"Inwazja" to pierwsza część dziesięciotomowego cyklu rosyjskiego autora, Michaiła Siergiejewicza Nahmansona, kryjącego się pod pseudonimem Michaiła Achmanowa. Książka ta jest wręcz idealnym przykładem "nowożytnej" space opery – nieprzeładowanej gadżetami i nie tak naiwnej, jak te pierwsze, ale też zachowującej klasyczne cechy tego podgatunku fantastyki naukowej. Lecz czy to wystarczy, by lektura była satysfakcjonująca?
Odpowiedź brzmi – i tak, i nie. Z jednej strony jest to genialne odświeżenie nieco zapomnianej w Polsce konwencji, niegdyś tak chętnie tworzonej i rozwijanej przez naszych pisarzy. Z racji tego jestem gotów przyznać książce dużego plusa, jednakże nie obyło się również bez kilku wpadek. Momentami świat przedstawiony trąci myszką tak bardzo, że spostrzegłby to chyba nawet fantastyczny laik – lasery, "swomy" i pola ochronne to motywy tak wyświechtane i tak często stosowane, że stały się nieodłączną częścią fantastycznego popu, a więc również i kiczu – a śmiem podejrzewać, że pozycja ta w założeniu nie miała być popem ani tym bardziej kiczem.
Fabuła przedstawia się następująco – w stronę Ziemi zbliżają się Obcy, którzy przez przypadek zostają wykryci przez Ziemian wcześniej niż to planowali. Choć na niebieskiej planecie opinie są podzielone – czy przybysze mają pokojowe zamiary, czy nie – to dla czytelnika, ze względu na wątek prowadzony wewnątrz zbliżającego się statku, jasnym jest, że jest to Inwazja spowodowana chęcią zaanektowania kolejnej planety i przemienienia ludzi w niewolników. Dochodzi do starć, w których ziemskie maszyny zostają obrócone w proch nie wyrządzając niemal najmniejszej szkody wrogom. Sprawa wydawałaby się z góry przegrana, gdyby nie pomoc "z zewnątrz"... A resztę pozostawię wam do odkrycia na własną rękę.
Dużym minusem jest niepotrzebna rozwlekłość akcji, zwłaszcza w początkowych fragmentach lektury. Pierwsze strony czyta się mozolnie, zbędne opisy męczą i zniechęcają, a wprowadzone wątki poboczne być może zostaną rozwinięte w kolejnych tomach – tutaj jedynie spowalniały tempo akcji, dezorientując czytelnika nadmiarowymi informacjami.
Najciekawszym jednak ze wszystkich aspektów tej lektury wydał mi się sam pomysł Obcych tak podobnych do Ziemian, że mogli się z nimi nawet krzyżować. Nie zostało to wprawdzie nigdzie wyjaśnione, a w treści znaleźć można jedynie kilka spekulacji, lecz to również moim zdaniem zaleta, gdyż stawia czytelników przed zagadką, którą sami muszą rozwiązać. Zapewne sprawa rozwiąże się w dalszych tomach, taką mam przynajmniej nadzieję, dlatego tak niecierpliwie będę ich wypatrywać.
Niestety nie nastąpi to prędko – dopiero w przyszłym roku będzie dane nam poznać dalsze losy bohaterów wykreowanych przez Michaiła Achmanowa. Mimo to jestem pełen podziwu dla wydawnictwa Almaz, które – zgodnie ze swoją pierwotną zapowiedzią – wydaje książki fantastyczne (zarówno metaforycznie, jak i dosłownie), dotąd jeszcze w Polsce niepublikowane. Na dodatek robi to systematycznie i za naprawdę niską cenę, 25,99zł.
Podsumowując, "Inwazja" to pozycja nie bez wad, lecz – jak powszechnie wiadomo – nie da się dogodzić każdemu. Z pewnością w pełni zasługuje na miano tak space opery, jak i dobrej fantastyki naukowej, dzięki czemu powinna zadowolić każdego fana tego gatunku. Nic, tylko brać i czytać. Gorąco polecam!
Dziękujemy wydawnictwu Almaz za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Bardzo podoba mi się sposób prowadzenia narracji w powieści. Naprzemiennie jeden rozdział poświęcony jest protagoniście - Pawłowi Litwinowi - kolejny natomiast spojrzeniu na cały bajzel z perspektywy osób z Ziemi, Marsa, stacji orbitalnej niedaleko Wenus czy jakiegokolwiek innego miejsca. Daje to czytelnikowi pełny obraz kosmicznej inwazji. Michaił Achmanow świetnie przedstawił polityczne konsekwencje przybycia obcych. Poza wyświechtanymi pytaniami, typu "Po co przybyli", "Jakie mają zamiary" itp., przedstawiono nam również społeczno-polityczne ruchy. Pytania typu "W jakim kraju mają wylądować?" czy nagłe zwiększenie produkcji surowców, z których dane kraje słyną najbardziej, w celu handlu z kosmitami, w pełni oddaje ducha całego poruszenia.
Nie da się jednak ukryć, że "mięsem" książki oraz tym, co czytelnika pochłania najbardziej, są perypetie Pawła Litwina na statku kosmicznym bino faata (bowiem tak nazywa się rasa obcych). Porwany, ze świadomością, że towarzysze zginęli z powodu eksperymentów na nich przeprowadzanych, próbuje oczywiście uciec z niewoli i w jakikolwiek sposób ostrzec rodaków przed niebezpieczeństwem, ale w największej mierze zwyczajnie przeżyć.
W kwestii wydania - jakościowo książka pozostawia trochę do życzenia, przypominając wydania Amberu sprzed lat. Papier jest średniej jakości, a okładka po jednokrotnym przeczytaniu lektury, niemalże odrywa się od reszty. Z drugiej jednak strony, gdy spojrzymy na cenę... Nie ma co narzekać.
Podsumowując, z przyjemnością wystawię produkcji mocną ósemkę. Mimo wad, bawiłem się przy niej rewelacyjnie i z pewnością każdy miłośnik s-f, a szczególnie space opery, również odczuje niemałą przyjemność przewracając karty powieści. Polecam!
Dodaj komentarz