Większość nas od małego była lub nadal jest wychowywana w duchu tradycji chrześcijańskiej, gdzie białe jest białe, czarne jest czarne, a Bóg dba o swych wyznawców i nie do pomyślenia byłby fakt, że mógłby pewnego dnia zniknąć, pozostawiając ich na głowie swych aniołów. I to bynajmniej nie takich, którzy ze stereotypowym pierzastym mają wspólne tylko skrzydła oraz obowiązek chronienia ludzi.
Przyznaję, że sięgając po "Kłamcę" miałam mieszane uczucia, ponieważ książek traktujących o aniołach jest sporo, a mało która była w stanie zadowolić mój czytelniczy gust. Jednak szybko się przekonałam, że dzieło Jakuba Ćwieka mocno odstaje od mojego pierwszego, niepotwierdzonego domysłu. Okazuje się bowiem, że aniołowie to tylko... dodatek, niejako przyprawa do dania głównego, którym jest Loki.
Według mitologii nordyckiej był on bogiem oszustwa zmieniającym wedle woli swój kształt, złośliwym płomieniem, co zresztą znaczy samo jego imię w ojczystej mowie – Loughi. W zasadzie Loki nie był nawet bogiem, ponieważ nie należał do Asów, a swoją boskość zawdzięczał chytrości i przebiegłości, dzięki której doprowadził do przymierza krwi z Odynem, tym samym stając się jego przybranym synem.
Pewnie wielu z was zastanawia się, skąd nagle w książce, która zapowiadała się na coś o tematyce chrześcijańskiej, wziął się pogański bóg? Otóż Niebo wypowiedziało wszystkim niechrześcijańskim istotom świętą wojnę (wszak wiadomo, że Bóg jest tylko jeden), a Walhalla i jej mieszkańcy są eksterminowani, akurat gdy zaczynamy się z nimi zapoznawać. Zatrzymałam się na moment i podumałam, co mogło skłonić aniołów do tego kroku? Może przykazanie brzmiące "nie będziesz miał bogów cudzych przede mną"? Szczerze powiedziawszy – nie wiem, to tylko moje domysły, a autor pewnie wiedział, co czyni, pisząc swe nietuzinkowe dzieło.
"Kłamca" jest debiutanckim zbiorem opowiadań Jakuba Ćwieka, a elementem spinającym całość jest właśnie wcześniej wymieniona postać nordyckiego bożka, głównego bohatera książki. Ocalony po Ragnaroku, który okazał się szturmem anielskich zastępów, przyłącza się do zwycięzców, zostając ich "człowiekiem" od brudnej roboty. Loki staje się bardzo cennym sojusznikiem, ponieważ nie ograniczają go żadne zakazy, tak jak aniołów. Pozwolę sobie zacytować jeden z moich ulubionych fragmentów książki:
"- Wiesz – odparł Loki – gdyby nie ten twój słynny, anielski defekt, kazałbym ci się pieprzyć."
Wypowiedź pochodzi z rozmowy pomiędzy bohaterem a archaniołem Gabrielem. Loki zdaje sobie bardzo dobrze sprawę z tego, że jest skrzydlatym potrzebny i bezczelnie ów fakt wykorzystuje. Jednak już taka jest natura Kłamcy, który w pewnym sensie podbił moje serce – cyniczny i wyrachowany osobnik, owijając sobie wokół palca anielskich zwierzchników.
Książka jest napisana przystępnie, z lekkością i polotem, co sprawiło, że przeczytałam ją niemal jednym tchem, na końcu wołając "jeszcze!". Cięte dialogi, ironiczny, niekiedy czarny humor i odpowiednio dawkowane wulgaryzmy dodają klimatyczności opowiadaniom.
Również kreacja świata przedstawionego zasługuje na pochwałę – nie jest on przekombinowany, a radośnie ciekawy w swojej prostocie. I zaznaczam, nie należy szukać w "Kłamcy" odpowiedzi na egzystencjalne pytania, ani nie próbować na jego podstawie analizować motywu opuszczeniu ludzkości przez Boga. Po prostu nie znajdziecie w tej książce rozwiązania, jednak mogę Was zapewnić, że świetnie się ubawicie, zagłębiając w jej lekturę, a jedynym, co mogę jej zarzucić, to smutny fakt, że jest ona za krótka. Choć po pewnym czasie doszłam do wniosku, że czasem lepiej postawić na jakość, a nie na ilość.
Polecam!
Komentarze
Loki miał być cyniczną, egoistyczną postacią, tymczasem wcale nie widzę tego ostrego języka czy mieszania wśród szeregów anielskich, które skwapliwie reklamuje tylna okładka (może Loki ją pisał?). Nie podoba mi się też tutaj kompletnie koncepcja osobnych opowieści, zamiast jednej spójnej powieści. O ile w "Chłopcach" jeszcze to jakoś mi podeszło, tutaj mnie męczyło.
Mam nadzieję, że kolejne części okażą się lepsze.
5/10
Dodaj komentarz