Nie tak dawno – podczas wakacji – mierzyłem się z tematyką androidów w serialu "Humans". Brytyjska wersja szwedzkiej produkcji "Prawdziwi" w swoim rodzimym kraju osiągnęła duży sukces, jednak w innych miejscach, choć jest na pewno znacznie mniej popularna, również podobała się widzom. Sam może nie jestem miłośnikiem tytułów o czujących, podobnych do ludzi robotach, lecz szukając fantastycznego filmu o sporym prawdopodobieństwie, że się na nim nie wynudzę, zawędrowałem właśnie do "Ex Machiny".
Główny bohater imieniem Caleb (Domhnall Gleeson) jest utalentowanym programistą w firmie Blue Book. Pewnego dnia wygrywa na loterii, której zwycięzca ma okazję spędzić tydzień ze swoim bogatym i żyjącym w odosobnieniu szefem. Jednym z przywilejów wynikających z nagrody okazuje się możliwość testowania androida, oczywiście za wcześniejszym podpisaniem odpowiednich papierów. W ten sposób Caleb poznaję Avę (Alicia Vikander), robota stworzonego przez jego szefa, Nathana (Oscar Isaac). Z czasem mężczyzna nawiązuje z nią emocjonalną więź i zaczyna zastanawiać się nad tym, czy sztuczna inteligencja, której twórcą jest człowiek, rzeczywiście potrafi czuć. Film składa się właśnie z rozmów poczynionych z Avą, nie znajdziecie tu żadnych wysokooktanowych scen akcji, ponieważ esencją scenariusza są dialogi.
"Ex Machina" stanowi doskonały przykład, że na konwersacjach można oprzeć całą historię i jednocześnie utrzymywać widza w permanentnym zaintrygowaniu. Powodów do zaciekawienia spotykamy bardzo wiele – na przykład wśród postaci. Nathan od początku zdaje się ukrywać przed protagonistą parę sekretów, choćby nie dając mu dostępu do każdego pomieszczenia w przestronnym i położonym daleko od cywilizacji mieszkaniu. Eva również przykuwa uwagę, dając sygnały, że nie jest zwykłą, prostą maszyną i aspiruje do bycia człowiekiem. Kolejnym czynnikiem potęgującym napięcie jest samo miejsce akcji – bardzo nowoczesny i komfortowy, ale też zagadkowy i pełen tajemnic dom z pokojami pozbawionymi okien oraz otoczony bujną przyrodą. Momentami ta lokacja zachwyca swoim wyglądem, innym razem buduje nastrój zagrożenia, wręcz osaczenia przez przyciemnione światło, klaustrofobiczne pomieszczenia oraz towarzyszącą filmowi stonowaną, subtelną muzykę bądź zwykłą ciszę (w zależności od sceny).
Z drugiej strony "Ex Machina" jest następnym tytułem, który nie wprowadza do poruszanej tematyki niczego odkrywczego. Pod względem techniczno-wizualnym sprawia wrażenie świetnej produkcji, lecz scenariusz opiera się na dość znanych kliszach. Człowiek próbujący stworzyć nowe życie? Skądś to kojarzę. Dodatkowo Eva wcale nie jest tak niejednoznaczną postacią, na jaką się ją kreuje. Od pierwszej sceny wiadomo, że będzie tylko poświadczała o swojej człowieczej naturze, nie dopuszczając do odmiennej interpretacji. Inna sprawa, iż jej charakterystyka stanowi doskonały temat do debat, w końcu dziewczyna (robot-dziewczyna?) została wychowana w samotności i zamknięciu, a do tej pory znała tylko jednego mężczyznę, Nathana. Powtarzalność motywów występuje również w późniejszej części filmu, choć przyznam, że treść czasami może jednak zaskoczyć, ale nie są to żadne szokujące twisty, które by w znacznym stopniu wpłynęły na odbiór produkcji.
Niektórych może uderzyć niezbyt udane pokazanie relacji między Calebem a Avą. Pozornie napisane dialogi zdają test, w końcu interesują, lecz mnie brakowało głębokiego przeświadczenia, że między postaciami faktycznie narodziło się jakieś uczucie, wychodzące poza testowanie sztucznej inteligencji i fascynację technologią. Problemy występują na dwóch płaszczyznach – fizycznej, bo kompletnie nie rozumiem, jak w takim kontekście może podobać się Ava, skoro doskonale widać elementy, z których się składa. Swoją drogą, to też w pewien sposób wpływa na klimat "Ex Machiny", świadomość, że bohater z całą pewnością prowadzi konwersację z maszyną, nie człowiekiem, a tutaj efekty są naprawdę realistyczne. Wydawałoby się więc logiczne, że Caleb sympatyzuje z Avą, bo odpowiada mu jej charakter (płaszczyzna psychologiczna) – niestety i to nie zostało wyraźnie zaprezentowane, zaś widz nie jest w stanie wczuć się w położenie protagonisty i samemu być zauroczonym Avą. Niby scenariusz próbuje wyjaśnić pobudki Caleba, lecz efekt byłby dużo lepszy, gdyby oglądający mógł je w pełni podzielać. Rezultat takich działań mogliśmy podziwiać w produkcji pt. "Ona", w którym ukazano niepodważalną i szczerą miłość do systemu operacyjnego.
"Ex Machina" nie jest złym filmem. Chociaż jej atuty koncentrują się przede wszystkim wokół wybornej atmosfery, to jako całość też zdaje egzamin. Okazuje się wytrawnym przedstawicielem gatunku SF, który mimo kilku ogranych schematów i niewykorzystanego potencjału w relacjach między dwójką bohaterów zapewnia dobrą rozrywkę i nie pozostaje obojętny widzowi. Zarazem zaś stanowi przykład na to, że do wybudowania napięcia i zaciekawienia wystarczą intrygujące, a jednocześnie rewelacyjnie odegrane postacie (zwłaszcza trzeba docenić Alicię Vikander; wcielenie się w androida to zawsze duże wyzwanie dla aktora, któremu młoda aktorka podołała). Dlatego "Ex Machinę" polecam przede wszystkim osobom znużonym nadmiernie spektakularnym, przepełnionym szybką akcją i nachalnymi gagami kinem, którzy mają ochotę na spokojniejszy, wyważony, choć wciąż interesujący tytuł.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz