"Krwawa kampania" stanowi drugą część "Trylogii magów prochowych" Briana McClellana. Otwierająca ją "Obietnica krwi" okazała się nad wyraz świetnym debiutem, zapewniającym fantastyczną przygodę i wiele frajdy. Na wieść o pojawieniu się wyczekiwanej kontynuacji, bardzo się uradowałem. Zastanawiając się, czy autor utrzyma zaprezentowany poziom i przeskoczy wysoko postawioną poprzeczkę, zabrałem się za lekturę.
W Adro nie dzieje się dobrze. Przebywający na południu kraju generałowie kłócą się, podczas gdy podlegające im zdziesiątkowane oddziały z coraz większym trudem odpierają nacisk ze strony Kezu. W wyniku niespodziewanego obrotu zdarzeń, plan Tamasa i jego kamaryli spalił na panewce, a oni sami zostali uznani za martwych. Wszystko wskazuje na to, że ostatnią linię obrony przed nacierającymi siłami Kresimira stanowi osamotniony Taniel Dwa Strzały. Jak młodzieniec poradzi sobie w tak krytycznej sytuacji?
Wydarzenia rozgrywające się w "Krwawej kampanii" oglądamy z wielu różnych stron. To towarzyszymy Tamasowi i podlegającym mu oddziałom, to śledzimy losy tryskającego energią Taniela. W jednych zdarzeniach bierze udział rozwiązujący coraz to nowe problemy detektyw Adamat, w innych zaś sprawiający mu je zimny jak lód lord Vetas. Mnogość kluczowych bohaterów dobrze wpływa na całą powieść. Jeśli chcemy poznać następny rozdział o ulubionej postaci, musimy wcześniej przeczytać kilka traktujących o kimś innym. Dzięki temu kolejne strony lecą jak szalone, a my z każdą chwilą znajdujemy się coraz bliżej końca.
Sami bohaterowie są bardzo barwni i wyraziści. Odznaczają się różnymi charakterami i posiadają odmienne spojrzenia na otaczający ich świat. Z jednymi możemy się zgadzać, innych zaś potępiać. Warto wspomnieć o tym, że nawet postacie poboczne odciskają spore piętno na całości. Na uwagę choćby zasługuje towarzyszący Tamasowi kapitan Olem, wesoły, śmieszny, wiążący się zwykle z dużą dawką dobrego humoru i uśmiechu. Podobnie ma się sprawa z polowym kucharzem, Mihalim. Sceny, w których się pojawiają, będzie się długo pamiętać.
"Krwawą kampanię" czyta się z zapartym tchem, bowiem sytuacje zmieniają się jak w kalejdoskopie. Raz na wozie, raz pod wozem, ciągłe wzloty i upadki. Powoduje to, że nigdy nie możemy być pewni, jak skończy się dane starcie, bo byliśmy dotąd świadkami wszystkich możliwych wyników. Co ważne, w książce bardzo dużo się dzieje – choć akcja jest wartka, a strony lecą jedna za drugą, to nie kończy się ona tak szybko. Gołym okiem widać, że nie jest to pozycja na przysłowiowy raz, lecz kawał porządnej lektury, gwarantującej kilka przyjemnie spędzonych wieczorów.
Z technicznego punktu widzenia pozycja ta stoi na bardzo wysokim poziomie. Grafika zdobiąca okładkę idealnie oddaje klimat powieści. Ona sama zaś została spisana na porządnej jakości papierze. Na początku książki zamieszczono kilka map, dzięki którym łatwiej śledzi się poczynania bohaterów. W tekście z kolei – liczącym prawie 700 stron – na próżno szuka się literówek. Generalnie rzecz biorąc, dobra robota Fabryki Słów.
Zbliżając się powoli ku końcowi, pragnę podkreślić, że "Krwawa kampania" nie tylko bawi i wciąga, ale też regularnie zaskakuje. Wielokrotnie mogłoby się wydawać, że wiemy, co niebawem się wydarzy. Jednak za każdym razem okazuje się, że Brian McClellan ma inną wizję danej sytuacji, a to bardzo mnie cieszy. Na finiszu wszystkie wątki urwały się w tak niefortunnych momentach, że z wielką niecierpliwością wyczekiwać będę ostatniej części "Trylogii magów prochowych", by w końcu poznać odpowiedzi na zrodzone teraz pytania.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz