Po miesiącach oczekiwań w końcu możemy podziwiać pierwsze konkretne materiały z nowej wersji ekranizacji powieści Franka Heberta – “Diuna”. Film w reżyserii Denisa Villeneuve’a, którego prace mieliśmy przyjemność poznać w takich dziełach jak “Nowy początek” czy “Blade Runner 2049”, ma trafić do kin 18 grudnia 2020. Czasy mamy nieciekawe i wiele premier filmowych jest przekładanych na inny, potencjalnie lepszy moment, lecz producenci twardo stoją przy pierwotnym terminie debiutu, co niewątpliwie cieszy.
Zdjęcia do filmu były kręcone w spalonej słońcem Jordanii, gdzie aktorzy musieli zmierzyć się z niebotycznie wysokimi temperaturami. Twórcy określili plenery, które zastali na Bliskim Wschodzie jako surrealistyczne i idealne wpisujące się w opowieść. Część scen została nagrana w Bukareszcie.
Villeneuve zaznaczył, że największym wyzwaniem w czasie prac nad scenariuszem do “Diuny” było podzielenie narracji powieści na pół. Podczas grudniowego seansu zobaczymy tylko połowę historii zawartej w książce, gdyż intencją Kanadyjczyka było wykonanie tego samego zabiegu, jaki miał miejsce podczas ekranizacji “To” Stephena Kinga, czyli podzielenie filmu na dwa rozdziały. Jak stwierdza:
Nigdy nie zgodziłbym się na stworzenie adaptacji tej książki ograniczając się tylko to jednego filmu. Ten świat jest zbyt rozbudowany, a jego siła tkwi w tych wszystkich detalach.
Po chwili dodaje – Nieważne co myślimy, Ziemia się zmienia, a my musimy się do tego przystosować. To nie tylko kosmiczna przygoda, lecz przepowiednia, która została napisana w XX wieku. Był to odległy portret rzeczywistości opartej na ropie, kapitalizmie i eksploatacji – nadmiernej eksploatacji – Ziemi. Obecnie, jest już tylko gorzej. To historia o dorastaniu, lecz równocześnie wezwanie do działania dla młodzieży.
Villeneuve, mimo ogromnej miłości do książki, zdecydował się na wprowadzenie kilku zmian w adaptacji. Znacznie zwiększono rolę matki Paula Atrydy, jednego z głównych bohaterów granego przez Timothée Chalameta, Lady Jessici. Natomiast charakter Barona Vladimira ma być bardziej drapieżny niż szaleńczy – reżyser stwierdził, że mimo uwielbienia do tej postaci, w książkach zbyt często zahaczała ona o karykaturalność.
Ogromnej zmiany doczekał się Liet-Kynes, ważna osobistość na planecie Arrakis. Opisywany w książkach jako biały mężczyzna z brodą koloru rudyblond (w ekranizacji Lyncha grał go świętej pamięci Max von Sydow), w ekranizacji Villeneuve będzie czarnoskórą kobietą graną przez Sharon Duncan-Brewster.
Denis stwierdził, że w obsadzie jest za mało postaci kobiecych, a on zawsze był ogromnym feministą, pro-kobiecym i chciał stworzyć istotną rolę przeznaczoną właśnie dla tej płci. Mojej postaci zasadniczo udaje się utrzymać pokój wśród wielu ludzi. Kobiety są w tym dobre, więc dlaczego Kynes nie może być kobietą? Czy raczej, dlaczego nią nie jest? – pyta retorycznie aktorka.
Źródło: www.vanityfair.com
Komentarze
Użytkownik Mikeal dnia środa, 15 kwietnia 2020, 11:32 napisał
A to jaki jest współczynnik jednych do drugich, tak około 50/50? Nie wiem, kto w obsadzie filmowej gra ważniejsze role, a kto raczej krótkie, ale na oko chyba nadal jest dominacja facetów.
Ogólnie wygląda to tak, że film /= książka. Nigdy, przenigdy. Film adaptujący to zawsze tylko i aż czyjaś konkretyzacja dzieła literackiego - a w niektórych tezach wręcz inne dzieło, nieważne, jak wierne. Takie jest prawo twórcy (reżysera/scenarzysty), że ma swobodę, bo to jego konkretyzacja. My w ramach lektury konkretyzację musimy opierać dużo bardziej na treści, lecz ona i tak będzie w pewnych aspektach różna od tego, co konkretyzuje sobie coś inny, bo odbiór dzieła jest zawsze indywidualny. Dlatego np. każdy inaczej wyobraża sobie Yennefer.
A z oceną lepiej wstrzymać się do seansu
Wiedźmin np. jest słabą ekranizacją materiału źródłowego. Nie wiele jego przygód zekranizowano, w większość zrobiono w dziwny i w przesadnie skomplikowany sposób, jak dla wywrócili wiele wątków do góry nogami, lub kompletnie zniszczyli kilka postaci jak np. rębaczy i Eycka. Władca Pierścieni np. ma bardzo dobrą adaptacje, które w większość dobrze oddaje to co było w książce. Parę rzeczy też zmienia, by nadać im sens. Pierwsza część Hobbita też całkiem nieźle zaadaptowała materiał źródłowy i nadała mu sensu. Wyprawa w pełnym rynsztunku i Zaatakowanie Trolli bardziej do mnie przemawia niż kreskówkowe wychodzenie do wora. W Grze o Tron już w drugim sezonie odchodzili od materiału źródłowego, lub zmieniali wątki by nie wprowadzać nowych postaci, co skutkowało tym, że w późniejszym czasie niektóre wątki i postacie tracił sens, jak np. Chłopak bagniaków i jego zielone sny.
Reżyser musi się liczyć z krytyką fanów, jeśli zmienia coś co dobrze działało w książce.
CO innego komiksy takie jak DC i Marvel, gdzie postacie to archetypy, które można dowolnie zinterpretować, bo to tak naprawdę maski, które się wkłada. A każdą już możliwą interpretacje zrobiono już w komiksach
Użytkownik Gość_Thorot* dnia środa, 15 kwietnia 2020, 16:26 napisał
Reżyser musi się liczyć z krytyką fanów, jeśli zmienia coś co dobrze działało w książce.
Właśnie nie ma pewności, że to, co dobrze działało w książce, zadziałałoby równie dobrze w filmie. Inne medium, dlatego musi być pewna swoboda twórcza i należy przede wszystkim ocenić, jak to działa w filmie. Tak czy inaczej, to nie będzie totalnie oderwane od książki, więc na pewno będzie można się odnieść. A takie zmiany to po prostu kwestia konkretyzacji i twórczej swobody reżysera. "Lśnienie" dziś jest klasykiem, a Kingowi się nie podoba Więc można coś pozmieniać i będzie dobrze.
Ja bym optował za usunięciem różnicy między ekranizacją a adaptacją, bo i tak stała się średnio czytelna i nie ma postawionej jasnej granicy między jedną a drugą Tu przyznaję się, że użyłem tych zwrotów zamiennie.
Nie, rabany też dotyczą komiksów. Np. kiedyś był problem, że Mary Jane miała być grana przez Zendayę, a koniec końców okazało się, że Zendaya gra inną postać (choć wciąż jest to ukochana bohatera, a Mary Jane jako TA Mary Jane póki co się nie pojawiła). Albo ludziom nie podobała się ciemnoskóra walkiria. Spokojnie można to podpiąć i pod głównych bohaterów - nie każdemu pasuje trochę zamulający Spidey w filmach Raimiego, bo w komiksach to postać bardziej skrząca humorem. Ci bohaterowie i ich losy też mają cechy charakterystyczne.
Dodaj komentarz