Łza

3 minuty czytania

lauren kate

Sam jestem sobie winien. Moje serce i rozum, niczym w popularnej reklamie, stoczyły epicką batalię. Mimo że umysł krzyczał gromkie: "Nie!", kiedy czytałem zapowiedź "Łzy" Lauren Kate, serce zbuntowało się i wymusiło na mnie wypowiedzenie nieopatrznych słów – "To ja wezmę, przeczytam, a nuż będzie dobra?"

Nie myślcie sobie, iż jestem byle chłystkiem, co dopiero pierwszy raz zetknął się z tak zwaną "fantastyką młodzieżową" i nie może się jeszcze podnieść z kolan, porażony głupotą i infantylnością tego gatunku. Nie chwaląc się, bo naprawdę nie ma czym, mam za sobą wiele książek, które śmiało można umieścić we wspomnianej wyżej niszy – chociażby zrecenzowane już "Marzenie Talithy". Ba, swego czasu przebrnąłem nawet przez pierwszą część Zmierzchu, a niewiele istnieje istot płci męskiej, które mogłyby powiedzieć to samo o sobie. Mimo całkiem niezłego przygotowania, w starciu ze "Łzą" zostałem dokumentnie obity i rozłożony na łopatki.

Fabuła jest tak imponująca i zaskakująca, że ziewać zaczynamy dopiero koło czterdziestej strony, kiedy to główna bohaterka, Eureka, w niecodziennych okolicznościach napotyka "nieznajomego" chłopaka o imieniu Ander. Ander (uwaga, pierwsza niespodzianka) jest zakochany w Eurece, a wątek miłosny będzie ciągnął się przez całą książkę. Chyba żadna powieść, opowiadająca o losach młodej dziewczyny, nie może obyć się bez opisu jej perypetii uczuciowych. Oczywiście, skonstruowanych w totalnie idiotyczny, niespójny i przekolorowany sposób.

Totalnym zaskoczeniem jest też fakt, że tragicznie zmarła matka Eureki (niespodzianka numer dwa) zostawiła swojej córce tajemniczy testament, w skład którego wchodzą niemożliwy do otworzenia naszyjnik (oczywiście ukochany Eureki sobie z nim poradzi), książka napisana w nieznanym języku (ale Eureka wraz ze swoją najlepszą psiapsiółą właściwie natychmiast znajdą sposób na jej przetłumaczenie) oraz kamień gromu (działanie tego mitycznego artefaktu wyjaśni jej Ander, dzięki czemu będzie w stanie uratować życie swoich i bliskich). Fascynujące, zaprawdę. O czymś tak oryginalnym jeszcze nie słyszałem.

łza

Zażenowaniem napawała mnie też scena, będąca właściwie podsumowaniem bezsensu i głupoty "Łzy". Szaleje huragan, woda wdziera się do domu, a mała Eureka zaczyna płakać ze strachu. Wtedy jej matka, miast próbować jej jakoś pomóc, zabiera ją do sypialni, policzkuje i wypowiada straszliwie podniosłą sentencję – "Nigdy, przenigdy nie płacz". Eureka, co oczywiste (niespodzianka numer trzy), stosuje się do tej cudownej rady i nigdy już nie roni łzy. Wyjaśnienie, dlaczego tak się dzieje, jest jeszcze bardziej komiczne (chociaż zapewne w zamyśle autorki miało być smutne i patetyczne), ale zdradzenie go byłoby zbyt dużym spoilerem. Zainteresowanych odsyłam do książki, aczkolwiek nie wiem, czy dobrniecie do końcowych stron, czy też wcześniej zatrzaśniecie powieść z mieszaniną niesmaku i zrezygnowania na twarzy.

Problemem tej książki jest też spory niedobór elementów fantastycznych… Chociaż gdyby się poważniej zastanowić, może to i dobrze? Kiedy już się pojawiają, wyglądają, jakby zostały wymyślone dla żartu, może na zlecenie kogoś, kto chciałby swoim utworem sparodiować fantasy. Niech za przykład posłuży mi pewna postać, która chwytem za rękę wytwarza pod stopami innych gejzery, wyrzuca ich w powietrze i strzela błyskawicami.

Akcja przez większość powieści wygląda mocno schematycznie. Eureka jest niepokorna, Eureka biega, ktoś rani Eurekę, Eureka nie płacze, przypadkowo spotyka się z Anderem, ktoś rani Eurekę, Eureka nie płacze, jest niepokorna, kłóci się z psychiatrą, ktoś ją rani, Eureka nie płacze… Uffff, uwierzcie mi, mógłbym jeszcze długo. W międzyczasie chodzi jeszcze do szkoły i spotyka się z przyjaciółmi. No i, rzecz jasna, ładniejsza od niej dziewczyna przystawia się do jej najlepszego kolegi, Brooksa. Tego jeszcze nie grali, co?

facepalm

Najgorszy jest jednak fakt, iż Lauren Kate nie wydaje się złą pisarką. Nie można zarzucić jej braków w warsztacie, tworzy z lekkością i swobodą, sprawiając, że "Łzę", pomimo idiotycznej treści, czyta się w miarę sprawnie i szybko. W jej opisach, wykreowanych sceneriach, krajobrazach, dialogach widać prawdziwy profesjonalizm. Przedzierając się przez "Łzę", zrozumiałem, co musi czuć profesor, widzący swego najlepszego ucznia na życiowym dnie. Smutek? Tylko trochę. Przede wszystkim żal. Ogromny żal, gdyż mogło być rewelacyjnie, ale skończyło się fatalnie.

Cóż, zważywszy na wszystkie wady i prawie zupełny brak zalet „Łzy”, zapewnienie, że to dopiero „początek serii” zakrawa na próbę grożenia czytelnikowi. Szkoda, bardzo szkoda mi tej książki. Boleśnie przypomina mi ona występ polskich siatkarzy na Mistrzostwach Europy – możliwości były zaprawdę imponujące, jednak totalnie zabrakło pomysłu.

Dziękujemy wydawnictwu Galeria Książki za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
2
Ocena użytkowników
10 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...