Mad Max pod Kopułą Gromu

7 minut czytania

George Miller ponad trzy lata kazał nam czekać na kolejny film traktujący o historii Maxa Rockatansky'ego – byłego gliniarza, wojownika szos, zmuszonego do wręcz syzyfowej walki o przetrwanie na niegościnnych, postapokaliptycznych pustkowiach Australii. W lipcu 1985 roku seria "Mad Max" doczekała się obrazu, jak się dziś okazuje, wieńczącego trylogię, która zapisała się złotymi zgłoskami w annałach światowej kultury, a przede wszystkim sztuki filmowej. Czas jednak płynął nieubłaganie, Max nie młodnieje, a kino motoryzacyjne powoli odchodzi do lamusa. Poprzednie części bardzo wysoko postawiły poprzeczkę, więc utrzymanie tytanicznego poziomu oraz ponowne stworzenie równie nietuzinkowego dzieła, łatwym zadaniem nie było i wymagało pewnych istotnych zmian. W ich wprowadzeniu miała pomóc współpraca z amerykańskim potentatem filmowym Warner Bros. oraz zaangażowanie George'a Ogilvie'a, który miał skoncentrować się na kreacjach aktorskich (czyli jednej z największych bolączek serii). Jaki skutek odniósł ten niezwykły mariaż?

mad max pod kopułą gromu, mad max, pod kopułą gromu
Wiesz, kim byłam? Nikim. Katastrofa wszystko zmieniła. Miałam szansę zostać kimś. (...) Rozejrzyj się. Sama to zbudowałam. Brodziłam po pachy we krwi i gównie. I na miejscu pustyni wyrosło miasto. Zamiast rabunków mamy handel, a zamiast rozpaczy – nadzieję. To jest cywilizacja. Zrobię wszystko, by ją obronić. Cioteczka
mad max pod kopułą gromu, mad max, pod kopułą gromu

Świat po wojnie nuklearnej, gdzieś na australijskich bezdrożach. Max (Mel Gibson) podczas jednej z codziennych i monotonnych podróży przez pustkowia płaci za chwilę nieuwagi, dając się zaskoczyć niczym dziecko i w sprytny sposób zostaje obrabowany z całego swojego dobytku. Ogołocony oraz ośmieszony natrafia na Bartertown – ostoję cywilizacji i wysepkę prawa na morzu pełnym anarchii. Pozorną władzę nad miasteczkiem trzyma w swych twardych, acz sprawiedliwych dłoniach charyzmatyczna "Cioteczka" (Tina Turner), jedna z założycielek osady i twórczyni jej prosperity. Jednak jest to panowanie złudne, gdyż prawdziwe rządy absolutne sprawuje tajemniczy MasterBlaster (Angelo Rossitto i Paul Larsson), który jest głównym dostarczycielem elektryczności dla Bartertown. Głęboko w cuchnących podziemiach miasta, za pomocą tysięcy prosiaków oraz specjalistycznej aparatury, wytwarza on metan z... hmmm... brązowego złota, które owe świnki produkują. Mieszkańcom jednak daleko do docinek na ten niecodzienny duet (karzeł jest mózgiem, kolos pełni rolę mięśni), gdyż wystarczy jeden ruch kurkiem, który jest symbolem swoistego "embarga" na dostawy energii elektrycznej, a cała osada gotowa jest pełzać ku ich stóp. Nie ma elektryczności, nie ma cywilizacji – proste.

