Przed lekturą komiksu "Puls" można było mieć obawy, czy Brian Michael Bendis dorównał swojej poprzedniej serii o Jessice Jones – "Alias". Albo inaczej: czy chociaż zdołał zachować ducha swoich wcześniejszych historii o superbohaterce działającej w roli detektywa?
W albumie znalazły się trzy sprawy, które łączy praca Jessiki w gazecie Daily Bugle i okres ciąży. Pierwsza dotyczy zbadania zniknięć, druga zaczyna się tajemniczym atakiem na Luke'a Cage'a i Jessicę, a trzecia to w zasadzie śledztwo Bena Ulricha przeplatane scenami z rodzącą Jessicą.
Początki są trudnawe, ale może to kwestia przeskoku z pełnej cynizmu, wulgaryzmów i sarkastycznego humoru opowieści do bardziej obyczajowych rejonów. Jessica Jones nie jest już detektywem, ma ustabilizowane życie i też nie zawsze gra pierwsze skrzypce. To postać po przemianie, u której odzywają się matczyne instynkty, postać sympatyczniejsza dla otoczenia, a jednak równie ciekawa, co dawniej. To w końcu nasza Jessica Jones, w interpretacji Bendisa. Towarzyszyliśmy jej na etapie, gdy było bardzo źle, towarzyszymy też, gdy jest lepiej.
Skłamałbym jednak, pisząc, że chodziło tylko o to. Mimo wszystko scenarzysta musiał nadać jakiś kierunek całemu komiksowi i minęła chwila, nim do niego przekonał. Kierunek okazał się dobry, bo oznaczał wejście na pole solidnej dziennikarskiej roboty. Oglądanie pracy w Daily Bugle od kuchni, włącznie ze znoszeniem wcale nie tak złego, jak mogłoby się wydawać, J. Jonaha Jamesona. Autor ukazuje pracowników gazety jako zgrany zespół z zasadami, którego działania potrafią dostarczyć więcej emocji niż wskazywałaby na to monotonna szata graficzna. Tu dochodzimy do trzeciej uwagi – różnorodności stylów.
"Puls" składa się z prac kilku ilustratorów. Pierwsze pięć zeszytów stanowi efekt starań Marka Bagleya, którego rysunki są mało wyraziste i co najwyżej mogą ujść w tłoku. Bagley już mi podpadał w serii "Ultimate Spider-Man", więc mogę wprost powiedzieć, że nie jestem jego fanem – rysuje przeciętnie jak na superbohaterskie standardy, zniechęca też powtarzalnymi twarzami. Na szczęście późniejsze zeszyty są już dziełem innych osób.
Rysunki Michaela Larka wypadają lepiej. Znalazły się w drugiej historii, która jest sprawnie przygotowanym, wciągającym thrillerem z sekretami. Przyznaję, że nie mogłem się oderwać od czytania. W trzeciej sprawie powraca główny ilustrator "Alias", Michael Gaydos – i wreszcie można poczuć się jak w domu. Znów dziennikarska robota, ale ukazująca superbohaterstwo z zupełnie innej strony. Widać rękę Bendisa, który potrafi podejść do tematu w nowy sposób, podobnie czynił przecież w serii o Daredevilu. A przy tym wspaniale przedstawia prywatne życie Jessiki, dostarczające emocji i z gościnnymi występami takich postaci jak Spider-Man i Doktor Strange.
Zeszyt z "New Avengers Annual" odstaje od reszty, ale nie dziwi włączenie go do albumu, bo jest swego rodzaju finałem perypetii Jessiki i Luke'a Cage. Cały komiks okazuje się godny jego bohaterki – "Puls" nie zawodzi. Jest w innym tonie, lecz to uzasadniony rozwój, zaś wulgaryzmy Bendis rekompensował sobie szeregiem znaczków o wiadomym znaczeniu. Jednak to nie koniec, ponieważ powstała trzecia seria z Jessicą scenariusza Bendisa. Na razie zachęcam was do przeczytania "Pulsu" – jeśli polubiliście "Alias", to jest to pozycja obowiązkowa.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz