"Miecz Salomona" to pierwszy tom trylogii pt. "Samotny Krzyżowiec", autorstwa Marka Orłowskiego. Mający macedońskie korzenie pisarz jest absolwentem ASP w Skopje, a na co dzień interesuje się jeździectwem, turystyką górską, historią średniowiecza i zabytkową bronią. Połączenie tych pasji umożliwiło mu napisanie osadzonej w XII wieku powieści o Rolandzie de Montferrat, rozgrywającej się na Bliskim Wschodzie. Czym prędzej zagłębiłem się w lekturę, by przekonać się, jak wypadł jego literacki debiut.
Choć początkowe wydarzenia datowane są na dziesiąte stulecie przed narodzeniem Chrystusa, właściwa akcja "Miecza Salomona" toczy się na przestrzeni lat 1187-1189. Właśnie wtedy wojska krzyżowców dowodzone przez króla Jerozolimy – Gwidona z Lusignan – przegrywają w fatalnym stylu bitwę pod Hittin, a większość Królestwa Jerozolimskiego zostaje opanowana przez armię sułtana Saladyna. Te niesprzyjające okoliczności zmuszają templariuszy do wysłania poselstwa z wiadomością zaadresowaną do Starca z Gór, przywódcy asasynów – zamieszkującej zamek Masjaf sekretnej organizacji zrzeszającej owianych złą sławą skrytobójców. W tej tajemniczej misji bierze udział główny bohater, Roland de Montferrat, powszechnie znany jako Czarny Rycerz. Cóż szykuje dla niego los, kierując go w stronę siedziby płatnych zabójców, w której ukryty został wykuty lata temu, przeklęty przez demona miecz?
Pierwszy tom trylogii pt. "Samotny Krzyżowiec" stanowi wzajemnie uzupełniające się połączenie historii z fikcją. Widać to nie tylko na przykładzie postaci, gdyż część z nich jest jak najbardziej autentyczna, jak choćby Hugo de Payens, francuski krzyżowiec, który założył zakon templariuszy, Gwidon de Lusignan, ówczesny król Jerozolimy czy Jusuf Ibn Ajjub Salah ad-Din, wielki sułtan Kairu i Damaszku, zwany przez chrześcijan Saladynem. Roland de Montferrat jest natomiast całkowitym wytworem wyobraźni Marka Orłowskiego, zainspirowanego francuską "Pieśnią o Rolandzie". Ten fantastyczny związek widać również w rozgrywających się zdarzeniach, gdyż część z nich miała miejsce naprawdę, inne z kolei zostały zmodyfikowane i ubarwione pomysłami autora.
Jeśli można coś powiedzieć o głównym bohaterze, z pewnością należy podkreślić, że doskonale walczy zarówno w zwarciu, jak i na dystans, nie stroni od uciech i wina, jednak nie brata się zbytnio z innymi rycerzami. Ten tajemniczy, skryty, impulsywny, uparty i honorowy mężczyzna zawdzięcza swą sławę nie tylko czarnemu odzieniu, od którego wziął się jego przydomek "Czarny Rycerz", lecz głównie swym sukcesom, jakie odniósł w trakcie toczonych bitew i starć. Z upływem lektury dowiadujemy się więcej o historii Rolanda z Montferratu i poznajemy motywy, którymi kierował się wyruszając ku Ziemi Świętej.
Jak wspomniałem, akcja rozgrywa się w różnych miastach w obrębie Bliskiego Wschodu. Zostaje ona przedstawiona z dwóch odmiennych perspektyw: chrześcijan i Saracenów, wzajemnie nienawidzących się przeciwników. Obie strony zwą się per "niewierni", przy czym słowo to nabiera innego znaczenia w zależności, z jakiego punktu widzenia w danym momencie spogląda się na wydarzenia. "Miecz Salomona" jest przesączony do cna tą kulturową kompozycją i wyróżnia się fantastycznym klimatem, dzięki któremu niemal we własnych uszach można usłyszeć mieszające się w Jerozolimie jednoczesne bicie dzwonów na kościelnych wieżach i wywołujące dreszcze nawoływanie z minaretów. Dodatkowego uroku dodają pojawiające się sporadycznie cytaty czy to z Biblii, czy z Koranu, dzięki którym jeszcze mocniej odczuwa się panującą w książce atmosferę.
Co ciekawe, autor zdecydował się osadzić "Miecz Salomona" w świecie bliźniaczo podobnym do tego, w jakim rozgrywa się fabuła gry "Assassin's Creed". Jeżeli ktoś miał styczność z tą produkcją i oczami Altaïra oglądał ówczesne miasta, zdecydowanie łatwiej będzie mógł sobie wyobrazić przygody Rolanda de Montferrat i jeszcze lepiej odczuć charakterystyczny dla tych czasów i miejsca klimat.
Książkę wykonano estetycznie, a zamieszczona na 349 stronach opowieść została wydrukowana ładną czcionką. Pozytywne wrażenie potęgują znajdujące się na początkach i końcach rozdziałów zdobienia. Warto wspomnieć o doskonale spełniającej swą funkcję mapce, dzięki której z łatwością można śledzić losy bohaterów i czerpać większą radość z lektury. Na jej końcu zawarta jest kilkustronicowa nota historyczna, przedstawiająca wyjaśnienia autora na temat tego, które postacie i wydarzenia są prawdziwe, a jakie fikcyjne, oraz dlaczego zdecydował się na takie, a nie inne zaprezentowanie powieści. Jedyną kwestią, na jaką mogę ponarzekać, jest delikatny brak wyważenia w rozmieszczeniu przerw w tekście, gdyż nieraz zdarzenia kończyły się po stronie bądź dwóch, innym zaś razem trzeba było brnąć przez kilkanaście takowych, by móc odłożyć książkę, jeśli nie chciało się przerywać czytania w samym środku akcji.
Jak można ocenić debiut Marka Orłowskiego? Nie da się ukryć, że podjął się napisania dzieła na temat powszechnie znany i opisywany już wielokrotnie, lecz, jak sam ujął – być może podanie starego wina w nowym kielichu nie zaszkodzi czytelnikowi. Dziś mogę się zdecydowanie zgodzić z tym stwierdzeniem, a nawet dodać, że to stare wino ma wyjątkowo dobry smak. "Miecz Salomona" stanowi ciekawą przygodową powieść, która być może nie zdominuje listy bestsellerów, jednak z całą pewnością zasługuje na poświęcenie czasu i uwagi, bo potrafi zaintrygować oraz dostarczyć wielu przyjemnych wrażeń.
Dziękujemy wydawnictwu Erica za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Dodaj komentarz