Fionavarski Gobelin

4 minuty czytania

Uwielbiam długie książki – oczywiście pod warunkiem, że jakość idzie w parze z gabarytami. Nie ma nic przyjemniejszego niż trochę eskapistyczne zanurzenie się w obcym, wymyślonym świecie. Odcięcie się od szarej rzeczywistości i przeżywanie problemów, rozterek oraz wydarzeń jakiegoś Śródziemia, Faerunu czy Dysku jak swoich własnych. Niestety niewiele powieści daje taką możliwość, zaś prawie wszystkie z nich mianujemy arcydziełami. Mogę jedynie zacząć wznosić dziękczynne modły, bowiem owo arcydzieło znalazło się w mych dłoniach. I zgodnie z zapowiedzią pani Bradley – na zawsze zmieniło percepcję świata.

Wielokrotnie wychwalany "Fionavarski Gobelin" to jeden z najpopularniejszych cyklów fantasy. Składają się nań trzy tytuły – "Letnie drzewo", "Wędrujący ogień" oraz "Najmroczniejsza droga". Pisząc je, Guy Gavriel Kay zapewnił sobie literacką nieśmiertelność i poczesne miejsce w artystycznym panteonie.

Fabuła rozpoczyna się od niewinnego wykładu doktora Lorenzo Marcusa – w swoim świecie znanego bardziej jako Loren Srebrny Płaszcz. Piątka studentów spotyka się w tym samym czasie i otrzymuje niecodzienną propozycję – parę dni w innym, magicznym świecie, zwanym Fionavarem. Nie będzie wielkim spoilerem, jeżeli napiszę, że pomimo początkowych oporów, wszyscy przyjmują ofertę – wszak bez tego przygoda nie mogłaby się odbyć. Fabuła toczy się zgodnie z nieco utartym schematem, od samego przybycia pojawiają się nieuwzględnione w planie komplikacje, a przybysze z innego uniwersum mają priorytetową rolę do odegrania w zbliżających się, kluczowych dla krainy wydarzeniach. Panuje ogromna susza, obecny władca nie ma wystarczającej odwagi, aby wykonać swą powinność, jeden z potomków jest wyklęty i nie wolno nawet wymawiać jego imienia, drugi jawi się jako niepoważny lekkoduch i bawidamek… Wszystkie powyższe nieszczęścia odbywają się w cieniu największego – powrotu niegdyś spętanej, przerażającej potęgi, zdolnej zagrozić wszystkim żywym bytom.

fionavarski gobelin

Świat to raczej typowe uniwersum fantastyczne. Kilka miast, krain, podział na rasy, czyli ludzi, krasnoludów, lios alfarów i svart alfarów. Jeżeli dziwicie się, przeczytawszy o dwóch ostatnich odmianach, to niepotrzebnie – analogie do elfów i orków są aż nadto widoczne. Autor rozbudował nieco pierwotną koncepcję, utożsamiając lios z absolutną Jasnością, a svartów z Ciemnością. Magicznych istot o niezgłębionej naturze również mamy zatrzęsienie, a półbogowie i bogowie występują nieomal powszechnie.

To oczywiście lekkie żarty, niemniej rozmach, z jakim Kay potraktował swój cykl, przywodzi mi na myśl tylko jeden epitet – tolkienowski. Zresztą autor pomagał synowi Tolkiena w pracach nad "Silmarillionem", a od inspiracji prozą Mistrza "Fionavarski Gobelin" aż kipi. Widać to począwszy od ogólnych założeń świata, poprzez styl pisania – mocno patetyczny, pozwalający na poczucie uczestnictwa w niesamowitej historii – aż po drobne szczególiki. Niestety, nie znam osobiście autora, a nie uzurpuję sobie, niczym polski system szkolnictwa, prawa do jedynej słusznej interpretacji, ale aspekty typu odpływanie lios alfarów na zachód, do krainy przygotowanej specjalnie dla nich przez Tkacza, mocno pachną Śródziemiem. Zaznaczam wyraźnie, że nie traktuję tego jako wady – wzorowanie się na kimś to nie grzech, zaś Kay stworzył dzieło całkowicie "własne", epokowe, niezapomniane i niepodrabialne.

fionavar

Na scenie występuje mnóstwo bohaterów. Trochę czasu zajmie nam połapanie się, kto jest kim i dlaczego, kogo polubiliśmy, a kogo niekoniecznie. Zadanie nieco ułatwia fakt, iż każda z postaci – wiem, że to mocno wyświechtany frazes – posiada własny, niepodrabialny charakter. Autor ułatwił nam trochę sprawę i przed każdą z części możemy zapoznać się ze spisem, gdzie wyszczególniono wszystkie role. To pomocne tym bardziej, że w książce mamy mnóstwo odniesień do wydarzeń z bogatej historii Fionavaru. Spora część książki to właśnie opowieści z dawnych dni, o pierwszych magach, dawnych wojnach, tradycjach, wierzeniach. Czyta się te fragmenty rewelacyjnie, ale też oczywiście potęgują one poziom skomplikowania. „Gobelinu” nie da się poznawać na pół gwizdka, trzeba się w pełni skupić i poświęcić dlań sporo czasu.

Znajdziemy także wiele nawiązań do legendy arturiańskiej. Jest to fakt niepodważalny, a nie oparty jedynie na domysłach – bo bohaterzy tacy jak Artur czy Lancelot są ważnymi postaciami fabularnymi. Osobiście nie spodobał mi się zbytnio ten pomysł – troszkę obdziera książkę ze wspominanej wcześniej wyjątkowości. Co innego inspirować się i stworzyć własną wersję, co innego swobodnie wykorzystywać charaktery należące do innej historii. Chociaż z drugiej strony przedstawienie tych dwóch rycerzy i ich ukochanej wypadło co najmniej dobrze – podniośle, emocjonalnie, z odpowiednią dawką smutku i wzruszenia.

Zapewne z recenzji łatwo wysnuć wniosek – jeżeli przepadacie za twórczością Tolkiena, ta książka z pewnością przypadnie wam do gustu. Prawda, ale tylko połowiczna, bo nawet ci, którym twórca Śródziemia nie zapadł ciepło w pamięć, powinni spróbować się z "Fionavarskim Gobelinem". U Kaya nie ma tego, na co większość narzeka – nadmiernie rozbudowanych opisów przyrody, otoczenia i świata oraz rozwlekłych podróży. Wszystko dzieje się szybciej, a w zależności od własnych preferencji można potraktować to jako atut lub wadę.

Na końcu powieść pozostawia nas takimi, jakimi pozostawia nas każda genialna sztuka. Jednoczesne, paradoksalne uczucie pustki i spełnienia, zaprzeczanie istnienia finału, rozpaczliwa ciekawość dalszych losów bohaterów, przeszukiwanie Internetu "czy aby na pewno nie ma żadnej kontynuacji". Zresztą co będę się w tym temacie rozpisywał. Każdy, kto kiedykolwiek obcował z wielkim dziełem, wie, co mam na myśli. Kto zaś nie miał tej przyjemności – zapraszam do "Fionavarskiego Gobelinu", jest okazja.

Słów kilka należy się wydaniu. Zysk i S-ka już po raz kolejny zdecydował się na wypuszczenie omnibusa – czyli książki, która przyjmuje tytuł cyklu, a wewnątrz ma chronologicznie poukładane części. To zawsze świetny pomysł, gdyż wychodzi z korzyścią dla czytelnika. Zbiorcze wydania są po prostu tańsze. Trzeba jednak liczyć się z faktem, że taka pozycja to niezła cegiełka – "Fionavarski..." to bite tysiąc trzysta stron tekstu. Do plecaka wrzucą go tylko najambitniejsi i najwytrzymalsi.

fionavarski gobelin

Jestem zadowolony, iż wreszcie nastąpił dzień, kiedy mogę wystawić taką ocenę książce. Chociaż "Fionavarski Gobelin" nie jest pozycją bezbłędną, to z pewnością tytuł wybitny. Bezwzględnie należy się z nim zapoznać w najbliższym możliwym czasie. Może obiektywnie, czysto fachowo nie zasługuje na najwyższą notę, może ma kilka mało znaczących wad, które powodowałyby obniżenie oceny o pół punktu. Jednakowoż dzięki niemu ponownie poczułem się jak dzieciak, pierwszy raz wkraczający do krainy magii i lękający się o losy przebywających tam herosów. Na szczęście w sztuce, obok czystego profesjonalizmu, ważną rolę grają jeszcze emocje.

Dziękujemy wydawnictwu Zysk i S-ka za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
10
Ocena użytkowników
9.07 Średnia z 7 ocen
Twoja ocena

Komentarze

2
·
Charon dychę postawił! Nie może być
0
·
Prawda? Też sprawdzałam ocenę trzy razy. Chyba powinnam sprawdzić ten Fionavarski Gobelin.
0
·
Spoko, jestem równie jak wy zaskoczony

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...