w miejscowej tawernie recenzują prostytutki różnych ras. Nazywane są one w mandze sukubetkami, bo każda z nich ma w sobie krew sukkuba. Mnie przychodzi zaś zrecenzować opowieść o tych gagatkach...

Opisując gatunki, w jakich mieszczą się "Międzygatunkowi recenci", wydawnictwo Studio JG posłużyło się następującymi tagami: "ecchi, fantastyka, harem, komedia, magia, shonen". Tłumacząc to na polski, mamy więc do czynienia ze zboczoną komedią, osadzoną w fantastyczno-magicznym świecie, której adresatami są młodzi mężczyźni. Cóż mnie w ogóle podkusiło, aby brać się za coś takiego? Ponieważ dane mi było już na tyle poczytać mang i pooglądać anime, że w ciemno uznałem, że to może być ciekawe. Nadto, że idzie to do nas z odległej Japonii, działa selekcja – większość chłamu raczej pozostaje na wyspie i jej nie opuszcza. No i często pod warstwą żartów i zboczeństw, w mandze i anime bywa jakaś inna płaszczyzna, bądź choć cieniutka warstewka. Chciałem więc zobaczyć, czym nowatorskim postanowiono zaskoczyć czytelnika tym razem.

Szczerze, to trudno mi sobie wyobrazić twórcę europejskiego, który potrafiłby tak dobrze wyważyć treści, jak Amahara i Masha, bo dotknięto trudnego do oddania tematu. Opierając się pochopnie o opis, utwór w każdej warstwie wydaje się podążać drogą prymitywnego, wulgarnego, odpychającego i być może nawet uwłaczającego określonej grupie ludzi niskich lotów świństewka. Czy tak jest naprawdę? To bardziej skomplikowane.

Od strony tych rysunków, jest na co popatrzeć, ale to po prostu sympatyczne dla oka obrazki. Zboczone, ale nie wchodzące według mnie nawet w softporn. Paradoksalnie, zbliżenia są zawoalowane, a "sceny" urywane. Fabularnie zaś... Zacznijmy od tego, że nie jest to lektura ambitna, ok? Głupia w nieświadomy sposób – też nie. Jeśli jest coś w tym durnego – to samoświadomie. Twórcy wiedzieli co tworzą i tego właśnie chcieli.

Człowiek Sunk, elf Zel, anioł Crimvael oraz przygodni towarzysze to grupa poszukiwaczy przygód, którzy zajmują się recenzowaniem "domów uciech" w swoim fantastycznym, quasi-średniowiecznym świecie. Czynią to w celach rozrywkowych i zarobkowych. Chociaż Sunk i Zel są niczym bracia z dwóch różnych matek, w gustach do kobiet nie są zgodni, co nieraz jest przestrzenią do sporów pomiędzy nimi. Interpłciowy Crimveal, dla bezpieczeństwa wobec takich towarzyszy przygód podający się za mężczyznę, jak to anioł, jest nieco tym zdegustowany... Nie przeszkadza mu to jednak uczestniczyć we wszystkich podobnych eskapadach i również recenzować sukubetki – oto prędko objawia się jako trzeci, perwersyjny, braciszek.

Kim są sukubetki? W uniwersum "Międzygatunkowych recenzentów" mamy obfity potok różnych stworów humanoidalnych. Najczęściej w odmianie żeńskiej i głównie opisywanych przez pryzmat zainteresowań naszych poszukiwaczy przygód, to czyni mangę rodzajem komiczno-zbereźnego bestiariusza. Tak więc sukubetki to panie najstarszego zawodu świata, mające w sobie krew sukubów, a więc garnące się do roboty ochoczo. Świat przedstawiony jest do nich raczej otwarty, ich aktywność jest w pełni legalna, zresztą – jak zauważa Zel – w istocie daleko w drzewie genealogicznym każdy miał jakiegoś sukkuba, "więc inaczej patrzymy na zaspokajanie swoich potrzeb". Sukubetki są w tym uniwersum na specyficznej pozycji, pochopnie miotający opinie lewicowy purytanin mógłby uznać to za rodzaj uprzedmiotowienia, ale w istocie rzeczy, w kontekście fabuły, po prostu kontakt bohaterów ma określony charakter i recenzują je w kontekście wykonywanej pracy, tak jak się ocenia blacharza albo kebabownię. Tak poza tym, sukubetki są postaciami podmiotowymi, w obrębie wydarzeń, w których biorą udział. Bohaterowie też zauważają ich granice, jak Crimveal w jednej z recenzji, który rozumiał pewien przypadek tym bardziej, że sam miał taką samą granicę, wszystko oparte jest więc na zgodzie. To z kolei nie przypadnie do gustu bardziej konserwatywnemu czytelnikowi, za co kocham mangi oraz ich talent do wychodzenia poza nasze sztampowe ramy percepcji.

Wydarzenia pierwszego tomu "Międzygatunkowych recenzentów" niejako kręcą się według pewnego schematu: narada ->wybór przybytku ->przedstawienie jego oferty ->skorzystanie z niego ->recenzja. Na ten moment jeszcze nie staje się to nużące. Mimo schematyczności, każda przygoda jest inna, a dobór postaci dość ciekawy. Ciekawi mnie, ile zostało stworzone na potrzeby mangi, a ile stanowi jakieś nawiązania, których po prostu nie wyłapałem. Sięgnięto po nieco niszowe byty, jak na przykład nordyckie huldry, co uwzględniając pochodzenie twórców komiksu, było mocno niestereotypowym rozwiązaniem. Ja sam, jako ktoś z Europy, ledwo kojarzę je z jednej szwedzkiej ballady. W tym ujęciu manga ta w jakiejś mierze naprawdę jest po prostu perwersyjno-humorystycznym bestiariuszem.

Z drugiej strony, świat przedstawiony jest w jakiś sposób budowany. Sam przegląd ras już wiele o nim mówi, ale nie tylko. Pojawiają się między innymi wtrącenia dotyczące miejscowej polityki oraz wydaje się być coś sugerowane w stosunku do Crimvaela. Jak, a przede wszystkim czy się to w ogóle rozwinie, najpewniej jako pretekst do dalszych przygód naszych milusińskich, trudno powiedzieć.

Czy jest tu z kolei jakieś głębsze dno? Bynajmniej. Można się pobawić jakimś komentarzem dla kwestii otwartości seksualnej i roli zgody, czy cokolwiek innego. Poniekąd jest to w utworze, poniekąd nie. Zbudowanego świata nie wolno utożsamiać z poglądami autora, lecz zawsze warto się zastanowić, czemu tak mógł zostać skonstruowany (na przykład: pochwała? przestroga?).

Przyznam szczerze, że "Międzygatunkowi recenzenci" naprawdę mnie urzekli. Czytałem niedospany, trzymany w przytomności dzięki kawie, a weszło lekko i z przyjemnością. Humor niezbyt ambitny, acz dopracowany. Ładna kreska, miłe dla oka widoki. Dobra dynamika wydarzeń. Tłumacz spisał się raczej dobrze, jak mniemam, próbując adaptacjami uchwycić sens wypowiedzi. Że nie znam oryginału, nie mogę odnieść się do rezultatu, ale jego interpretacja wyszła po prostu przekonująco, przynajmniej do mnie trafiła. Jeśli kochacie tę specyficzną japońską perspektywę, łączącą zboczony humor, fantastykę i komfortową dla odbiorcy opowieść, to jest to coś dla was.

Dziękujemy firmie Studio JG za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
9
Ocena użytkowników
-- Średnia z 0 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...