"Księżyc prawdopodobieństwa" to już druga odsłona bookazinu wydawanego przez Wydawnictwo Almaz. Jest to książka autorki dość słabo nam znanej, a mianowicie Nancy Kress, której przeczytać w Polsce mogliśmy jedynie trylogię Żebraków, a która ma na swoim koncie kilkanaście pozycji i kilka znaczących w fandomie nagród (w tym kilkukrotnie Hugo i Nebulę). Czy owe nagrody były zasłużone? Moim zdaniem jak najbardziej tak.
Akcja "Księżyca prawdopodobieństwa" składa się z dwóch głównych wątków, które później rozwidlają się i krzyżują – choć ciężko to wytłumaczyć, zabieg jest ciekawy i skutecznie przyciąga uwagę czytelnika. Obie historie dzieją się równolegle, jedna zaczyna się na Świecie – odległej planecie zamieszkiwanej przez rasę istot bardzo podobnych do ludzi – a druga na statku Ziemian lecącym na ową planetę. Wgłębianie się w tym tekście w dalsze szczegóły fabuły byłoby podręcznikowym wręcz spoilerowaniem, więc, chcąc nie chcąc, oszczędzę wam tego. Na zachętę dodam jednak, że od dawna nie czytałem nic, co byłoby tak intrygujące i wciągające, jak właśnie ta książka – a pod koniec akcja pędzi tak zawrotnie, że nie chce się przerywać lektury ani na moment.
Pomijając jednak akcję samą w sobie, Kress należą się brawa za naprawdę nieszablonową space operę. Pozycja ta została napisana w 2000 roku, czyli długo po tym, jak przeminęła era zachwytów nad kosmosem i podróżami kosmicznymi. Ktoś pewnie powie, że na tym polu wszystko już było i nikt nie stworzy nic odkrywczego – nic bardziej mylnego! "Księżyc prawdopodobieństwa" to jedna z lepszych space oper, jakie znam, lecz jeszcze lepszy jest tu sam pomysł na obcą cywilizację – istoty, z których każda ma własny rozum, tworzą jeden, kolektywny umysł, które potrafią wręcz dosłownie dzielić ze sobą rzeczywistość. Dzięki temu, że wszyscy są ze sobą zgodni, na Świecie nie ma wojen, nie ma zabójstw ani gwałtów – raj, zdawałoby się. I tak właśnie myśli Ziemianin o imieniu David, jeden z głównych bohaterów, początkowo zarażając nas, czytelników, swoim entuzjazmem. Jednak z biegiem akcji przekonujemy się, że wszystko ma swoje wady, także i dzielona rzeczywistość. Kress tworzy tu swego rodzaju problem natury społecznej, filozoficznej, a częściowo nawet biologicznej – stawia bowiem hipotezę, czy ludziom nie żyłoby się lepiej, gdyby przejęli od Światan dzieloną rzeczywistość.
Jednocześnie w tle rozwija się drugi, nie mniej ciekawy wątek, bardziej "spaceoperowy" – ekspedycja naukowców do Świata jest tylko przykrywką akcji militarnej mającej na celu zidentyfikowanie obiektu będącego sztucznym satelitą tej planety. Z dialogów między bohaterami dowiadujemy się, że ludzkość toczy właśnie wojnę z tajemniczymi Fallerami, używając do tego artefaktów, czyli kosmicznych pozostałości po pradawnej rasie korzystającej z niezwykle zaawansowanej technologii. Wspomniany tu już sztuczny satelita jest prawdopodobnie właśnie takim artefaktem. Chociaż ten wątek na początku jest zdecydowanie marginalny, to właśnie on pod koniec książki staje się najciekawszy.
Osobną kwestią godną omówienia jest kreacja bohaterów. Gdyby istniała za to osobna nagroda, jestem pewny, że ta autorka dostawałaby ją raz za razem. W "Księżycu prawdopodobieństwa" bohaterów jest wielu, na pierwszy plan wysuwa się zwłaszcza kilku Ziemian i jedna Światanka. Mimo to, klasyfikacja pierwszo- i drugoplanowa jest tu trochę nie na miejscu, gdyż niemal wszystkie postaci są równie ważne, tak samo jak wszystkie są charakterystyczne i wyraźnie budzące sympatię lub antypatię. Razem z nimi przeżywamy ich cierpienie, smutek i złość, równie łatwo potrafimy się cieszyć z ich sukcesów, ekscytować się ich osiągnięciami i odkryciami. Jeśli miałbym określić sposób, w jaki Kress wykreowała tych bohaterów i poprowadziła ich przez powieść, powiedziałbym tylko, że to sposób idealny. Mało kto może się z nią równać na tym polu, co było zauważalne już przy cyklu o Żebrakach.
Warto powiedzieć również coś o wydaniu, w jakim opublikowano w Polsce tę powieść. Bookazine, bo taką nosi nazwę, to, krótko mówiąc, książka lub zbiór książek w formie czasopisma. Za granicą, a szczególnie w USA, jest to forma niesamowicie popularna, zwłaszcza na rynku literatury fantastycznej; w naszym kraju widzę to po raz pierwszy. Miło jest zobaczyć odmianę, a jeszcze milej robi się po spojrzeniu na cenę, która jest sporo niższa niż za typową książkę. Jedyny minus takiego wydania, to cieńsza i bardziej podatna na zginanie okładka, co jednak jest do przełknięcia, jeśli można zaoszczędzić 10zł. Z mojej strony gorące brawa dla Wydawnictwa Almaz za pomysłowość!
Podsumowując, "Księżyc prawdopodobieństwa" to powieść niemal bez wad, autorstwa pisarki znanej i cenionej jak świat długi i szeroki, a także w kuszącej i przystępnej cenie. Cóż tu jeszcze mówić? Polecam serdecznie wszystkim fanom fantastyki rozrywkowej i tej bardziej naukowej.
Dziękujemy wydawnictwu Almaz za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz