Joann Sfar zabiera czytelnika w podróż do malowniczej Odessy, gdzie chwilowo zatrzymała się niezwykła grupa klezmerów, czyli muzyków grających na weselach, bar micwach bądź innych uroczystościach. Przyjaciele otrzymali pierwsze poważne zlecenie i mają grać przez całą noc w bogatym domu na przyjęciu z okazji wyjazdu seniorki pewnego rodu do Erec Izrael. Pozostaje zatem zapytać, czy i tym razem wartka akcja wciąga już od pierwszej strony, a sposób opowiadania powoduje, że kibicujemy bohaterom jeszcze długo po zakończeniu lektury? Zdecydowanie tak.
Mimo że od wydarzeń opisanych w pierwszej części opowieści – "Podbój wschodu" – nie minęło dużo czasu, bohaterowie stali się świetnym, doskonale zgranym zespołem, a my zaczynamy traktować ich jak rodzinę – trochę niesforną, momentami skłóconą, ale w krytycznych chwilach zawsze stojącą za sobą murem. Ponownie śmiech i rubaszność przeplatają się ze smutkiem i wzruszeniem, a czytelnik ma okazję spojrzeć na ten niezwykły, miniony świat oczami ludzi, dla których czasy przed II wojną światową stanowiły codzienność.
Akcja komiksu rozgrywa się w jednym miejscu w ciągu zaledwie jednej nocy, co pozornie może sugerować, że tym razem wydarzenia straciły swoje wcześniejsze tempo, ale nic bardziej mylnego. Joann Sfar wykorzystuje spokój i bezruch otoczenia, aby wprowadzić czytelnika w dawny świat, w którym magia stale przenika się z rzeczywistością. Autor na pierwszy plan wysuwa emocje bohaterów oraz buduje historię wokół spotkania niewinnego, odrobinę zahukanego nastolatka z pewną własnej atrakcyjności kobietą, co go onieśmiela i odrobinę przytłacza. Opowieści o konieczności wyboru między nienawiścią i zemstą a miłością i rodziną, by całość zwieńczyć optymistyczną konkluzją poświęconą śmierci i przemijaniu oraz następowaniu po sobie kolejnych pokoleń.
Historia Żydów nierozerwalnie łączy się z Holocaustem i czasami wojennymi, więc tym bardziej warto spojrzeć na losy tej społeczności oczami Sfara. Tym razem możemy ujrzeć świat, którego na pewno nie poznamy podczas szkolnych lekcji historii. Niewątpliwym atutem jest wykorzystanie piosenek zapisanych w jidysz, dzięki czemu całość zostaje wzbogacona o warstwę muzyczną, a przynajmniej jej jedyny, dostępny ekwiwalent. Teksty zapisane w jidysz stanowią istotny element kultury żydowskiej, przez co czytelnik ma okazję się w niej zanurzyć. Jednocześnie pod płaszczykiem komiksu o konkretnej społeczności dostajemy dzieło bardzo uniwersalne w swojej wymowie, mówiące o miłości, namiętności, samotności, życiu i śmierci oraz na wskroś ludzkiej potrzebie przynależenia do grupy.
Odbiorca zaznajomiony ze stylem Joanna Sfara po pierwszej części "Klezmerów" tym razem nie powinien być zdziwiony. Autor po raz kolejny inspiruje się twórczością Chagalla, lecz nie jest to inspiracja bezmyślna, ponieważ po raz kolejny ilustracje są rozmyte za pomocą akwareli, a jednocześnie wielobarwne i niekiedy wzmocnione wyraźną kreską.
"Wszystkiego najlepszego, Scyllo" utrzymuje wysoki poziom poprzedniego tomu "Klezmerów", a nawet pod pewnymi względami go przewyższa. Tym razem opowieść snuje się wolniej, ale dzięki temu jest bardziej dojrzała i przemyślana, przesycona emocjami. Czytelnicy poprzedniej części na pewno będą zadowoleni i od razu zaczną z niecierpliwością wypatrywać na polskim rynku kolejnych części komiksu. Natomiast Ci, którzy jeszcze nie mieli okazji poznać Barona Tyłka Swego oraz jego zwariowanej klezmerskiej trupy, powinni jak najszybciej nadrobić zaległości.
Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz