Anihilacja. Tom 1

3 minuty czytania

Anihilacja

Nareszcie w Polsce ukazał się pierwszy tom "Anihilacji", który przedstawia jedno z najważniejszych wydarzeń w świecie Marvela. Zbierający dobre opinie komiks, skupiający się na mało popularnych bohaterach i rozgrywający się w kosmosie nie zachwyca jednak tak, jak powinien. Przegrywa też porównania do poprzednich tytułów z serii "Klasyka Marvela".

Komiks składa się z trzech części. Pierwsza zapoznaje nas z Draksem Niszczycielem, który trafia na Alaskę wraz z innymi niebezpiecznymi więźniami. Ten początek jest ważny, ponieważ jego bohaterowie odegrają znaczącą rolę w kolejnych zdarzeniach – w "Prologu" i "Novie", wiążących się z tytułową Anihilacją.

Już na etapie historii o Draksie można przekonać się, że nie mamy do czynienia z pozycją wysokich lotów. Co prawda pomysł jest ciekawy – brak superbohaterów wypada świeżo, a zielona Alaska okazuje się klimatycznym miejscem akcji. Jedyne w pełni pozytywne postacie to dwójka nastolatków – ostrożny i bojaźliwy chłopak oraz pyskata dziewczynka – zaś Drax jest tępym osiłkiem. Pojawia się całkiem sporo rozluźniającego humoru, ale sceny bywają drastyczne, trafiają się śmierci, a scenarzysta chwilami porusza poważniejsze wątki. Dobrą rozrywkę psuje tylko rozwleczona akcja – mordobicie i gadkę należało ograniczyć.

Nawet w "Prologu" rozmowy są trochę przeciągnięte, jednak nie to jest największym problemem, ponieważ zaczyna brakować konkretnej, interesującej fabuły. Żeby przykryć jej miałkość, Keith Giffen postawił na zupełny chaos. Wydarzenia rozgrywają się w szybkim tempie i bez żadnego ładu. Zmagania militarne miały być atutem tej części komiksu, ale tak się nie stało przez fatalną stronę wizualną. Ilustracje są brzydkie i przypominają kreskówki dla dzieci. Ich jakości nie tłumaczy nawet data powstania "Anihilacji", a ukazywała się w latach 2005 – 2007. Tymczasem wyglądają tak, jakbyśmy cofnęli się w czasie do ubiegłego wieku. Starcia prezentują się sztucznie, niektóre wybuchy zbyt mocno rozmyto, ogólnie dostajemy nijaką rozwałkę.

Przez lekki humor, słabą kreskę i obojętność wobec losów postaci lekturze nie towarzyszy żadne napięcie, a dramaturgia siada. Czuć kosmiczną skalę – w końcu są kosmici, potężny najeźdźca, wielka planeta – lecz co z tego, skoro nie odczuwa się emocji. Wróg stanowi duże niebezpieczeństwo, tylko że to nie powód, aby ekscytować się walką z nim. Ostatnio czytałem "Catwoman: Nie ma lekko", w której antagonista dokonywał tak okrutnych tortur, że naprawdę byłem nim przestraszony, samo jego pojawienie się wywoływało dyskomfort. W "Anihilacji" to po prostu gość prawie nie do pokonania. Dużo ciekawiej wypada Thanos ze Śmiercią ze względu na tajemnicze relacje między nimi.

AnihilacjaAnihilacja

"Nova" wizualnie wygląda lepiej, chociaż walki również i tutaj nie robią wrażenia, natomiast rozmowy zbyt często krążą wokół tematu mocy. To jest prawie nudne – nie można liczyć na zajęcie czytelnika kwestią, kto tu komu spierze tyłek i liczyć jeszcze na zaskoczenie odpowiedzią, skoro to dopiero pierwszy z trzech tomów "Anihilacji". Światełkiem w tunelu jest sygnalizacja wątków i postaci, które pojawią się w następnych odsłonach. Pozwala to podejrzewać, że fabuła została starannie zaplanowana, choć patrząc po chaotycznym, nierównym początku w postaci recenzowanego komiksu, trudno temu dać wiarę. Na pewno udanym urozmaiceniem są strony z bazy danych Korpusu Nova, które rozwijają świat. Zapoznają nas m.in. z rysopisem niektórych person. Duet Drax i zarozumiała dziewczynka również może się podobać – jest zabawny i sympatyczny.

Wątki niekoniecznie przekonują (nauka kontrolowania się to troszkę kpina), jednak od scenariusza nie należy spodziewać się wiele – i chyba to jest najbardziej zaskakującym wnioskiem, jaki nasuwa się po lekturze. Tak popularna i ciesząca się uznaniem "Anihilacja" nie posiada dobrej fabuły. To dopiero pierwszy tom, lecz na ponad dwustu stronach można było ciekawiej zawiązać akcję. Mimo wszystko komiks zapewnia nie najgorszą rozrywkę z mniej znanymi bohaterami w kosmosie. W kategorii typowo rozrywkowych pozycji, nieaspirujących do czegoś więcej, wyżej stawiam np. "X-Men: Bitwę Atomu", ale co kto lubi...

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
5.5
Ocena użytkowników
5.5 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...