mad max pod kopułą gromu, mad max, pod kopułą gromu

Takiego stanu rzeczy i ciągłego podważania autorytetu nie jest w stanie zaakceptować "Cioteczka", która bardzo chętnie pozbyłaby się pary. Niestety, Bartertown uchodzi za miasto prawa i porządku, więc zwykłe morderstwo nie wchodzi w rachubę, gdyż doprowadziłoby one do skandalu oraz niepokojów społecznych. Jedynym logicznym rozwiązaniem tej kwestii jest potyczka na specjalnej arenie, w której rządzi jedna reguła – rację ma ten, który przeżyje. Należy więc nająć chętnego śmiałka, dość sprytnego i zdesperowanego, aby pokonać Blastera w sprawiedliwej walce. Szczęśliwym trafem ktoś taki przybył właśnie do miasteczka. Max zawiera więc intratny kontrakt, w którym gotów jest zgładzić kolosa. Tylko czy bohater dobrze przyswoił sobie reguły panujące w postapokalpitycznej rzeczywistości, aby przeżyć i zwyciężyć w morderczym pojedynku pod kopułą Gromu?

mad max pod kopułą gromu, mad max, pod kopułą gromu

Jak wspomniałem na wstępie, George Miller przy tworzeniu trzeciej części "Mad Maxa" zdecydował się współdziałać z amerykańskimi producentami filmowymi i niestety partnerstwo to negatywnie odbiło się na dziele. Oczywiście, całość nadal utrzymana jest w podobnym klimacie postapokaliptycznej przyszłości rodem z "Wojownika Szos", a konwencja pozostała taka sama, bez żadnych rewolucyjnych szlifów. Niestety, pozytywne wrażenie i nastrój, jaki tworzy początek opowieści, pryska niczym bańka mydlana mniej więcej w połowie obrazu, w momencie gdy Max trafia do idyllicznej oazy, zrodzonej chyba w umysłach disnejowskich "grubych ryb". Od właśnie tej chwili scenariusz pokazuje swoje niedostatki, a całość uderza w schematyczność typowego kina amerykańskiego. Akcja została tak niefortunnie poprowadzona, iż film stał się do bólu przewidywalny, a całość nie tworzy już takiej spójności jak dawniej, tylko przedstawia nam dość luźno połączone ze sobą motywy i miejsca, które nie mogą stworzyć logicznej oraz przekonywującej historii.

mad max pod kopułą gromu, mad max, pod kopułą gromu

"Pod kopułą Gromu" został także znacznie ugrzeczniony w stosunku do poprzednich części. Powody takiego zagrania są jasne i oczywiste – film zgarnął niziutkie ograniczenie wiekowe (PG-13), co oznaczało łatwiejsze dotarcie do potencjalnej widowni, a w konsekwencji większe zyski. Efektem tego mamy wrażenie, jakbyśmy oglądali emocjonujące i dobrze zrealizowane kino przygodowe, zamiast science-fiction pełną gębą. Bardzo lubię gatunek filmów awanturniczych, ale z poprzednimi częściami to miał on jednak niewiele wspólnego. Do tego scenarzyści zapewne uznali, że główny bohater nie może zachowywać się jak twarda szelma, która dba tylko o czubek własnego nosa i jest gotowa do działania wyłącznie wtedy, gdy jej się to opłaci albo nie ma już nic do stracenia. Nie... bo gdzie tu płynie nauka dla takiego nastolatka? Ku mojemu ubolewaniu, Max przechodzi nagłą metamorfozę i od teraz jest niczym zbawiciel pustkowi, który potrafi wkroczyć zdeterminowany nawet do piekła, aby tylko uchronić przed zagładą oraz degeneracją niewinne duszyczki. No i oczywiście, im mniej przemocy i seksu, tym lepiej, gdyż takie elementy w filmie mogą tylko zniesmaczyć i są jednym wielkim złem.

mad max pod kopułą gromu, mad max, pod kopułą gromu
Słuchajcie! Oto cała prawda... Walka prowadzi do śmierci, a śmierć wywołuje wojny. Wojna prawie wszystkich nas zabiła. Wszyscy jesteśmy kalecy i mówimy o ciężkim deszczu. Śmiertelny opad dał nauczkę nam i całemu Bartertown. Jeśli ktoś chce walczyć, niech czyni to tutaj. I niech tu się to skończy. Dwóch wchodzi, jeden wychodzi.

Oczywiście, nie zważając na to, że "Mad Max" został na wskroś przesiąknięty hollywoodzkim schematem, pozostaje on nadal dziełem trzymającym w miarę wysoki poziom. Znacznej zmianie uległa sceneria, porzucając monotonną wizję pustkowi na rzecz bardziej urozmaiconych i tętniących życiem krajobrazów, takich jak Bartertown. Wbrew pozorom miasteczko nie gwarantuje spokoju strudzonemu wędrowcowi i tutaj też trzeba się oglądać za plecy, bo stracić życie można dwa razy łatwiej niż na pozbawionej cywilizacji pustyni. Jasne, zwykłe morderstwo nie wchodzi w rachubę, ale już jakieś hochsztaplerstwo czy niewolnicza praca do końca swoich dni w wytwórni metanu, to perspektywy, które do przyjaznych nie należą. Okazuje się, że społeczeństwo niczego się nie nauczyło i cechy takie jak wyzysk, władza, degeneracja czy hedonizm nadal są w cenie. Prawo nagina się wedle własnych potrzeb, a o jakiejkolwiek namiastce równości nie może być mowy. Dysproporcja życia między rządzącymi (czysta woda, świeże owoce i inne wygody) a rządzonymi (bród i ubóstwo) jest aż nadto widoczna. Co ciekawe, owa władza nie stara się nawet ukrywać owej wyższości nad pospólstwem, okazując brak szacunku każdemu, kto nie ma jej zupełnie nic do zaofiarowania i oddzielając się od biedniejszego plebsu. W Bartertown nie ma miejsca na miłosierdzie i odkrywa ono całą nagą rzeczywistość.

mad max pod kopułą gromu, mad max, pod kopułą gromu

Zupełnym przeciwieństwem tej osady jest arkadyjska Oaza, do której cudem trafia nasz bohater. To kraina przesiąknięta czystością, niewinnością i wolnością, gdzie z nabożeństwem kultywuje się pamięć o przodkach oraz ich dziejach. Nietypowi mieszkańcy osady, dzieci, żyją nadzieją powrotu swego farysa – dzielnego pilota, który zabierze ich do obiecanego raju, do miasta światła. Jednak taki świat już nie istnieje i nie powróci, a dziatwa jak większa część populacji nie docenia tego, co posiada, a wizja ponurej rzeczywistości poza Oazą wzbudza w nich wręcz chorobliwe oczarowanie. Nie słuchając głosu rozsądku wyruszają na pewną śmierć, aby zaspokoić ciekawość i osamotnienie. Trzeba przyznać, iż od wątków psychologicznych, wypełnionych symboliką i zmuszających do przemyśleń, jest w produkcji całkiem sporo, co jest zdecydowanie jej mocną stroną. Nie są one jednak na tyle głębokie, aby przemyślenia po seansie zmieniły postrzeganie naszej rzeczywistości czy zmianę kodeksu moralnego. Come on, to wciąż kino przygodowe!

mad max pod kopułą gromu, mad max, pod kopułą gromu

Miłym akcentem ze strony reżysera jest umieszczenie w filmie kilku odniesień do poprzednich części cyklu. Bo, co trzeba przyznać i zaznaczyć, "Pod kopułą Gromu" miał przyciągnąć nowych widzów, którzy nie mieli absolutnie żadnej styczności z poprzednimi przygodami Maxa (stąd nie trzeba ich znać, aby połapać się w fabule). Nie zobaczymy więc na ekranie starych przyjaciół czy znanych miejsc, zamiast tego weterani serii w mig wychwycą smaczki, będące nawiązaniami do starszych części. Takie sceny jak ta ze ślepym saksofonistą (wygrywa podobną melodię jak żona Maxa), poznaniem prawdziwego oblicza Blastera (czy nie przypomina wam on niedorozwiniętego Benno z farmy May Swaisey?), pilotem Jedediahem i jego synem (odwołanie do Gyro z drugiej części, co ciekawe gra go ten sam aktor – Bruce Spence. Czyżby Max cierpiał na amnezję?) czy z odkryciem wybuchowej niespodzianki przyczepionej do podwozia auta Maxa, to momenty, w których starzy fani cyklu nie mogą się nie uśmiechnąć i nie wspomnieć z rozrzewnieniem dawnych czasów.

mad max pod kopułą gromu, mad max, pod kopułą gromu

Na całkiem niezłym poziomie stoi też gra aktorska, za którą był odpowiedzialny drugi reżyser George Ogilvie. Mel Gibson ponownie pokazał klasę i praktycznie bezbłędnie wcielił się w rolę Maxa Rockatansky'ego. Za to miłym zaskoczeniem jest to, co zaserwowała nam Tina Turner, która wcieliła się w "Cioteczkę". Zapowiadała się kompromitacja, a tymczasem jej kreacja ambitnej i twardej przywódczyni miasteczka Bartertown okazała się jedną z lepszych w filmie. Na wspomnienie zasługują również role Helen Buday (beztroska i naiwna Savannah Nix), Franka Thringa (The Collector) oraz Roberta Grubba (Pig Killer).

Jeżeli chodzi o stronę techniczną (dźwięk, zdjęcia oraz efekty specjalne), to tu praktycznie nic się nie zmieniło i nadal jest to klasa sama w sobie. Za muzykę tym razem odpowiadał duet Tina Turner-Maurice Jarre i odwalił on kawał świetnej roboty. Ścieżka dźwiękowa to prawdziwy majstersztyk łączący ze sobą klimatyczne utwory, będące świetną ilustracją tego, co dzieje się na ekranie wraz z takimi, które nadają niezbędny rozmach filmowi. Za to wielkie brawa oraz wieczysta chwała.

mad max pod kopułą gromu, mad max, pod kopułą gromu
Płyną dni, miesiące, lata. Wiemy już, że trudno nam będzie odnaleźć dawną świetność, ale to powołanie, które musimy wypełnić. Nikt nie wie, co nas jeszcze czeka. Nadal co wieczór snujemy Opowieść, by pamiętać, kim jesteśmy i skąd pochodzimy. Najbardziej pamiętamy człowieka, który nas odnalazł i uratował. Niech miasto jaśnieje, nie tylko dla niego, lecz dla wszystkich, którzy tam zostali. Bo wreszcie nadejdzie noc, gdy ujrzą odległe światło i wrócą do domu. Savannah Nix

Z filmem "Mad Max pod kopułą Gromu" jest jak z trzecią częścią serii Fallout. Jest to przyjemna produkcja, zmuszająca do prostych przemyśleń nad kondycją cywilizacji – zarazem pełna akcji. Jednakowoż nie ulega wątpliwości, że dzieło George'a Millera było przygotowywane z myślą o przyciągnięciu nowych widzów, którzy nie mieli okazji zapoznać się ze starszymi częściami i im historia zaserwowana przez reżysera powinna się podobać. Natomiast weterani cyklu z pewnością będą kręcić nosem na wprowadzone zmiany, nielogiczności, ugrzecznienia, a także znaczne odcięcie się trzeciej części od poprzednich epizodów. Pozostaje więc tylko jedno pytanie: czy "Pod kopułą Gromu" jest wart statusu kina kultowego i wspominania o nim z szacunkiem, jak w przypadku pierwszego "Mad Maxa" czy "Wojownika Szos"? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam Tobie, drogi Czytelniku.

Recenzja ukazała się na mocy współpracy z Trzynastym Schronem.

Ocena Game Exe
6
Ocena użytkowników
6 Średnia z 4 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Aż żal się robi, że nie da się połączyć budżetu części trzeciej z klimatem części drugiej. Cóż za arcydzieło by wtedy powstało. Ogląda się dobrze, ale czuć, że to jednak nie ten sam Maksiu, co wcześniej.

6/10

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...