Dobrego fantasy nigdy dość. Tylko czy o takim można pisać w przypadku "Drogi ku wieczności"?
Rzecz dzieje się w krainie Zhal, gdzie Adam Osidis, umierający wojownik wywodzący się z okrytego hańbą klanu, wiedzie biedną egzystencję gdzieś na uboczu cywilizacji. Wkrótce jednak zmuszony jest udać się na spotkanie twarzą w twarz z samym Bogiem Szeptów. Ten zaś obiecuje pomóc Adamowi w zamian za posłuszeństwo. Alternatywą dla konszachtów ze śmiertelnym wrogiem jest zaś dołączenie do drużyny uzdolnionych magicznie wojowników i najemników, których celem jest pozbycie się Boga Szeptów raz na zawsze – a mowa o manipulatorze władającym umysłami mnóstwa istot zamieszkujących świat Zhal.
Przyznaję, że powyższy opis może nie brzmieć zachęcająco ani szczególnie klarownie, lecz wynika to głównie z niemożności oddania złożoności świata przedstawionego, założeń fabularnych i w końcu także postaci – a co dopiero ich pobudek – wysuwających się na pierwszy plan "Boga Szeptów". Otwarcie "Drogi ku wieczności" to bowiem tomiszcze zawierające mnóstwo informacji o istotach i świecie, w jakim rozgrywa się akcja, a równocześnie także pełne niedopowiedzeń i białych plam. Rick Remender nieustannie dopowiada nam coś o stworzonej przez nań krainie, czy to wplatając ekspozycję w dziennikarskie zapiski Adama, czy wydłużając konwersacje między postaciami. Obecność obu form – druga na początku jest bardzo uciążliwa – pokazuje, że Remenderowi nie brakowało pomysłów na rozbudowanie świata.
Inna kwestia, że szczególnie pierwszych kilkadziesiąt stron cierpi na przeładowanie ekspozycją i trudno w pełni oddać się lekturze, co i rusz mierząc się z kolejnymi niuansami świadczącymi o bogatej wyobraźni scenarzysty. Tym bardziej że klasyczna wyprawa drużyny łączy się z elementami mniej typowymi dla światów fantasy. Główny antagonista w większym stopniu opiera się na sile umysłu i matactwach niż fizyczności, Adam balansuje między chęcią przedłużenia życia a pozostaniem wiernym wobec zasad, dla których umarł jego ojciec, a na scenie pojawia się jeszcze kilka osobliwych i intrygujących postaci z własnymi motywacjami do działania. Za wykreowanie ciekawych i charakterystycznych bohaterów należą się scenarzyście pochwały, nawet jeśli z czasem niektórzy z nich muszą przesiąść się na tylne siedzenia, bo fabuła nakazuje wyeksponować wątek klanu Osidisów i Boga Szeptów. Szczególnie ten ostatni jawi się obiecująco, ponieważ do końca można mieć wątpliwości co do słuszności kierujących nim pobudek, a w przypadku antagonistów jest to rzadkością. Niestety i tu można ponarzekać, bo część linii dialogowych brzmi zwyczajnie drętwo.
Niestety pomimo interesujących pomysłów czy zupełnie nieźle skrojonych postaci "Droga ku wieczności" jest bardzo trudna w odbiorze – rzekłbym wręcz, że próg wejścia jest za wysoki jak na w gruncie rzeczy rozrywkową historię. Reguły rządzące światem Zhal są dopiero odkrywane przed czytelnikiem, ale nawet mimo ekspozycyjnych wtrąceń w dialogach i zapisków z dziennika Adama w żadnej chwili nie nasunęła mi się myśl "okej, teraz już rozumiem/jestem w tym świecie". Bombardowanie czytelnika drugoplanowymi postaciami, niedopowiedzeniami i czasem też nagłym podkręcaniem tempa nie pozwala na dobre zanurzyć się w obiecującej przygodzie.
O niedostatkach nie można napisać w przypadku Jerome'a Opeñy, operującego precyzyjną kreską, którego prace doprawił jeden z najlepszych kolorystów w branży – Matt Hollingsworth. Przed artystami stanęło nie lada wyzwanie, gdyż świat wykreowany przez Remendera obfituje w różnorakie istoty (czasami chciałoby się rzec – dziwadła) i lokacje (raz jesteśmy na pustyni, innym razem za murami miasta, by po chwili trafić na bagna). Efekt jest świetny i bardzo przyjemny dla oka. Na szczególne pochwały zasługują widowiskowe i epickie plansze kończące zeszyty oraz przywiązanie do detali, w tym świetnie zaprojektowane postacie.
"Bóg Szeptów" zwiastuje intrygującą i piękną serię fantasy, od której niestety wiele osób może się odbić przez nieumiejętne dawkowanie ekspozycji lub zwyczajnie przeładowany świat, co dziwi, zważywszy na markę scenarzysty. Po początkowych trudach stwierdzam jednak, że warto się przebić przez napływ informacji o krainie Zhal, aby cieszyć się mocną historią fantasy z bohaterami budzącymi zaciekawienie. Oraz świetnymi pracami Opeñy i Hollingswortha! Scenarzysta ma sporo rzeczy do poprawy w kolejnych częściach, ale nawet z niedoróbkami to komiks wart sprawdzenia.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz