Śródziemie: Cień Mordoru

6 minut czytania

"Shadow of Mordor" pod względem mechaniki jest doskonały. Udany miks walki w stylu "Batmanów Arkham", połączony z elementem podkradania się i skrytych egzekucji żywcem zaczerpniętych z serii "Assassin's Creed", a wszystko to pośród żyjącego, oddychającego społeczeństwa orków. Orków, z których każdy ma imię, swoje przywary, a także swój unikalny wygląd. Witamy w Mordorze. Uwaga na wyboje.

shadow of mordor

A wybojów jest kilka, szczególnie jeśli pod lupę wziąć inne elementy gry, poza mechaniką. Nie chodzi oczywiście o grafikę i udźwiękowienie, które są rewelacyjne i uzupełniają grę pod każdym względem – najlepsze tekstury w grze mają wymagać 6GB pamięci karty graficznej, a to już świadczy o jakości – ktoś jednak musiał przygotować wielkie, szczegółowe płachty tego brudu na cegłach i drewnie, obok którego przechodzisz i na który nigdy nie zwrócisz uwagi. Podobnie jest z warstwą audio – fajny soundtrack, który ktoś pociął na małe kawałeczki, żeby bez problemu wpasowywały się w to, co dzieje się na ekranie, praktycznie niepowtarzające się głosy orków i imię każdego, KAŻDEGO orka nagrane jako bojowy okrzyk jego popleczników.

Dodatkowo dostajemy solidną porcję voice actingu, nagraną przez tytanów podkładania głosów w grach – Troya Bakera, znanego z "Bioshocka: Infinite" i Nolana Northa, znanego z... każdej gry, w którą grasz. Nawet facet, który udaje Andy'ego Serkisa, sprawdza się rewelacyjnie i w zasadzie, żeby potwierdzić, że to nie sam Serkis, musiałem poszukać informacji w sieci. Wszystkie dialogi są sprawne, dynamiczne, mają pewnego rodzaju chemię i energię, którą nie zawsze daje się osiągnąć, nawet z dobrymi aktorami – czego przykładem jest niedawno wydane "Destiny".

shadow of mordor shadow of mordor shadow of mordor

Wreszcie, do mieszanki dorzucony jest system Nemesis – to, czym "Shadow of Mordor" reklamowano i powód, dla którego gra nie jest tylko kolejnym, co najwyżej średnim produktem na licencji. To właśnie on odpowiedzialny jest za zaprezentowane w grze wojujące ze sobą środowisko orków, twardą ręką rządzone przez wodzów, a zarządzane przez kapitanów. Każdy kapitan ma swój zestaw cech, zarówno pozytywnych i negatywnych – a to boi się ognia, a to zdrady, a to z kolei caragory (mordorowa wariacja na temat wargów) przyprawiają go o morderczy szał. Niektórzy są leniwi, inni wiecznie pijani – każdy z nich ma swój wygląd, swój przydomek, swój zestaw obelg i ulubionych zajęć. Chodzą na polowania, rekrutują popleczników, chleją grog (który można im zatruć albo podpalić – piją, mówiąc inaczej, orkową wersję spirytusu), a przede wszystkim walczą między sobą, mając nadzieję pewnego dnia znaleźć się na szczycie.

shadow of mordor

Na tej walce korzysta z kolei Talion – nasz główny bohater. Poznajemy go w momencie jego śmierci – dosłownie. Na jego oczach zabijana jest jego żona i syn, a wreszcie i jemu gardło podrzyna tajemnicza Czarna Ręka Saurona – splugawiony człowiek, na którym zemsty będziemy poszukiwać przez całą grę. W momencie śmierci Taliona opanowuje upiór, który nie pozwala mu zginąć i zamieszkuje w ciele gondorskiego zwiadowcy. Razem wyruszają w krajoznawczą wycieczkę po Mordorze, w którym czasy ludzkiego panowania powoli zbliżają się ku końcowi – władzę przejmuje z powrotem władca ciemności, w tym celu korzystając ze swoich Uruków.

Historia jest całkiem sztampowa – szukamy zemsty, próbując dorwać Czarną Rękę, zaczynając od wyrzynania jego sług – a także towarzyszy z bandy Czarnych Kapitanów – grupy, która przejęła po pokonanych Nazgulach schedę w przewodzeniu armiom zła. Wszystko to ma jakiś sens, ma też kilka zwrotów akcji i przedstawia grono charakterystycznych postaci – także tych znanych z "Władcy Pierścieni". Akcja "Shadow of Mordor" rozgrywa się przed wydarzeniami opisanymi w opus magnum Tolkiena, stanowiąc interesujące wprowadzenie dla Mordoru i jego wyglądu w samych filmach – widz zaczyna zdawać sobie sprawę, że monumentalne fortyfikacje tej niegościnnej krainy to dzieło ludzkiej ręki, głównie Gondoru, któremu powierzono nad Mordorem pieczę po zwycięstwie Ostatniego Sojuszu (tego, w którym Sauron zgubił Jedyny Pierścień). Oczywiście nie może być gry ze Śródziemia bez wspomnienia o pierścieniach, Pierścieniu Władzy, ale "Shadow of Mordor" czerpie przy tym garściami z "Silmarillionu", rzucając więcej światła na wydarzenia z drugiej ery, które doprowadziły do ich powstania.

shadow of mordor

Historia opowiedziana w grze będzie miała oczywiście więcej sensu dla kogoś, kto "Silmarillion" czytał, aż do momentu, kiedy sens mieć przestanie. Robi to przy samym końcu, wpisując się w listę wielu gier, które skrewiły na końcu w sposób psujący mi zupełnie całe granie. Nie jestem pewien, ile w tym winy scenarzystów, a ile wymagających pośpiechu producentów, ale zakończenie "Shadow of Mordor" wywołało u mnie zniesmaczenie zarówno ze względu na treść, jak i na formę. O treści, bez zagłębiania się w spoilery, wystarczy rzec, że jest całkowicie bez sensu i przeczy podstawowym założeniom fabuły z jej początku, a o formie... Cóż – walka z ostatnim, POTĘŻNYM przeciwnikiem wygląda tak:

  • Spacja
  • Spacja
  • Spacja
  • E
  • E
  • Najedź myszką w okrąg
  • Wciskaj lewy przycisk myszki aż nie zapełni się pasek

I bałabuch, po sprawie, możemy wrócić do Mordoru, żeby dozbierać pozostawione po drodze ziółka. To rozczarowujące o tyle, że walka z poprzednim bossem, zresztą o świetnym designie –

shadow of mordor

- górującym nad wszystkimi czarnoksiężniku w zbyt małej zbroi, nazywanym Wieżą Saurona, jest świetna – jednocześnie wyzywająca, trudna i nieco straszna. Jeśli miałbym wskazać, co najbardziej zawiodło w "Shadow of Mordor", była to właśnie końcówka, która zamiast zakończyć grę wysokim tonem, urwała strunę. Zastanawiające jest to tym bardziej, gdy przypomni się sobie boss fighty z serii Arkham – pomijając Jokera na sterydach, gry ze stajni obok (obie produkcje są wszak spod egidy Warner Bros Interactive) egzekwują tego typu spotkania bez zarzutu.

Dalej rozczarował mnie nieco tak chwalony system Nemesis. "Dalej" w sensie dosłownym, bo na początku gry samo obserwowanie żyjących swoim życiem Uruków jest fascynujące i wciągające – szczególnie, kiedy możesz im popsocić. Ale im dalej w grę, im więcej potęgi ma Talion i jego upiorny towarzysz, tym jest gorzej – szczególnie od momentu, kiedy orków możemy nie tylko wymyślnie wyrzynać, ale i zniewalać, by – jak twierdzą protagoniści – rządzić nimi za pomocą strachu. Wszystko byłoby w porządku, ale opętanie orkowych wodzów to kwestia chwili i nawet jeśli orkami rządzi słaby, żałosny tchórz, bojący się zdrady, to i tak gra staje się bezprzedmiotowa, bo nikt nie jest w stanie zagrozić sługom Taliona. Kapitanem można zostać tylko awansując, co oznacza mniej więcej tyle, że mając pod sobą potężnych Uruków, jakikolwiek "nowy" nie będzie miał szans się wybić i zamieszać w przyjaznych nam szeregach – a jeśli to zrobi, nie będzie żadnym problemem spuszczenie mu łomotu i przeciągnięcie go na właściwą stronę. Poruszanie się po mapie w drugiej części gry nie daje już poczucia zagrożenia, które towarzyszyło tej samej czynności w części pierwszej – nie ma już szans na przypadkowe spotkanie ze znienawidzonym (i prawdziwie groźnym) kapitanem, do którego szybko dołączają koledzy, a nawet jeśli, to wszystkie wrogo nastawione orki są słabe i zginą po krótkim laniu.

shadow of mordor

Potęga Taliona rośnie bowiem zupełnie nieproporcjonalnie do potęgi atakujących go orków, przez co, mimo ekstremalnej sytuacji wyrzynania prawdziwej hordy Uruków, walka z nimi traci nieco sens – znika gdzieś poczucie wyzwania i zagrożenia, które powinno w takich sytuacjach być obecne. Oczywiście "Shadow of Mordor" to nie "Dark Souls" i nie chodzi tu o to, żeby Taliona był w stanie zarąbać byle ork z kawałkiem drewna, ale przez całą grę miałem wrażenie, że jednak troszkę przesadzono w drugą stronę. Biorąc pod uwagę szeroki wachlarz umiejętności oraz system losowych run, które wprowadzono w miejsce zdobywania jakiegokolwiek ekwipunku (Talion zaczyna z mieczem, połową miecza robiącą za sztylet i łukiem, które może jedynie ulepszać), nasz opętany gondorski zwiadowca staje się potężniejszy nawet od filmowego Aragorna, który mimo wszystko własnoręcznie nie wyrzynał całych twierdz.

Co jednak nie ma sensu w świecie filmu i książki, całkiem nieźle sprawdza się w grach – tu jednak chodzi też o to, by z gry czerpać radość i satysfakcję, a zabijanie orków, czy to mieczem czy bolterem (jak w "Space Marine") jest fajne i satysfakcjonujące. Dodając do tego jeszcze tryb wyzwań, w którym mierzymy się z tabelką wyników i możliwości mszczenia kolegów przez zabijanie orków, które ich zabiły, dostajemy mimo wszystko całkiem fajny produkt, w który do samego końca grało mi się naprawdę przyjemnie. Zdołał wciągnąć mnie na równe 24 godziny i mimo rozczarowującego zakończenia jestem niezmiernie ciekaw DLC, które mają się do niego ukazać – szczególnie tego, w którym grać będziemy jedynie samym upiorem.

Tymczasem proponuję jednak razem ze mną wrócić do zastanawiania się, co skłoniło Piekielnego Gimuba do podpalenia sobie czubka głowy.

shadow of mordor

Dziękujemy firmie Cenega S.A. za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Plusy
  • Mordor!
  • System Nemesis
  • Połączenie dwóch porządnych tytułów
  • Oprawa dźwiękowa - muzyka!
  • Voice acting
  • Grafika
  • Design przeciwników
  • Mszczenie kolegów
Minusy
  • Zakończenie
  • System Nemesis szybko się wyciera
  • Za krótki wątek główny
Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
7.25 Średnia z 6 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Sądząc po screenach - kolejna gra, w którą nie zagram przez najbliższy zylion lat, nim sprzęt mogący to udźwignąć będzie dostępny na śmietnikach
0
·
Gra jest bardzo dobra ale potrzebuje kilku pachów które pomogą ja doszlifować. Przede wszystkim zbalansować poziom trudności. Orkowie w drugiej części gry powinni być silniejsi, jak i kapitanowie jak i nobki, a przynajmniej ci co są przy Wodzach jako jego prywatna dobrze opancerzona armia. Walka z młotem saurona jest dobra, ale z wieżą i czarną dłonią powinna być całkowicie zmieniona. W prologu wieża ma Miecz niech go używa i niech to będzie ciężki pojedynek z kimś kto ma takie same moce i mega wytrzymałość. I czarna dłoń z nim też powinno się najpierw nieźle potłuc a później przystąpić do finałowego bossa. Co do przejmowanych orków przydało by się nimi bardziej dowodzić i więcej starć armia orków na armie(I kilku orków takich jak szturnik chyba najlepsza postać w Cieniu mordoru : D). Wciaż nie rozumiem pomysłu graugów i caragorów zamiast Trolli i wargów. Prawa autorskie czy co?

No i dodam ze powinni być też orkowi jeźdźcy Caragorów
0
·

Przejdź do cytowanego postu Użytkownik Wiktul dnia środa, 15 października 2014, 01:40 napisał

Sądząc po screenach - kolejna gra, w którą nie zagram przez najbliższy zylion lat, nim sprzęt mogący to udźwignąć będzie dostępny na śmietnikach

Noo niestety cierpię na ten sam problem.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...