Mimo że piąty tom "Sagi" był słabszy, to nadal reprezentował sobą parę najlepszych cech serii – budzenie takich emocji, żeby historię mocno się przeżywało, stawianie na wartości rodzinne czy prezentowanie okrucieństwa i bezsensu wojny. Stanowił przykład dobrego komiksu. Szósta odsłona pokazuje, że scenarzysta (przynajmniej na razie) nie planuje kierować swojego dzieła w ambitniejsze rejony, za to woli pozostać na zbadanym już gruncie przyjemnej rozrywki aspirującej do czegoś więcej.
Być może ta ocena jest trochę krzywdząca, ale trudno wydać inny osąd, gdy Brian K. Vaughan nie wykorzystuje potencjału fabuły. Akcja ponownie przeskakuje naprzód, lecz o kilka lat. Hazel chodzi do przedszkola w pewnym ośrodku, babcia nadal się nią opiekuje, a rodzice starają się odnaleźć obydwoje. Książę Robot IV zajmuje się wychowywaniem swojego syna, natomiast Uparty pragnie zemsty za śmierć ukochanej.
Przeskok w czasie ułatwia zadanie autorowi, ponieważ nie musi przedstawiać, w jaki sposób zaszły zmiany w postaciach – po prostu zmienili się i basta. W przypadku Hazel oznacza to, że ledwie muskamy wątek jej edukacji, a także tego, co działo się z Klarą. Tymczasem te elementy można byłoby rozwinąć, zwłaszcza że wiążą się z prezentacją świata, w którym (jak się okazuje) jednak istnieją ośrodki dla cywilów wroga. Lepiej wygląda to w pozostałej części historii, ponieważ w niej żadne dopowiedzenia nie są potrzebne. Czasem wystarczy wspaniały rysunek.
Powrócenie do siebie Marko i Alany nie budzi wątpliwości. Powiedziałbym wręcz, że to oczywista przemiana ich związku w dojrzalszy i bardziej doświadczony. Teoretycznie można byłoby odwrócić sytuację i iść w stronę dalszego rozpadu małżeństwa oraz obwiniania się, ale to niekoniecznie pokrywałoby się z wymową komiksu, która nieustannie nawołuje do pokoju, tolerancji i miłości. Poza tym z przedstawienia uczuć obronną ręką zawsze wychodzi Fiona Staples. Ilustratorka doskonale potrafi oddawać uczucia w spojrzeniach postaci, uwiarygodniając je i całą opowieść.
Bohaterowie przeszli również zmianę fizyczną. Postarzeli się o parę lat i teraz mają trochę inny styl. Poznajemy ich już na pierwszy rzut oka, ale zarazem dostrzegamy przemianę, jaką przeszli. Pojawiają się też przedstawiciele nowych ras, którzy mają unikalny wygląd. Ta pomysłowość w tworzeniu kolejnych sylwetek – odgrywających nawet ważną rolę – wywołuje podziw, a przede wszystkim uzupełnia rzeczywistość "Sagi" – wyglądającą niecodziennie i dziwnie, lecz jednocześnie w tej różnorodności i zachowaniach podobną do naszej.
Wydarzenia rozgrywają się w szybkim tempie. Nie ma chwili oddechu, zwłaszcza że do tej pory zdążyło się nagromadzić wiele postaci (a i tak troje z nich w szóstym tomie w ogóle się nie pojawia). Zwroty akcji zaskakują i nadal trudno powiedzieć, do jakiego zwieńczenia serii dąży Brian K. Vaughan. Raczej dojdzie do zakończenia wojny, ale jaki los spotka bohaterów? Scenarzysta już nieraz udowadniał, że nie będzie obchodził się z nimi jak z jajkiem, dlatego można się spodziewać, że nie wszyscy przeżyją. Przykładem może być los spiskującego robota. Potraktowanie go nieco dziwi – może chodziło o pokazanie, iż nasze tragedie obchodzą głównie nas samych – smutne.
"Saga" to gwarancja emocji – wzruszenia, rozpaczy czy zachwytu. Tego nie brakowało w żadnym z sześciu tomów, podobnie jak i humoru, który w mniejszym lub większym stopniu zawsze występował (tu książę Robot IV zabawnie pokazuje swój stosunek do sytuacji w mocnych, wulgarnych słowach, a przy tym może podobać się jego przemiana i zrozumienie dla Marko i Alany). Szósty więc raz – polecam. Seria Briana K. Vaughana i Fiony Staples to ujmująca historia i piękne rysunki, stanowiące razem integralną całość.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz