Problem sprzedaży brutalnych i nieodpowiednich gier młodzieży poniżej 18 roku życia w naszym kraju jest widoczny i często nagłaśniany w mediach. Temat ten jest wyciągany na światło dzienne szczególnie podczas różnorakich niewyjaśnionych, tragicznych i masakrycznych zbrodni (których w łatwy sposób można uniknąć) spowodowanych przez młodocianych, czy innych ekscesów wyprawianych przez coraz młodszych obywateli. Wtedy to politycy grzmią z mównic, psycholodzy przestrzegają przed krwiożerczymi konsekwencjami grania w Wolfenstein 3D, a prawnicy obarczają winą za tragedię potentatów branży elektronicznej rozrywki. Kto by się przejmował czy ktoś wysłuchał dziecko z problemem, którego samodzielnie nie potrafi pokonać ani czy ktoś wpoił mu pozytywne wzorce? Ważna jest dobra informacja i skandal jaki z niej wyniknął. Trzeba więc "kuć żelazo póki gorące", bo za kilka dni emocje opadną i trzeba będzie szukać kolejnej szokującej wieści, aby jakoś zapełnić ten kwadrans programu informacyjnego. Problem jednak pozostaje, bo że taki jest niech nikt nie przeczy. Sami przyznacie, że trudniejsze jest już chyba nawet zrobienie sobie smacznego śniadania, niż zakup produkcji oznaczonej znaczkiem "+18" przez młodocianych. Ja osobiście, w przeciągu swojej kilkunastoletniej przygody z grami komputerowymi, nigdy nie spotkałem się z odmową sprzedaży takowego tytułu, a polskiej prawo, jak to zwykle bywa, jest w tej kwestii dziurawe jak ser szwajcarski.
"Kto(...) ukrywa przed nabywcą towar przeznaczony do sprzedaży lub umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia sprzedaży takiego towaru, podlega karze grzywny" – Art. 135, Kodeks Wykroczeń.
Okazuje się, że formalnie sprzedawca ma prawo odmówić zakupu nieodpowiedniej gry osobie młodocianej, jednakże takiego przymusu absolutnie nie ma. Póki więc nie będzie specjalnej ustawy, owy proceder będzie nadal miał się dobrze i dziesięciolatek bez problemu nabędzie upragnionego "Wiedźmina" i to całkowicie legalnie w świetle prawa. Czy jednak wszędzie?
Według sobotniego wydania "Dziennika", tylko do 30 czerwca. Jak donosi gazeta od pierwszego lipca sieć EMPiK wraz z rządem oraz Stowarzyszeniem Producentów i Dystrybutorów Oprogramowania Rozrywkowego, rusza z nową akcją, która skutecznie ma ograniczyć sprzedaż nieodpowiednich gier dzieciom. Jak będzie się jawić to w rzeczywistości? Założenia są proste. Jeżeli wyglądasz na młodocianego, przy kasie zostaniesz poproszony o ukazanie dowodu osobistego lub legitymacji szkolnej, aby stwierdzić, czy Twój wiek jest zgodny z wytycznymi PEGI. Natomiast jeżeli Twój wygląd czy dane nie zdradzają młodego wieku, to możesz zostać zapytany o to w jakim wieku jest osoba, dla której chcesz zakupić produkcje. W praktyce projekt wygląda na zrównanie gier "+18" z wyrobami alkoholowymi.
Akcja warta świeczki czy też walka z wiatrakami? Ocenę pozostawiam wam, drodzy Czytelnicy.
Komentarze
Nie zmienia to jednak faktu, że decyzja o tym co czyta, ogląda, w co gra i czego słucha bardzo młody człowiek zależy w dużej mierze od dużego człowieka zwanego rodzicem. Jeszcze w podstawówce zachwycając się i jednocześnie trzęsąc się ze strachu przed graniem w "Mortala 2" (który został jeśli dobrze pamiętam zakazany w Norwegii przez wzgląd na stopień brutalności) miałem pełno innych, bardziej twórczych zajęć. Jeśli dorosły nie jest w stanie ukazać dziecku perspektyw takich, jak granie w piłkę, czytanie książek, obejrzenie czegoś, co nie jest kreskówką z Fox Kids autorstwa paralityka itd., to nastolatek spędzający życie prze "Counterstrike" jest w mej opinii równie "zdegenerowany" i potencjalnie niebezpieczny co dzieciak zamieniający grę z kolegami na boisku na "Fifę" i "Managery".
Tego typu prawne próby rozwiązania problemu są stanowiskiem na zasadzie "My zakazaliśmy, więc jeśli ktoś zastrzelił brata i chciał wcisnąć reset, to jego wina, nie nasza". Swojemu dziecku nie kupiłbym "Wolverine'a" przez wzgląd na jego prymitywizm. Wolałbym zastąpić go czymś bardziej rozwijającym (choćby "Morrowindem") czy abstrakcyjnym, gdzie sensem istnienia gracza w grze jest eksterminacja pokrak i dziwadeł, a nie ludzi.
Tak czy inaczej, jest to wyborem moim, nie mojego dziesięcio - , dwunastolatka, a także moją (nie jego) odpowiedzialnością. Jeśli zaś argumentacja - nazwijmy to - ideologiczna do nikogo nie przemawia, wystarczy powiedzieć, że przepis ten będzie totalnie nieefektywny. Jeśli w swej nieograniczonej głupocie mogę kupić synowi "Quada" na pierwszą komunię żeby za chwilę kupować mu wózek inwalidzki, to co powstrzyma mnie przed zaoferowaniem mu "Dooma 3" zamiast dobranocki?
Jeżeli napis głosi - +18, to tak jest i koniec. Sprzedawca powinien sprawdzić klienta, czy posiada odpowiednie "kwalifikacje" do posiadania produktu. Gorzej jest z kupowaniem przez siec, bo kto to sprawdzi?
Odpowiadając na twoje pytanie Tokarze, ja to uznaję raczej jako walkę z wiatrakami. Mając lat 7-8 grałem już w GTA, Moonstone'a czy Carmageddona i wcale nie uważam, że mam przez to jakoś skrzywioną psychikę (żeby nie było, znajomi czy nauczyciele też by to potwierdzili ). Starsi bracia oraz rodzice zaopiekowali się mną dobrze, wyjaśniali wszystko i od małego wiedziałem, że wszystko, co się dzieje na ekranie, jest fikcją.
Cytat
Headshot! Celnie, kolego, celnie.
Cytat
Ciekawy pogląd, aczkolwiek uważam, że nietrafiony. Strzelasz i leje się krew/posoka, to już nieważne czy z elfów, entów, psów czy ludzi.
"Jeszcze bardziej wzrośnie piractwo wśród niepełnoletnich"
Dodaj komentarz