Huck: Prawdziwy Amerykanin

2 minuty czytania

Huck

Stwierdzenie, że Mark Millar gustuje w tworzeniu komiksów o superbohaterach, byłoby truizmem. Amerykanin od lat czyni to na różne sposoby – pompatycznie w "Jupiter’s Legacy", sentymentalnie w "Starlight: Gwiezdnym blasku", z przymrużeniem oka w "Kick-Ass" i dającym opisać się każdym z tych określeń "Hucku: Prawdziwym Amerykaninie".

Tytułowy "Huck" to skromny pracownik stacji benzynowej znajdującej się w jednym z sennych miasteczek Ameryki. Każdego dnia stara się spełnić dobry uczynek – nieistotne, czy wiąże się to z odnalezieniem zaginionego pupila, upieczeniem ciasta, czy wyciągnięciem ciężarówki z rowu. Współmieszkańcy cieszą się z pomocy chłopaka i dbają, żeby informacje o nim nie wypłynęły poza miejscową społeczność. Sielanka nie trwa wiecznie. Do miasteczka sprowadza się Diane Devis, która nie zwleka ze sprzedaniem mediom poruszającej historii lokalnego samarytanina.

Młody mężczyzna posiada też pewne supermoce. Nie męczy się, jest bardzo silny, a na dodatek potrafi odnaleźć właściwie wszystko, jeśli tylko pozna parę szczegółów o poszukiwanym przedmiocie albo istocie. Tym, co pierwsze rzuca się w oczy, jest zupełna odmienność bohatera od typowych trykociarzy. To heros zgoła inny niż uwielbiający taplać się w blasku reflektorów Tony Stark czy pozbawiony supermocy (pomijamy kwestię bogactwa) i ponury Batman. Skromny, pomocny, uprzejmy, pełen współczucia – tymi słowami najtrafniej można określić jego usposobienie, dzięki któremu z miejsca zyskuje sympatię. Cała historia jest zresztą bardzo lekka i przyjemna w odbiorze, a dzięki swojemu przekazowi – wyraźne propagowanie więzi rodzinnych, wybaczania i pomagania innym – to komiks bardzo dobrze współgrający z okresem świątecznym.

Prostolinijność to także największa wada. Millar pędzi bez trzymanki, nie zagłębia się w charakter żadnej postaci poza Huckiem, a antagoniści są łatwi do rozgryzienia, przez co zwroty akcji też wypadają słabo. To komiks wybitnie jednorazowy, do którego już raczej nigdy nie wrócę, chyba że powodowany chęcią odświeżenia oryginału przed sięgnięciem po zapowiedzianą adaptację Netflixa. Materiału źródłowego nie ma wprawdzie wiele, bo wydanie zbiorcze Muchy Comics zawiera wszystkie sześć zeszytów, aczkolwiek przy okazji rozciągniętego na dwa sezony "Końca zXXXanego świata" Netflix pokazał już, że nie stanowi to problemu.

huck: prawdziwy amerykaninhuck: prawdziwy amerykanin

Pozytywne wrażenia towarzyszą ilustracjom Rafaela Albuquerque i kolorom Dave'a McCaiga. Obaj artyści pracowali m.in. przy "Amerykańskim wampirze" i w "Hucku" widzimy podobną stylistykę. Oczywiście mniej jest czerni i czerwieni wprost emanujących z plansz w serii grozy, lecz i tak spore ilości ciemnego tuszu, rozmyte barwy i skoncentrowanie na sylwetkach postaci przypominają wcześniejsze prace artystów. Efekt jest więcej niż poprawny. Wprawdzie dosłownie dwa razy zatrzymałem się, żeby dłużej podziwiać stworzone kadry, to w skali całego albumu zarówno kreska, jak i zmieniająca się paleta barw spełniają swoją rolę. Na ciekawych komiksowego rzemiosła album zamyka jeszcze garść szkiców.

Sięgając po "Hucka", trzeba być przygotowanym na prostotę opowiedzianej historii. Nie jest to komiks dla wszystkich fanów medium, nie umieściłbym go też w ścisłej czołówce albumów roku, ale miło spędziłem przy nim czas.

Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
7 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...