Nie jestem pozytywnie nastawiony do polskiej literatury fantastycznej. Zbyt dużo mamy w niej rozczarowań w postaci debiutujących autorów, a i ci popularni, znani mają duże odskocznie od prezentowanego stylu. Jakuba Ćwieka pod tym względem bardzo cenię – nie pisze on książek, których schemat był powielany przez masę innych pisarzy. "Kłamca" to realizacja świetnego pomysłu – połączenie mitologii, ciekawej fabuły i niebanalnych postaci, do tego przepełnionej brutalnymi scenami, ostrymi dialogami i niezłym humorem. Czego chcieć więcej? Kolejna książka, "Chłopcy", której nie miałem jeszcze przyjemności czytać, także jest wyjątkowa – opowiadania o Zagubionych Chłopcach, którzy w przeszłości byli towarzyszami Piotrusia Pana, ale przeszli poważną metamorfozę – sam ten opis zapowiada coś, czego jeszcze nie było. Czy nowa seria "Dreszcz" podtrzyma dobrą passę Ćwieka? W tej chwili trudno na to odpowiedzieć – wszystko będzie zależało od dalszych tomów, jednak już teraz mogę zapewnić, że nudno nie będzie!
Jakub Ćwiek również i tutaj postawił na kreatywność, tworząc bardzo nieobliczalnego, niezwykłego i jakże prawdziwego bohatera, jakim właśnie jest Rychu Zwierzchowski, niestroniący od alkoholu, narkotyków i seksu. Jednak to nic w porównaniu z głównym nałogiem, jakim jest dlań rock'n'roll. Bez niego nie potrafi żyć, wybiera się na wszystkie ważniejsze koncerty, kolekcjonuje płyty i jest absolutnym specem w tej dziedzinie. W "Jaka to melodia wersja rock'n'roll" nie mielibyście z nim żadnych szans. Ale Rysiek nie tylko jest fanem tego gatunku muzyki, także śpiewa różne utwory i gra na gitarze, a w tym wszystkim nie zapomina o krytyce – wie, co dobre, a co nie. I tak płynie mu czas – bez pracy, bez perspektyw, ale z pieniędzmi od córki. Każdy dzień wygląda tak samo: muzyka, wódka, ewentualnie inne przyjemności. Grzechów ma tyle, że samego diabła przyprawiłby o rumieniec, ale Bóg, a może natura, zaczynają z niego drwić. Najpierw obrywa piorunem, a potem zyskuje supermoce niczym Superman. Coś tu jest nie tak. Mocno nie tak, bo takich pokręconych akcji będzie przybywało.
Menel z supermocami to zdecydowanie największy atut "Dreszczu". Rychu Zwierzchowski nie boi się powiedzieć, co myśli, ma w czterech literach kulturalne i poprawne zachowanie, a swoją moc woli używać we własnych celach. Nie jest odpowiedzialny, ale za to bardzo egoistyczny i leniwy. Można spokojnie powiedzieć, że Ćwiek świetnie wykreował głównego bohatera wzbudzającego kontrowersje i uważanego za pasożyta społecznego, ale również przykuwającego uwagę i łatwo zdobywającego sympatię czytelnika. Takich postaci w literaturze nie mamy wiele – ja w obecnej chwili mogę wymienić tylko jednego – Jakuba Wędrowycza, który dzięki swej osobowości starego zrzędy, parającego się kłusownictwem, egzorcyzmami i bimbrownictwem, dla którego gorzała to chleb powszedni, zyskał wielu wielbicieli. A Rysiek Zwierzchowski ma zadatki na zajęcie miejsca obok tej – już kultowej dla polskich czytelników – postaci.
Niestety, reszta napotkanych osób nie wzbudza takiej ekscytacji. Mamy Niemca, posługującego się śląską gwarą, który działał mi na nerwy z tej racji, że często miał inne zdanie od Ryśka, a ja zawsze popieram bohatera. Tym bardziej, że Alojz prezentował postawę dosyć powściągliwą i poprawną, podczas gdy Zwierzchowski lubił zaszaleć. A wiadomo, co woli większość czytelników – szaleństwo! Mamy również dzieciaka, który ubzdurał sobie, że Rysiek zostanie superbohaterem, a on jego lokajem. Dziecinne marzenia niezbyt mnie obchodziły, zresztą obu postaciom brakowało tego magnetyzmu, tej nieobliczalności i dynamiczności, jakie posiadał główny aktor powieści. Lepiej za to mają się tajemnicze osobistości stanowiące dla czytelnika i innych bohaterów wielką zagadkę. Mają ujawnić się dopiero w dalszych tomach, ale dzięki swej aurze tajemniczości, intrygują. Nie da się ukryć, że choć "Dreszcz" to całkiem dobra książka, to "Kłamca" miał zdecydowanie bardziej nieszablonowe postacie, które wręcz tętniły własnym życiem. Samo przypomnienie o genialnych aniołach budzi we mnie nostalgię (i chęć doczytania dwóch ostatnich części). Oby w drugim tomie pojawił się nowy charakter, mający w sobie tyle energii i nieobliczalności, ile ma Rysiek, bo na razie głównie on jeden dźwiga ciężar zadania, aby pozytywni bohaterowie byli interesujący. I trzeba przyznać, że idzie mu to całkiem nieźle.
Fabuły nie wypada nawet omawiać, bo choć może wydawać się dostatecznie satysfakcjonująca, jest kontrowersyjna (wątki powiązane z religią) i nawet ciekawa, to trzeba przyznać, że nie zaskakuje ani nie porywa tak jak powinna. W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że gdyby nie świetne dialogi i humor, w które Jakub Ćwiek skierował większość swych sił, "Dreszcz" czytałbym tylko z przymusu. Zabrakło szybszego rozwoju akcji oraz takich zwrotów wydarzeń, po których miałbym "banan na twarzy", a oczy wyszłyby mi z orbit. W prawdzie pojawiały się pokręcone sceny, budzące zdziwienie, jednak nie były one wystarczająco zaskakujące.
Na szczęście są dialogi i humor, dzięki którym czytanie było dla mnie czystą przyjemnością, w pewnych chwilach wręcz śmiałem się do rozpuku. W rozmowach autor zyskał moje uznanie, dzięki pojawiającej się gwarze śląskiej, znakomicie przedstawionej (jak dla kogoś, kto nie styka się z nią na co dzień) oraz wpleceniu odniesień do popkultury, których odkrywanie sprawiało dużo radości, a często nawet rozbawiało. Nie można jednak przy tym zapomnieć o pojawieniu się odpowiedniej ilości wulgaryzmów, odzwierciedlających polską rzeczywistość i nadających Ryśkowi wiarygodny charakter. Słowem – udało się wybornie i mam nadzieję, że pod względem humoru i dialogów, kolejne tomy nie będą odstawały od pierwszego.
Boli jedynie długość "Dreszcza" – niecałe 300 stron nie są dla wytrawnego czytelnika odpowiednio dużym wyzwaniem. Wydanie prezentuje wysoką jakość – szczególnie spodobały mi się świetne ilustracje, za które odpowiada Iwo Strzelecki. Zgadzały się one z treścią i były dostatecznie szczegółowe, a także bardzo pomagały w wyobrażeniu sobie postaci. Miła odmiana po zawodzie doznanym w tym aspekcie w "Ostatnim Smokobójcy".
"Dreszcz" nie zaskoczył mnie tak jak "Kłamca", ale mimo wszystko stanowi dobry, udany prolog do dalszej historii, która – mam nadzieję – rozkręci się jeszcze bardziej. Cieszą nawiązania do popkultury, śmieszne i pokręcone (choć na klawiaturę ciśnie się mocniejsze słowo) sytuacje, ostre dialogi, a przede wszystkim nieobliczalny bohater, lecz Jakub Ćwiek może pisać lepiej i oby udało mu się w pełni pokazać swe talenty w "Dreszczu 2: Facet w czerni". Czy warto więc sięgnąć po powieść o początkach nowego superbohatera, jakim może stać się – dzięki swoim mocom – Rysiek Zwierzchowski? Powiem tak – jeśli ocena dobra w pełni was satysfakcjonuje, a macie ochotę na coś, co "powali was na łopatki" swoim humorem, to "Dreszcz" będzie stanowił znakomitą rozrywkę.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz