Kroniki Amberu. Tom 1

5 minut czytania

kroniki amberu

Trudną sztuką jest rzetelna recenzja monumentalnego dzieła – szczególnie takiego, które zawiera w sobie pięć pojedynczych powieści. Nic jednakże nie mogę na to poradzić – swego czasu zażyczyłem sobie „Kronik Amberu, Tom 1” w pięknym, zbiorczym wydaniu. Niemniej nie tylko ogrom książki napawa mnie podziwem i nabożną zgrozą; Amber to legenda pośród czytelników fantasy oraz gatunków pokrewnych. Pierwszą część Kronik, pod tytułem „Dziewięciu Książąt Amberu” wydano w roku 1970 – nie trzeba więc doktoratu z matematyki, ażeby obliczyć, iż recenzja ta spóźnia się o jakieś czterdzieści pięć lat. Niewdzięcznym zadaniem jest opiniowanie produktu, który niezliczeni, szanowani i cenieni krytycy przemaglowali na wszystkie sposoby, a potencjalni odbiorcy mieli z nim przynajmniej powierzchowną styczność. Niemniej spróbujmy...

Zaczyna się jak u Hitchcocka – od metaforycznego trzęsienia ziemi, a później jest jeszcze ciekawiej. Główny bohater budzi się w szpitalu, nie wiedząc, w jaki sposób doń trafił oraz dlaczego utrzymuje się go w stanie permanentnej nieświadomości. Ba, nie wie nawet, jak dokładnie się nazywa! Chociaż amnezja to dosyć oklepany zabieg (cierpi na nią chociażby Bezimienny z „Planescape: Torment” czy komputerowa adaptacja Geralta z Rivii), Zelazny podchodzi do zagadnienia inaczej niż pozostali twórcy. Zazwyczaj cierpiące na luki w pamięci postacie przez większość czasu mozolnie usiłują przypomnieć sobie zatarte fakty z życia i dotrzeć do momentu przełomowego, po którym wszystko stanie się jasne. W „Kronikach” Corwin (główny bohater) początkowo nie przyznaje się do swojej niedyspozycji, oszukując i zwodząc własną rodzinę w celu wydobycia jak największej liczby informacji o sobie tudzież o zagadkowym Amberze.

kroniki amberu
Bleys
autorstwa coupleofkooks

Świat, w jakim egzystujemy, nie jest prawdziwy. To tylko nieudolna kopia Amberu, siedziby prawdziwego Wzorca, centrum wszechrzeczy, rzucającego mnóstwo różnorodnych Cieni. Książęta Amberu – Eryk, Julian, Bleys, Brand, Random, Caine, Gerard, Benedykt i Corwin, a także ich siostry – potrafią manipulować strukturą Cienia i przemieszczać się pomiędzy równoległymi światami. Posiadają również szereg innych niezwykłych zdolności, niedostępnych dla pospolitych zjadaczy chleba. Tron Amberu stoi pusty, ktoś z premedytacją przetrzymuje Corwina z dala od niego, dawno zapomniany brat zbiera potężną armię, aby przejąć władzę siłą, a najstarszy i najpotężniejszy dziedzic prawdopodobnie nie żyje. Jakby tego było mało, tak naprawdę nie wiadomo, co stało się z prawowitym królem Oberonem i czy pewnego dnia nie powróci… Rozpoczyna się więc prawdziwa, gorączkowa Gra o Tron. Dużo ciekawsza niż ta w wykonaniu G.R.R. Martina.

Ciężko w jakiś sensowny i klarowny sposób streścić fabułę „Kronik”. Jest to cykl tak długi i tak dobrze zaplanowany, że czasem wyjaśnienia zagadek z pierwszego tomu możemy szukać w czwartym, po drodze natykając się na szereg kłamstw i niedomówień, w danym momencie nie wzbudzających u czytelnika żadnych podejrzeń. Rodzeństwo nie ufa sobie wzajemnie – knuje, intryguje, łączy się w grupki, działa na szkodę innych – co tylko gmatwa i tak już niejasny obraz sytuacji. W tym najlepszym tego słowa znaczeniu; świat Amberu zachwyca złożonością, wielowątkowością i wszechobecną niejasnością, piękną nierzeczywistością. A także… spiskiem, czającym się na każdym rogu.

Zelazny to prawdziwy czarodziej słowa – przy pomocy kilku zlepek liter nakreśla wizje tak oszałamiające, iż w niektórych momentach ciężko je sobie wyobrazić i zmaterializować przed oczyma. To prawdziwy, niekwestionowany mistrz kreatywności, błyskotliwości i awangardy. Jego powieści łączą w sobie elementy wielu gatunków. Nie można „Kronik” nazwać stricte fantastyką; należą do tego rodzaju książek, jakie ciężko zaszufladkować bądź przyporządkować do danej kategorii.

kroniki amberu

Niewątpliwie na początku czytelnik może mieć wrażenie zagubienia, a przede wszystkim przesytu postaci. Imiona mogą się mylić i mieszać. Zelazny przekazuje mnóstwo informacji – zostajemy wręcz zbombardowani rzeczami, które niełatwo przyswoić, ze względu na ich nietuzinkowość, niesztampowość i poziom skomplikowania. Niestety „Kronik” nie poczytamy przy obiedzie czy w króciutkich przerwach między zajęciami. Musimy całkowicie skupić się na lekturze, aby dostrzec wszelkie subtelności, umieszczone w tekście oraz w pełni zrozumieć liczne, zawiłe i skomplikowane wątki poboczne.

kroniki amberu Deirdre
autorstwa Pti-SPB

W powieściach odnajdziemy mnóstwo nawiązań do naszej kultury, historii i filozofii. Są one umiejętnie wplecione w fabułę, dostarczając dodatkowej przyjemności wyłapującym je odbiorcom. To miła odmiana, gdyż na podobne wtręty pozwala sobie wielu autorów, zazwyczaj czyniących to w stylu Andrzeja Sapkowskiego – „Patrzcie, jaki autor jest mądry, nędzni czytelnicy!”. Zelazny natomiast umieszcza je w sposób dużo bardziej elegancki i naturalny.

Udała mu się także inna, trudna sztuka – stworzył bohatera o ponadludzkich umiejętnościach, jednocześnie nie irytującego swoją siłą. Corwin jest (w każdym znaczeniu tego słowa) niesamowity, jednocześnie pozostając bardzo ludzkim. Duży wpływ z pewnością miała na to cała idea Amberytów – bezwzględnych, okrutnych potomków na wpół legendarnego króla Oberona, posiadających specyficzną metodę kontaktowania się ze sobą i przewyższających pospolitych śmiertelników pod niemal każdym względem. Corwin spędził długi okres przymusowej emigracji w naszym Cieniu-Ziemi, co doprowadziło do stępienia negatywnych cech i jednoczesnego zwiększenia empatii. Przemiana i refleksja nadchodzą stopniowo; szczególnie widać to w ostatnich częściach „Kronik”.

Zelazny dojrzewa jako pisarz wraz z kolejnymi tomami i stopniowym rozwojem akcji. Pierwsza powieść nie może być zaliczana do literatury najwyższych lotów – ot, zwykła rozrywkowa opowiastka, w której trup ściele się gęsto, a główny bohater jest najtwardszy ze wszystkich i cało wychodzi z każdej opresji. Z czasem jednak zostajemy poczęstowani coraz większą liczbą szczegółów, sprawiających, iż przywiązujemy się do specyficznego świata oraz do niecodziennej rodzinki, a także zaczynamy doceniać całość twórczości. Wzbogaceniu ulega przede wszystkim język, oferujący czytelnikowi coraz to nowsze, doskonalsze doznania estetyczne.

kroniki amberu

Jedyną wadą „Kronik” jest nietrafiony pomysł na opisywanie przechodzenia z jednego Cienia w inny Cień, powtarzający się kilkukrotnie. Zelazny znakomicie pisze o magii, gdyż sam jawi się jako prawdziwy czarodziej słowa. Ale słowa dopowiedzianego, kreślącego obrazy fantasmagoryczne, niemniej od początku do końca opisane. W przypadku wspomnianych wyżej momentów, zastosował kompletnie chybiony chwyt; liczne, pozornie niezwiązane ze sobą zdania, zakończone trzema kropeczkami, obrazujące różnorodne sytuacje. Czyta się to bardzo uciążliwie – może odniosłoby efekt w filmie, gdzie nieuporządkowane scenerie spotęgowałyby uczucie dojmującego chaosu – jednakowoż w literaturze kompletnie nie zdaje egzaminu.

Cieszy mnie fakt reedycji „Kronik Amberu”, gdyż poprzednie wydanie nie prezentowało się najlepiej pod względem graficznym, a poza tym, coraz trudniej było je znaleźć w sklepach lub bibliotekach. Atrakcyjnie prezentuje się również pod względem cenowym – 50 zł za pięć powieści to kwota niemalże promocyjna. Nowy nakład pozwoli przede wszystkim młodszym czytelnikom na zmierzenie się z prozą Zelaznego. Pozostaje mieć nadzieję, iż to samo spotka pozostałe książki autora – chociażby bardzo lubianego przeze mnie „Widmowego Jacka”.

Nie nazwę „Kronik Amberu, Tom 1” arcydziełem, niemniej z pewnością jest to książka wybitna. Autor igrał z konwencjami, mieszając ze sobą science-fiction i fantasy, wprowadził szereg oryginalnych bohaterów, a także zastosował mnóstwo niekonwencjonalnych rozwiązań. Jedynie niewielkie mankamenty – jak wymienione przeze mnie opisy przechodzenia przez Cień – powstrzymują mnie przed wystawieniem najwyższej noty. Czekam jednakże na następną część, mając nadzieję, iż przy tej okazji będę mógł po raz pierwszy w życiu wlepić dziesiątkę. Tymczasem – do księgarń i bibliotek marsz!

Dziękujemy wydawnictwu Zysk i S-ka za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
9.5
Ocena użytkowników
8.79 Średnia z 7 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Pamiętam scenę pojedynku Corwina z Benedyktem - coś pięknego. Zelazny znał się na szermierce. W końcu był praktykiem
0
·
Na pewno kupię! Czytanie i posiadanie tak okazałych książek to sama przyjemność, a do tej pory nie miałem do czynienia z serią "Kronik Amberu". Trochę mi się kojarzy z cyklem "Archiwum Burzowego Światła", bo tam również jest niemała ilość postaci, fascynujący świat oraz - przede wszystkim - rozbudowana, wielowątkowa fabuła. Takie książki cenię najbardziej.
0
·
Kurcze już prawie nic z nich nie pamiętam. Jedna z pierwszych książek fantasy w moim życiu i jakoś najbardziej z całej rodziny lubiłem Branda.
0
·
O poszczególnych częściach rozpisałem się w osobnych recenzjach, tutaj nadmienię jedynie, że jak dla mnie pierwszy pięcioksiąg zasługuje gdzieś na ocenę 7/10
0
·
Medzie, bo się będziemy kłócić
0
·
Proszę bardzo Uważam, że cykl jest niesamowity, ma niepowtarzalny świat, ale nie jest idealny. Szczególnie "Dworce Chaosu" mocno zaniżają końcową ocenę.
0
·
Może tak - ja nie wiem, jak to jest czytać Amber oddzielnie - w sensie, zawsze miałem przyjemność zapoznawać się ze zbiorczymi wydaniami (zarówno tym starym, z okropną okładką, jak i tym eleganckim nowym, które miałem przyjemność recenzować). I uważam to za jedyny słuszny sposób czytania; wtedy ma się to wrażenie niesamowitej ciągłości, świat Zelaznego wciąga, nie ma rozgraniczenia na poszczególne, lepsze bądź słabsze książki... Jest tylko Amber, wszechmocny i wszechogarniający Amber .

Nie rozumiem też Twojej niechęci do Dworców Chaosu . Fajnie nam wyjaśniono większość aspektów, ta cała podróż Corwina była również w porządku... Spotkanie z krukiem, a także rozmowa z olbrzymem, któremu wystaje tylko głowa to momenty, które chyba na zawsze pozostaną mi w głowie . Tak samo opis tworzenia nowego wzorca; no po prostu niedoścignione arcymistrzostwo.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...