„Gears Of War” jest jedną z najlepszych produkcji Epic Games. Dzieło amerykańskiego producenta zyskało liczną rzeszę fanów oraz znacząco przyczyniło się do popularyzacji konsoli Xbox 360. Sama gra doczekała się już trzech części, a każda z nich była pożądana przez graczy na całym świecie. Nic więc dziwnego, że twórcy postanowili pójść za ciosem i stworzyć powieści na podstawie tej legendarnej gry. Skutkiem tego pomysłu jest książka pt. „Gears Of War: Aspho Fields” (pol. Pola Aspho) z 2008 roku, która uzyskała pozytywne recenzje w amerykańskich mediach. Na kontynuację nie trzeba było długo czekać, bo już rok później została wydana kolejna część autorstwa Karen Traviss pt. „Gears Of War: Jacintos Remnant” (pol. Ostatni z Jacinto), która w tym roku została wydana w Polsce. Czy warto po nią sięgnąć?
Powieść rozpoczyna się dramatycznym listem skierowanym do obywateli Jacinto – ostatniego ludzkiego bastionu, który przetrwał uderzenie Młota Świtu. Okazuje się, że Horda Szarańczy przeprowadza atak kopiąc tunele pod miastem, przez co armia nie może się im przeciwstawić. W obliczu tych wydarzeń Koalicja, z przewodniczącym Richardem Prescottem na czele, podjęła decyzję o zatopieniu Jacinto, aby unicestwić raz na zawsze Szarańczę. Operacja została zakończona umiarkowanym sukcesem, gdyż oprócz bestii cywilizacja ludzka również na tym procederze ucierpiała. Lecz na tym problemy ludzi się nie skończyły, ponieważ zaczęły się dni mrozu, dziesiątkujące organizmy żywe, a zniszczony Port Farall (dlaczego jest zniszczony?) nie spełnia wymagań tymczasowych mieszkańców. Widząc nowe zagrożenie, Koalicja postanawia ponownie się przesiedlić, upatrując sobie nowy dom na wyspie Vectes, której rażenie Młota Świtu nie dosięgło.
Historia książki ukazuje poczynania grupy dobrze znanej fanom „Gears Of War” – Delty, której przewodniczy Sierżant Marcus Fenix. Armia staje przed nowym, niecodziennym zadaniem. Żołnierze, przyzwyczajeni do walki z Szarańczą, są zmuszeni pomagać ludności cywilnej, choć jak się później okazuje, ponownie stają do boju o dobrobyt dla swoich rodzin z zupełnie nieznanym wrogiem.
Autorka opisuje także wydarzenia, które miały miejsce kilkanaście lat wcześniej, tuż przed uderzeniem Młota Świtu. Nie będę ukrywał, że ta część bardzo przypadła mi do gustu. Traviss wiarygodnie opisała te ostatnie chwile, rodem z powieści gatunku "political fiction". Można dostrzec, iż autorka w tym elemencie czerpała wzorce od kultowego pisarza, Toma Clancy'ego. I choć historia nie umywa się do opowiadań Amerykanina, to nie ulega wątpliwości, że jest ona najlepszą stroną książki. Łatwo również dostrzec przejrzystą aluzję, iż nie zawsze uczymy się na własnych błędach i często podejmujemy podobne, złe decyzje.
Sukces „Gears Of War” opiera się na dynamicznej, wartkiej akcji. „Ostatni z Jacinto”, pomimo tych samych bohaterów i świata przedstawionego, znacząco różni się od gry Epic Games. Autorka ukazuje historię Gearów z grupy Delta z perspektywy zwykłych ludzi żyjących nie tylko zabijaniem mutantów. Każda z postaci boryka się z przeszłością, którą naznaczyła Szarańcza. Wszystkie te wątki bardzo się od siebie różnią, jednak nie zmienia to faktu, iż są one poruszające i przyciągają uwagę.
Z krótkiej notki na końcu książki dowiadujemy się, że wcześniej Karen Traviss pracowała jako korespondent wojenny. Przeczytawszy ten okrojony życiorys spodziewałem się emocjonujących walk, które zapamiętałbym na długi czas. Nic z tego, powieść nie obfituje w sceny batalistyczne, a jeżeli już takowe występują, to zawodzą na całej linii. Są bardzo nudne i przede wszystkim przewidywalne. Szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia, dlaczego autorka zdecydowała się na te sekwencje, bo nie dość, że skutecznie obniżają wartość książki, to na dodatek źle świadczą o byłej korespondentce i współtwórczyni gry „Gears of War”.
Na tym rozczarowania się nie kończą. Świat przedstawiony Traviss potraktowała po macoszemu, jakby ten, jakże ważny element w powieściach postapokaliptycznych, nie miał żadnego znaczenia. Wszelkie opisy lokacji są bardzo ubogie, dlatego nie zachęcają do wgłębiania się w i tak okrojony świat. Oczywiście nie mogło zabraknąć licznych przekleństw, które po prostu mnie żenowały. Rozumiem, że w tego typu powieściach musi się znaleźć miejsce na niecenzuralne słowa, lecz paleta bluzgów, ograniczająca się do 3-4 wyzwisk bardziej przypomina sfrustrowanego nastolatka, grającego w Counter Strike'a, niż dojrzałego żołnierza. Choć owe mankamenty to i tak nic w porównaniu do wspaniałego zakończenia, niczym z najpopularniejszych oper mydlanych pokroju „Mody na Sukces”. Do pełni szczęścia brakuje tylko zdania „Ciąg dalszy nastąpi...”.
Strona techniczna „Ostatniego z Jacinto” prezentuje się całkiem nieźle, co jest zasługą wydawnictwa Fabryka Słów. Trudno mieć do czegokolwiek zastrzeżenia – okładka jest bardzo ładna i dobrze wygląda na półce, a tłumaczenie, pomimo kilku wpadek, trzyma wysoki poziom. Dziwi natomiast cena, bo moim zdaniem 44,90zł to stanowczo za dużo jak na powieść tego kalibru, jednak jestem pewien, że za niedługo będę oglądać tę pozycję w obniżonej cenie.
Długo się zastanawiałem nad tym, dla kogo przeznaczona jest ta powieść. „Ostatni z Jacinto” stanowi dobre uzupełnienie dla wydarzeń zawartych w grze. Z drugiej strony zwolennicy emocjonujących doznań nie znajdą tutaj nic dla siebie. Na dodatek dość wysoka cena bardzo zniechęca do zakupu niezłej, aczkolwiek niedoskonałej pozycji. Cóż, wybór pozostawiam wam, choć za niemal 45 złotych można dostać lepsze powieści niż „Ostatni z Jacinto” Karen Traviss.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz