"Dragon Age 2" to gra, która pozostawiła po sobie "mieszane" uczucia. Próba pogodzenia ognia z wodą – wymieszania idei stojących za "Mass Effect" z tymi od "Origins" – nie była do końca udana. Niektórzy fani poprzedniej części formułują nawet bardziej radykalne tezy, określając grę ze stajni Bioware, mało delikatnie, gniotem. Cóż, skoro nawet sami autorzy przyznają, iż ich produkt najlepszy nie jest, to do tak drastycznie postawionego wniosku jakieś podstawy pewnie by się znalazły... Być może w przyszłości opiszę jakie, na razie zostawię sobie ten temat na możliwy przyszły felieton, tudzież na recenzję. Na pewno jednym z argumentów, które bym użył, aby dowieść, czemuż ta gra jest taka słaba, byłby ten oto dodatek, DLC, o tytule "Książę na wygnaniu".
Z pozoru wszystko wydaje się być w porządku, dostajemy dodatkową postać i, co za tym idzie, związaną z nią nową zawartość. Czyli zagłębiając się w szczegóły – garść nowych dialogów, zadań i "świeżą" lokację. A z tym był duży problem w podstawce, albowiem miejsca odwiedzane przez herosa i jego dzielną drużynę były "odgrzewane" niczym niesmaczny kotlet przez mającego do końca "nadzieję", że ktoś się skusi, "partaczynę-kucharzynę". Lokacja jest jedna i to dosyć "straszna". Chodzi mi tutaj bardziej o atmosferę, jaka panuje w czasie zwiedzania posiadłości, a nie jakość wykonania. Wrażenia, które wywołuje, można by przyrównać do tych zaznanych podczas odwiedzin nawiedzonej willi Bertranda w podstawce. Gracz zaczyna odczuwać, że z otaczającym światem jest coś nie w porządku, a narastające uczucie "szaleństwa" zapowiada klimatyczną przygodę, odbiegającą od "dragonżadowej" wizji – korytarzyka do wyczyszczenia. Po części, albowiem po zejściu do podziemi, ścieżka znów prowadzi na utarte koleiny, a zło przyjmuje materialną postać, której można uciąć łeb. Szkoda, a już myślałem, że "kucharzyna-partaczyna" przeskoczył samego siebie.
Lokacja, o której wyżej pisałem, powiązana jest z perypetiami nowego towarzysza, Sebastiana Vaela, najmłodszego syna władcy Starkhaven, wygnanego za hulaszczy tryb życia przez rodzinę do Zakonu. Obecnie, na skutek parszywego losu i kreatywności scenarzystów, jedynego żyjącego członka rodu. To dosyć interesująca i złożona postać. Sebastian, który wiódł życie bardzo hedonistyczne, korzystając przy tym z pozycji Vaelów w Wolnych Marchiach, odnalazł się w końcu na wygnaniu w Zakonie. Spokój, jaki przyniosła mu wiara w Stwórcę, został jednak zniszczony po przewrocie w Starkhaven i śmierci najbliższych. Obecnie nasz bohater jest rozdarty pomiędzy powinnością wobec Zakonu a rodową zemstą. Od postawy Hawke'a względem Sebastiana zależy decyzja księcia względem drogi, którą obierze. Ważną postacią w życiu młodego Vaela jest także Wysoka Kapłanka Elthina. Relacje głównego bohatera dodatku z jego mentorką są ważną częścią fabuły. Pozwalają one lepiej zrozumieć jej motywy w trzecim, kluczowym dla historii uniwersum, akcie. Podobnie jak rolę pewnej postaci z "Origins", której obecność w zakończeniu gry była do tej pory całkowitą niespodzianką. I oto mam "ból" do twórców DA 2 za wycięcie ważnej dla fabuły partii gry i sprzedanie jej jako osobnego produktu. Zakładam, że pewne komponenty były integralną częścią podstawki, a rozmiar DLC – ok. 35 MB – świadczy za tym.
Sebastiana spotykamy po raz pierwszy w I akcie, ale do drużyny może dołączyć dopiero w drugim. Niestety, na Głębokie Ścieżki zabrać się go nie da, co jest o tyle zrozumiałe, że mechanicznie odgrywa tę samą funkcję nasz niebrodaty krasnolud, który jest "przypisany" w tym queście do drużyny. Dopiero po powrocie z wyprawy i awansie materialnym Hawke'a ich ścieżki krzyżują się, tym razem na dobre. Choć na każdy akt opowieści przypadają zadania związane z księciem, to jednak jedyna nowa lokacja pojawia się w rozdziale II. Opisana szerzej wyżej, o czym przypominam na wypadek, gdyby któryś z czytających miał słabą pamięć. Z racji ubóstwa DA 2 pod tym względem, szansa na większe urozmaicenie gry została tym samym w dużej mierze zmarnowana. Tym bardziej, że pozostałe zadania to jakaś kpina. W pierwszym akcie wyżynamy grupy najemników umiejscowionych w kilku znanych nam lokacjach, a w trzecim mamy praktycznie tylko kilka dialogów i wizytę w Twierdzy Wicehrabiego. Z obowiązkową rzezią, rzecz jasna. Mało.
Według mechaniki gry, Sebastian jest łotrzykiem. A dokładniej strzelcem, podobnie jak krasnolud Varrick. W przeciwieństwie do niego, nie jest jednak ograniczony do używania tylko konkretnej "pukawki". W końcu, o ile wasz Hawke nie był łucznikiem, znajdzie się zastosowanie dla wszędobylskich, ale do tej pory bezużytecznych, łuków. Książę, nie odbiegając przy tym od pozostałych towarzyszy, wyposażony został w specjalnie przyszykowane tylko dla niego drzewko umiejętności. Warto także wspomnieć, że obecność Sebastiana w grze wiąże się z możliwością zdobycia nowych przedmiotów, z których najważniejszym wydaje się być "łuk ze Starkhaven", będący zarazem dobrym orężem, jak i wywołującym dialog prezentem dla Vaela.
Dodatek, jak widać, jest nierówny – zarazem dostajemy ciekawego towarzysza do drużyny, który niestety powinien znajdować się w podstawowej grze, o czym poświadcza kilka rzeczy wspomnianych w tekście. Z racji tego, że to jakby nie patrzeć, podsumowanie, to przypomnę. Raz – fakt, iż zastępuje drużynnika wylatującego z ekipy po Głębokich Ścieżkach. Dwa – związek historii bohatera z wątkiem głównym gry. Trzy – rozmiar instalatora. Zakładam, że poza ewidentnymi wariatami, nikt nie lubi niepotrzebnie wydawać pieniędzy i płacić za coś, co powinien mieć od razu w wersji podstawowej. Tu, moim zdaniem, mamy do czynienia z nieładną praktyką wycięcia z gry istotnego wątku po to, żeby sprzedać go potem jako osobny produkt. Rzecz jasna, "wzbogacając" tym samym treść ułomnej produkcji, jaką bez wątpienia (przynajmniej w mojej ocenie), jest i będzie "Dragon Age 2". Jako osobny produkt "Książę na wygnaniu" zawodzi zaś małą liczba nowych lokacji i, nad czym również ubolewam, nie poszerza niezbyt bogatego bestiariusza. Dlatego też stawiam taką, a nie inną ocenę – 4/10 – czyli "poniżej przeciętnej".
Plusy
- nowy, ciekawy towarzysz
- zadanie Sebastiana w II akcie
Minusy
- cała reszta
Komentarze
Mnie się nic nie zacinało, przejść się dało DLC bez problemu, jednak misje są nieciekawe, o samej postaci też zbyt wiele dowiedzieć się nie można... spośród trzech DLC do DA 2 (którego lubię!) to jest zdecydowanie najsłabsze.
Użytkownik Salem dnia poniedziałek, 17 grudnia 2012, 21:05 napisał
Oczywiście, że nie masz racji Sebastian jest dosyć ciekawą i złożona postacią. Dawniej był hedonistą, istnym "królem życia" . Wychodził z założenia, że kobiety+wino+zabawa= dobre życie. Co, ze względu na pozycję rodziny przychodziło mu bez trudu, ale do czasu. W końcu "przegiął", bliscy odesłali Sebastiana na wygnanie do Zakonu. I o dziwo, odnalazł się tam. Wiara we Stwórcę obdarzyła go spokojem, czymś czego wcześniej nie zaznał. Niestety, nie trwało to wiecznie. Po wymordowaniu przez spiskowców bliskich, jego serce pozostało rozdarte pomiędzy rodową vendettą, a miłością do Stwórcy. Ten konflikt rozrywa tego człowieka, bohater usiłuje pogodzić jedno z drugim, ale nie daje rady. Dopiero złożone relacje z Lady Hawke pozwolą mu podjąć ostateczną decyzję co do swej przyszłości. Jak widzisz, miałki nie jest. Co do nudy, to również bym dyskutował. Sebastian stara się żyć wedle zasad Zakonu i delikatnie perswaduje to innym. To dosyć ciekawa postawa, wierzące postacie często, przez nieumiejętnych scenarzystów, przeinaczana w zwyczajną "zabobonność" i fanatyzm. Ba, nawet na "true" sesjach RPG, najtrudniej jest odegrać religijnego bohatera, by nie popaść w banał.Tu udało się tego uniknąć. Przynajmniej ja tak uważam
To prawda, ma swoją historię, niemniej jednak do mnie osobiście nie przemówiła szczególnie właśnie ze względu na jego obecny charakter, w którym ciężko się doszukiwać "tamtego" Sebastiana. Cóż, może następnym razem dam mu większe szanse na rozwinięcie się, gdy przechodziłem grę, to grałem akurat magiem, a wtedy z pewnością jest go ciężej polubić.
Dodaj komentarz