Podczas tworzenia tzw. kolorowej serii Jeph Loeb i Tim Sale postawili na prezentację genezy poszczególnych bohaterów, akcentując ich rozterki emocjonalne. Nie inaczej jest w przypadku ogromnego Hulka.
Bruce Banner pracował w zespole tworzącym potężną bombę. Niestety w momencie testów nowego ładunku wybuchowego znalazł się za blisko miejsca eksplozji i towarzyszącego mu promieniowania gamma. Tak oto narodziła się najsilniejsza istota na świecie – Hulk.
Tradycyjnie już dla serii obserwujemy wydarzenia, które doprowadziły do powstania alter ego głównego bohatera, jednocześnie opatrzone jego komentarzami, a w tym przypadku rozmową z psychoterapeutą i bliskim przyjacielem. To jeden z powodów, dlaczego kolorowa seria nabiera tak osobistego wymiaru. Z jednej strony fabuła skupia się wokół początków superbohaterów, a z drugiej pokazuje wszelkie bolączki ich egzystencji, zwłaszcza te związane z bliskimi im osobami. Jeśli chodzi o Hulka, mowa oczywiście o Betty, córce znienawidzonego generała Rossa, którą stwór pokochał i postanowił za wszelką cenę chronić przed wszystkimi wokół. Tylko nie przed sobą.
Hulk niewiele mówi, trudno jest mu wyartykułować myśli. Wie tylko, że Betty nie może stać się żadna krzywda, zaś generała Rossa należy zabić, nim on zabije Hulka. Konflikt interesów został pokazany w dosyć prosty sposób. Dla Rossa wszystko jest czarno-białe – generał jest tym dobrym, natomiast Hulk to ucieleśnienie zła zagrażające ludzkości. Jeph Loeb chciał pokazać, że protagonista wcale nie jest taki zły, ale też nie krystalicznie dobry. Co prawda nikt z ręki bohatera nie ginie, lecz nie może on pojąć, że Betty, którą otacza opieką, boi się z nim przebywać i chciałaby powrócić do surowego ojca. Bardzo dobre wrażenie robią sceny, w których Hulk nieświadomie krzywdzi innych.
W krótkim tekście znajdującym się na końcu albumu Tim Sale wspomina, że inspirował się filmem o Frankensteinie z Borisem Karloffem w roli głównej – i trzeba oddać twórcom, że zbudowali kontrast pomiędzy monstrum a delikatną istotą, czyli Betty. Postacie zarysowano całkiem przyzwoicie i w trakcie lektury nie wątpimy w ich motywacje. Jednak fabuła, choć angażująca czytelnika, została przesadnie wydłużona i część scen można było rozegrać szybciej lub wręcz z nich zrezygnować.
Tim Sale wykonał porządną pracę, uwydatniając konflikt Hulka i Rossa dzięki sporej liczbie kadrów, z których obie postacie wręcz wychodzą. Przedstawianie Hulka raz od dołu, jako potężnego olbrzyma, innym razem na większym planie również oddziałuje na odbiór protagonisty. Ze względu na historię Sale miał sporo okazji do zobrazowania pojedynków stwora i te są przyzwoite, ale tylko przyzwoite. Brak im większej dynamiki czy dramatyzmu, może nie licząc trochę sentymentalnego występu Iron Mana. Album kolorami opatrzył Matt Hollingsworth, nadając ilustracjom posmaku szarzyzny, na poły z fabułą wprawiając w melancholię.
Utwór Loeba i Sale'a to nie tylko ciekawostka dla fanów Marvela i zielonego olbrzyma. To także całkiem porządny komiks, który można polecić czytelnikom chcącym zapoznać się z Hulkiem.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz