Kingsman: Tajne służby

2 minuty czytania

Kingsman: Tajne Służby

O Bondzie, Jamesie Bondzie, słyszał chyba każdy. Mimo wielu lat, które upłynęły od filmowego debiutu agenta, w jego postać wcielają się kolejni aktorzy, rozpalając wyobraźnię miłośników kina sensacyjnego. Istnieją też inne warte poznania historie o agentach specjalnych. Miano jednej z najciekawszych należy się "Kingsmanowi".

Wiele osób kojarzy "Kingsmana" za sprawą kinowej produkcji z Colinem Firthem. Warto nadmienić, że reżyser, Matthew Vaughn, współpracował też przy scenariuszu komiksu, będącego podstawą dla filmu. Głównym autorem opowieści jest jednak Mark Miller, twórca takich tytułów jak "Kick-Ass" i "Superman: Czerwony Syn".

"Kingsman: Tajne służby" przyciąga od pierwszej sceny. Album, zawierający materiały opublikowane oryginalnie w zeszytach #1-6 "The Secret Service", otwiera zabawna i trochę absurdalna scena z rozmową o "Gwiezdnych wojnach". Chwilę potem mamy okazję przenieść się w inne miejsce i poznać Gary'ego Unwina. Młody chłopak nie prowadzi wesołego życia – konkubent jego matki używa przemocy wobec rodziny i spędza całe dnie z równie patologicznymi osobnikami. Gary również nie jest świętoszkiem. Wraz z kumplami nie stroni od alkoholu czy narkotyków, czasem dodając do tego jeszcze kradzież aut. Z pomocą przychodzi wujek Gary'ego pracujący jako agent specjalny. Dzięki niemu młodzieniec dostaje się do programu szkoleniowego tajnych służb.

Opowieść przykuwa od pierwszych chwil i rzadko kiedy spuszcza z tonu. Problemy młodego Unwina potraktowano bardzo dosłownie i ciągną się za nim jeszcze długo po wyprowadzce z domu. Nie jest to jednak typowy łobuz, którego nikt i nic nie obchodzi. Scenarzysta przedstawił jego wybryki jako reperkusje środowiska, w jakim przyszło mu się wychowywać i dorastać. Gary nie podejmuje się pracy w tajnych służbach dla siebie, lecz by zadbać o matkę i młodszego brata. Nietrudno uwierzyć w motywację protagonisty i jego jedyną skazą jest nieco przesadne wyidealizowanie. Wydaje się, że zbyt szybko uczy się szpiegowskich sztuczek. Długie szkolenie zostało pokazane na zaledwie kilkunastu planszach, ale i tak można mieć pewne zastrzeżenia, ponieważ Gary przed jego rozpoczęciem nie wykazywał zbyt wielu talentów.

Kingsman: Tajne Służby

"Kingsman" to jednak nie tylko Gary, a cała masa szpiegowskiej otoczki. Pozostałe postacie, na czele z wujkiem bohatera, dają radę i spełniają swoje funkcje, ale najważniejsze pozostają intrygi. Gary rozpoczyna karierę od dużej sprawy, która pozwala mu wykazać się na wielu frontach. Millar nieustannie zabawia czytelnika, czasem w formie gagów, kiedy indziej przedstawiając pozytywne aspekty życia szpiega czy w końcu nabijając się z przygód Bonda. W "Kingsmanie" nie brakuje ani humoru, ani pokaźnej dawki akcji. Czy więc czegoś zabrakło? Niestety tak, najbardziej odczuwalny jest mizerny antagonista. Nie dość, że nie będziemy mieli wielu okazji do spotkania się z nim, to jest jeszcze niezbyt przekonujący w roli "tego złego".

Kingsman: Tajne SłużbyKingsman: Tajne Służby

Warto przywołać nazwisko autora rysunków – Dave Gibbons, bo o nim mowa, to ilustrator legendarnych "Strażników". Plansze Gibbonsa są nieco zbyt statyczne, zwłaszcza jeśli chodzi o zachowania i mimikę bohaterów. Mimo iż oprawę trudno nazwać mroczną, brutalności i krwi nie brakuje, tyle że momentami jest ona nieco kreskówkowa.

Nie jestem fanem kina czy literatury szpiegowskiej, ale w żaden sposób nie przeszkodziło mi to cieszyć się lekturą "Kingsmana". To doprawdy świetny komiks, który bawi się gatunkiem, ale nie popada przy tym w autoparodię. Chwytajcie za niego śmiało, nawet jeżeli nie przepadacie za Bondami.

Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
-- Średnia z 0 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...