Fragment książki

1 minuta czytania

Śmierć zaczyna ich męczyć. Po odwiedzeniu ośmiu układów gwiezdnych w ciągu sześćdziesięciu trzech dni, po ośmiu straszliwych zgonach i ośmiu bolesnych wskrzeszeniach ojciec kapitan de Soya, sierżant Gregorius, kapral Kee i lansjer Rettig są zmęczeni.

Za każdym razem po zmartwychwstaniu de Soya staje nagi przed lustrem i patrzy na swoje nowe ciało, różowe i błyszczące od śluzu, jak u ofiary żywcem obdartej ze skóry. Ostrożnie dotyka szkarłatnego krzyżokształtu na piersi. Przez kilka następnych dni nie umie zebrać myśli, ręce trzęsą mu się coraz bardziej, słyszy wołające go z oddali głosy i nie może się skoncentrować, obojętne, czy jego rozmówcą jest akurat admirał Paksu, gubernator planety czy wiejski proboszcz.

Zaczyna się ubierać jak prowincjonalny ksiądz: chowa do szafy elegancki mundur kapitana i wkłada sutannę z koloratką. Ze sznura przy pasie zwiesza mu się różaniec, który de Soya niemal bez przerwy przesuwa w palcach, niczym Arabowie swoje koraliki. Modlitwa uspokaja, porządkuje chaos w umyśle. Ojciec kapitan nie śni już o Enei jako swej córce; nie śni też o Renesansie i o Marii, która zmarła w tamtejszym szpitalu. W snach prześladuje go Armagedon, lasy orbitalne w ogniu, płonące planety, śmiercionośne promienie, które przeczesują żyzne i rojne doliny i po przejściu których zostają tylko trupy.

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...