"Głodne Słońce. Dymiące zwierciadło", pierwsza część dylogii Wojciecha Zembatego, pozostawiła po sobie uczucie niedosytu. Oryginalna opowieść osadzona w barwnej rzeczywistości Ameryki Środkowej urwała się w momencie, gdy akcja nabrała prawdziwych rumieńców. Teraz, po niespełna trzech latach oczekiwania, czytelnicy nareszcie mają szansę poznać zakończenie historii.
Ambicje Quinatzina, Cesarza Nowego Przymierza, są większe niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Nie interesują go półśrodki, chce raz na zawsze pokonać Tlaszkalan. Ta polityka nie wszystkim się podoba, wszak ta wiecznie trwająca wojna była czymś na kształt tradycji.
Quinatzin rozdaje karty, ale nie on gra główną rolę w tej opowieści. Narrator skupia się przede wszystkim na postaci barbarzyńcy Harana, który stał się bohaterem po wzięciu do niewoli Szaratangi, największego wojownika Tlaszkali. Powraca także Citlali, która po rozstaniu z Haranem przyłącza się do pewnego tajemniczego zakonu. Trzecią ważną postacią jest Tennok, młodzieniec, który zamiast wypełniać rolę, jaką zaplanował dla niego ojciec, woli spędzać czas wśród książek. Bohaterowie są różnorodni, łatwo im kibicować, a ich motywacje – zrozumieć.
Pierwsza część cyklu rozkręcała się powoli, by przy końcu zafundować czytelnikowi duże emocje. Tym razem akcenty zostały rozłożone inaczej – nie ma momentu kulminacji. Mimo to cały czas dużo się dzieje. Autor stopniowo rozwiązuje kolejne wątki, prowadząc akcję w z góry zamierzonym kierunku. Dodatkową zaletą jest fakt, że całość opowiedziana jest tak zrozumiale, że nie ma problemu, by połapać się w fabule, nawet jeśli pierwszą część czytało się dawno temu.
Zdecydowanie największa zaleta książki to oryginalność. Jest niebanalnie i nieschematycznie. Kultura ludów zamieszkujących Amerykę Środkową bardzo wdzięcznie sprawdza się jako tło dla powieści, a jednak stosunkowo mało autorów fantasy decyduje się to wykorzystać. Wojciech Zembaty bardzo sprawnie przedstawił tę bogatą rzeczywistość, choć znowu kilkakrotnie zdarzyło mu się "wypaść z roli" i użyć sformułowań, które niekoniecznie pasują do kontekstu.
"Głodne Słońce. Ołtarz i krew" to udane zakończenie dylogii. Powieść czyta się z zainteresowaniem, choć zabrakło kulminacji, przez co koniec książki przynosi małe rozczarowanie związane z poczuciem niedosytu.
Dziękujemy wydawnictwu Powergraph za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz