Nie będę ukrywał, że od czasu przeczytania doskonałej sagi "Pana Lodowego Ogrodu" każdy utwór pana Jarosława Grzędowicza będę podświadomie oceniał przez jej pryzmat. Trzeba przyznać, że pisarz zawiesił sobie poprzeczkę rzeczywiście wysoko. Nie inaczej sprawa ma się ze zbiorem opowiadań "Księga jesiennych demonów", mimo że został on wydany jeszcze przed pierwszym tomem znanej serii. Znajdziemy tu pięć mrocznych opowieści dotyczących zwyczajnych ludzi. Każdy z nich ma jakieś problemy: utrata pracy, dziewczyny, przyjaciół, brak pieniędzy, szczęścia czy miłości – to mogłoby się przydarzyć komukolwiek z nas. Autor dodaje tym wszystkim utrapieniom fantastyczną otoczkę, wiążąc je z działaniem demonów. Czemu jesiennych? W końcu to najbardziej melancholijna i depresyjna pora roku, idealna na pląsy sił nieczystych.
Zawsze przy czytaniu zbioru opowiadań nasuwa się pytanie, czy poszczególne historie trzymają równy poziom. Otóż nie – każde kolejne jest lepsze, przy czym pierwsze też daje nam solidnego emocjonalnego kopa. Na całe szczęście Jarosław Grzędowicz nie poszedł na łatwiznę i nie kazał swoim bohaterom nieustannie mierzyć się ze złośliwymi chochlikami czy rogatymi demonami. Antagoniści są naprawdę różni, nie zawsze przedstawieni dosłownie, a czasem wręcz mamy wątpliwości, komu właściwie powinniśmy kibicować. Trudno opowiadania te określić po prostu "horrorem", bardziej jest to mieszanka tego gatunku z innymi – fantasy, groteską czy dramatem psychologicznym. Ba, pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że poszczególne historie można nazwać "krótszymi powieściami" ze względu na stopień rozbudowania oraz dopracowania fabuły.
Tym, co najbardziej zachwyca w "Księdze jesiennych demonów", są z pewnością bohaterowie. Pisarz dogłębnie przeanalizował ich motywacje, pragnienia i charakter oraz opracował doskonały szkic psychologiczny każdego z nich. To wszystko sprawia, że z łatwością wczuwamy się w kolejne postacie i chcemy, żeby udało im się wygrać nierówną walkę z nadnaturalnymi mocami. Zastanawiamy się, jak my zachowalibyśmy się w danych sytuacjach, ale zupełnie nie zazdrościmy im ich pozycji. Tempo akcji jest raczej leniwe, senne, z kilkoma istotnymi punktami kulminacyjnymi, podczas których serce zabije nam mocniej. Sprawia to, że nieustannie zagłębiamy się w ten gęsty, oniryczny klimat i ciężko nam oderwać się od lektury. Język i styl nie są wyszukane, ale nie jest to wadą – dzięki temu przekaz opowiadań trafia do nas ze zdwojoną siłą.
Niech za przykład posłuży przedostatnia opowieść zbioru, "Piorun". Mamy w niej do czynienia z przeciętnym facetem borykającym się z najczęstszymi bolączkami naszego świata – pieniędzmi oraz miłością (tu w postaci kłótni z żoną). Jego wybranka poznaje na bankiecie olśniewającego, hipnotyzującego dżentelmena... i od tej pory wszystko zaczyna się sypać. Biorąc pod uwagę wątek zdradzanego męża, można spokojnie założyć, że to zwykła powiastka obyczajowa, jakich wiele. Okazuje się jednak, że w mieście protagonisty nie jest to odosobniony przypadek – ludzie poznają wspaniałą osobę płci przeciwnej, po czym znikają bez śladu. Fantastyczny pierwiastek jest tu naprawdę niesamowity i czyta się to doskonale.
Wydaje mi się, że każdy miłośnik fantastyki znajdzie tutaj coś dla siebie. Jeżeli byliście zachwyceni "Panem Lodowego Ogrodu", "Księga jesiennych demonów" również powinna wam przypaść do gustu. Nie jest to może ten sam poziom wspaniałego natchnienia, jaki mogliśmy tam zaobserwować, ale mój wewnętrzny amator dreszczyku został zaspokojony. W jednym tomie otrzymacie pięć porządnych tekstów, spiętych zgrabną historią rozgrywającą się na płaszczyźnie prologu i epilogu. Okładka nowego wydania doskonale dopełnia zawartość, już na wstępie wywołując pożądane emocje. Co prawda na zewnątrz rozkwita wiosna, ale przecież każdy z nas ma czasem ochotę na małe igraszki z jesiennymi demonami. A większość z nas wie, co pieśniarz Grzędowicz potrafi zrobić z mocą uroczysk...
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz