Brian K. Vaughan dał światu wystarczająco dużo dobrych historii (choćby "Ex Machinę" i "Sagę"), aby niezależnie od gatunku z niecierpliwością wyczekiwać jego kolejnych tworów. Na "Paper Girls" autorstwa Amerykanina na pewno warto było czekać.
Tym razem scenarzysta zabiera czytelników do porannych godzin po Halloween w 1988 roku. Mamy okazję poznać cztery dwunastolatki zajmujące się rozwożeniem gazet w miasteczku Stony Stream w Ohio. Niech jednak nikogo nie zmyli ich wiek. Opowieść ma wszelkie predyspozycje, by trafić do dorosłych czytelników.
Już od pierwszych stron "Paper Girls" sprawia wrażenie komiksu pozytywnie zakręconego. Senny koszmar jednej z bohaterek, w którym pojawia się m.in. rogaty demon zadający nietypowe jak na demona pytanie, zwiastuje, że opowieść znacząco wykroczy poza rozwożenie gazet – i tak jest też w rzeczywistości. Brian K. Vaughan w swoim stylu łączy różnogatunkowe elementy, splatając je w smakowitą całość. W miasteczku zaczynają dziać się dziwne rzeczy, zaś nastolatki trafiają w samo centrum zdarzeń, zmuszone zmierzyć się z niespotykanymi zjawiskami i istotami. Przede wszystkim ścierają się z własnymi problemami, ponieważ jak na historie Vaughana przystało, tak i w przypadku "Paper Girls" czytamy o postaciach, które mają bardzo dobrze zarysowane osobowości, a zapewne ulegną one jeszcze wzmocnieniu. Już teraz widać, że scenarzysta nie zawaha się rzucać kłód pod nogi protagonistek.
Vaughan stawia przed dziewczynami problemy natury osobistej i rodzinnej, robiąc to nad wyraz sprawnie. To tym bardziej godne pochwały, iż w przekroju całego albumu akcja nieustannie pędzi do przodu. Vaughan przedstawia bohaterki jako dojrzalsze niżby wskazywał na to ich wiek, nadając światu i relacjom między postaciami nie tyle brutalności, co szorstkości. Dodajmy do fabuły elementy grozy oraz te rodem z science fiction, a otrzymujemy efekt równie niecodzienny, jak i intrygujący. Czy w takim razie komiksowi można coś wytknąć? O ile ogólny koncept "Paper Girls" nie stanowi dla was problemu, to jedyną nasuwającą się na myśl wadą może być szybkie tempo nietypowych wydarzeń, które wymuszają na czytelniku zdwojoną koncentrację. Ktoś mógłby się przyczepić, że nie wszystkie dziewczęta otrzymały równie wiele uwagi od scenarzysty, ale są powody, by wierzyć w zmianę tego stanu rzeczy w kolejnych tomach.
Wrażenie obcowania z niecodziennym utworem wzmaga jeszcze "ciosana" i obarczona grubymi konturami kreska Cliffa Chianga oraz nade wszystko barwy nałożone przez Matta Wilsona. Mieszanina odcieni fioletu, różu i niebieskiego przebijająca się z planszy daje poczucie lekkiego surrealizmu przedstawionych zdarzeń, idealnie je uzupełniając.
Pierwszy tom "Paper Girls" już po kilkunastu stronach może przykuć uwagę lub odrzucić, lecz jestem przekonany, że w większości przypadków sprawdzi się pierwsza możliwość. Na tę chwilę to intrygujący miszmasz, którym powinni zainteresować się nie tylko fani Vaughana, ale ogólnie wielbiciele komiksu jako medium do przekazywania niezwykłych opowieści.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz