Przyznam szczerze, że "Królestwa Nashiry. Marzenie Talithy." to moje pierwsze zetknięcie z twórczością Lici Troisi. Nie miałem okazji zapoznać się z jej wcześniejszymi dziełami, toteż do lektury przystąpiłem kompletnie "na świeżo" – ani uprzedzony, ani zachęcony.
Z główną bohaterką zapoznajemy się, gdy ta kilkoma uderzeniami rozbraja swojego mistrza. Ćwiczenie na arenie jest największą pasją dziewczyny – wiąże ona z walką duże nadzieje na przyszłość. Niestety, los nie okazuje się dla niej zbyt łaskawy – starsza siostra Talithy, zakonnica Lebitha, niespodziewanie umiera. Chorobliwie ambitny ojciec głównej bohaterki, hrabia Megassa, posyła ją do klasztoru, aby kontynuowała karierę siostry – nie trzeba chyba dodawać, że świątynia jest miejscem, w którym Talitha czuje się bardzo źle, gdyż jest pozbawiona swojego ostrza.
Autorce udało się wykreować naprawdę ciekawy i nietuzinkowy świat. Nashira jest miejscem, w którym brakuje powietrza – dlatego też miasta zakłada się w cieniu majestatycznych i potężnych drzew, Talarethów, potrafiących gromadzić tlen. Z drugiej strony Powietrzne Kamienie, magiczne przedmioty, o które dbają zakonnice, potrafią ów tlen uwalniać, dając życie mieszkańcom Królestwa. Kradzież takiego Kamienia (przy jego pomocy można również rzucać zaklęcia) jest bardzo ciężkim przestępstwem.
Mocną stroną powieści są także poprawnie skonstruowane dialogi oraz wartka, szybka akcja, nie pozwalająca się nudzić. Raz znajdujemy się na weselu, by za parę stron przenieść się na arenę, a znów za kilka już jesteśmy w klasztorze, wysłuchując bury od przełożonej. Błyskawiczne zmiany miejsca i tempa akcji są zdecydowanym plusem "Królestw Nashiry”. Pozawalają one uniknąć monotonii i jednostajności.
Niestety, o ile świat został stworzony z pomysłem, o tyle wydaje mi się, że fabule, czyli najważniejszej części książki, zabrakło oryginalności. Dziewczyna z wyższych sfer, zmuszana do posłuszeństwa przez ojca-tyrana, w głębi serca wojowniczka i buntowniczka, dowiaduje się o pilnie strzeżonej tajemnicy i wyrusza w świat wraz ze swoim wiernym, gotowym się za nią poświęcić, towarzyszem... Wieje schematem, prawda? Ileż można czytać o tym samym? Ile jeszcze razy zagubiona, nic nie wiedząca o prawdziwym życiu nastoletnia dziewczynka uratuje świat przed straszliwą katastrofą?
Postacie, jak dla mnie, wypadły również schematycznie i nieprzekonująco. Brak im głębi, są miałkie, a ich charaktery zostały maksymalnie uproszczone. Hrabia – zły, Opiekunka z klasztoru – zła, jedna z Sióstr Nauczycielek – dobra, jedna z koleżanek w klasztorze – dobra, reszta jej nie cierpi, Saiph, niewolnik i towarzysz podróży – dobry, świata poza Talithą nie widzi... Postacie wydają się czarno-białe, ustalone odgórnie, a przez to niezaskakujące, "nie żyją" na kartach powieści.
Największą wadą "Królestw Nashiry" jest dla mnie jednak coś, co nazywam żałosną epickością. Znakomicie widać to na przykładzie oręża Talithy – magicznego ostrza, skradzionego z klasztoru. Bohaterka potrafi nim rozcinać łańcuchy, a także(!) łamać miecze swoim przeciwnikom. Może w następnych częściach odnajdzie Zbroję, czyniącą ją niewrażliwą na ciosy, albo samostrzelającą kuszę? Nie wiadomo, śmiać się czy płakać.
Do owej epickości od czasu do czasu dochodzi jeszcze brak jakiegokolwiek realizmu. Znamienna jest sytuacja, w której Talitha i Saiph uciekają przed prześladowcami – wskakują wtedy do wodospadu(!), prąd niesie ich na północ, nie czyniąc przy tym żadnej wielkiej krzywdy(!!), a później, po wyjściu z wody kontynuują marsz aż do opuszczonej gospody, w której Saiph traci przytomność(!!!). Nie wcześniej, nie później, ale akurat w karczmie, którą przypadkowo znaleźli. Szczęściarze, naprawdę.
Drugą, kompletnie idiotyczną sytuacją, jaka wbiła mi się w pamięć, jest zakup przez Talithę Powietrznego Kamienia, którym nie można handlować legalnie. Talitha sprytnie podchodzi do zielarki na targu i pyta ją, czy wie, gdzie można zakupić Powietrzny Kamień. Ta, bez żadnych oporów, podaje jej imię człowieka, mogącego załatwić takie sprawy. Wyobraźmy sobie, że podchodzimy do kiosku i pytamy, jak najlepiej i najtaniej zaopatrzyć się w kokainę, a miła pani za ladą daje nam kontakt do najbliższego dealera. Żenujące.
Pomimo wymienionych tutaj wszystkich wad, "Królestwa Nashiry" nie są złą książką. Sklasyfikowałbym je jako pozycję absolutnie przeciętną, jakich pełno można znaleźć na rynku. Książkę polecam raczej młodszym czytelnikom, w których nastoletnia dziewczynka, ratująca świat od zagłady, budzi ciekawość, a nie uśmiech politowania.
Dziękujemy wydawnictwu Zielona Sowa za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz