Pierwsze wrażenia

5 minut czytania

Czasami mój nos przestaje być niezawodny. Czasami nie wyczuję, że coś jest nie tak i zbyt bardzo nastawię się na jakąś grę, film czy książkę. Każdy popełnia błędy.

Ostatnim razem zdarzyło mi się to w przypadku "Dragon Age'a 2". Czy mój niezawodny nos pomylił się w przypadku rodzimego następcy "Dead Island", czyli "Dead Island Riptide"?

dead island riptide, pierwsze wrazenia, zombie, trupy, the walking dead, bezmyslna naparzanka

"Dead Island" było spoko. Ot, niby to klon "Left 4 Deada", ale jednak nie – gra pod względem mechaniki przypominała "Borderlandsy" i już samym tym podbiła moje serce. Spędziłem długie godziny jako Sam B (SAM B!), czarny raper i bohater jednego utworu (stworzonego na potrzeby gry "Who do You Voodoo") machając ciężkimi przedmiotami w kierunku łbów lub innych wrażliwych części hord nieumarłych truposzy. Gra oferowała tonę narzędzi przeznaczonych do eksterminacji ciał, od tasaków, przez wielkie młotki, po bogaty arsenał broni palnej. Wreszcie, każda z postaci była swoistą klasą, specjalizującą się w innym rodzaju sprzętu, każda posiadała własne drzewko umiejętności i specjalne ataki.

sam b, dead island t-dog, the walking dead coach, left 4 dead 2
Sam B ("Dead Island", "Dead Island Riptide"), T-Dog ("The Walking Dead"), czy Coach ("Left 4 Dead 2") – każda historia o zombie potrzebuje łysego afroamerykanina, który zrobi porządek za resztę drużyny

Teraz, prawie dwa lata później, nasz rodzimy Techland wydał wreszcie kolejną część serii – "Dead Island Riptide".

Co rzuca się w oczy weteranowi poprzedniej części po dwóch godzinach grania w "Riptide"?

TO TA SAMA GRA, NA BOGÓW!

Praktycznie nic się nie zmieniło. Nic. Otoczenie to wciąż tropikalna wyspa, interfejs wygląda tak samo, przeciwnicy wyglądają tak samo, typy przeciwników są takie same, nawet broń i jej modyfikacje wyglądają identycznie. Nie zmieniło się nic. Nic. Nic, nic, nic. "Dead Island Riptide" to "Dead Island", do którego dograno nowe kwestie dźwiękowe i zaprojektowano kilka nowych poziomów. Może też dorzucono trochę nowych broni, nie wiem, bo nie widziałem jeszcze nic nowego. Ale stop. To nowa, pełnoprawna i osobna gra, warta u nas 80zł, a za granicą 40 euro – chyba coś nowego być musi? Więc spoglądam na kluczowe zalety produktu, wypisane na jego stronie na steamie. Przeraża nieco, że jedną z wielkich innowacji są łódki.

dead island riptide dead island riptide dead island riptide

Pewnie, wyolbrzymiam trochę. Ale tylko trochę – ponieważ podobała mi się pierwsza część, "Riptide" nie poraża mnie tak bardzo swoją powtarzalnością; to wciąż ekstremalnie relaksująca, bezmyślna naparzanka, w której masakrujemy żywe trupy tysiącami, z fabułą rodem z horroru klasy B. Jest też kilka nowych rzeczy; możliwość strzelania do zombie pistoletem na gwoździe jest jednocześnie szalona i wspaniała, szczególnie, że amunicję, której użyliśmy do przybicia umarlaka, jesteśmy potem w stanie odzyskać. Na kolejnej wyspie (na którą nasi bohaterowie trafili, próbując uciec z poprzedniej, czyli z deszczu pod rynnę) jest znacznie więcej wody, w której leżą topielce. Topielce te jednak czasem potrafią wstać i rzucić się na niespodziewającego się niczego gracza.

dead island riptide

Grafika w "Riptide" się zestarzała (powodem jest, oczywiście, brak jakiejkolwiek zmiany). Dwa lata temu zachwycałem się komputerową dżunglą w oryginalnym "Dead Island" – wczasowe kurorty, niebieska, niebiańska plaża i palmy dodawały grze uroku i klimatu wczasowej makabreski. W tej części mamy do czynienia nie z luksusowym kurortem wczasowym, ale z wyspą, na której żyli i pracowali zwykli ludzie – a to odbiera czaru oraz klimatu grze i całej historii. Wszystko jest szare, mokre oraz ponure i przypomina raczej jeden z odcinków serialu "Pacyfik"; tylko czekałem, aż przegniją mi buty albo jeden z dżipów, porozrzucanych po wyspie, a różniących się od innych tylko kolorem karoserii, zapadnie się w rzadkie błoto ze mną w środku.

far cry 3 dead island riptide
"Far Cry 3" (lewo) a "Dead Island Riptide" (prawo), czyli dżungla dżungli nierówna

Chrome Engine, na którym zrobione są obie części, po prostu nie znosi testu czasu – widać to po wyglądzie roślinności i obecnych w grze postaci (swoją drogą, wszystkie mają straszliwie skrewiony lipsync; praktycznie nic, co mówią, nie pasuje do ruchu ust). Po tym, co widzieliśmy w pokazanym wyżej "Far Cry 3", "Dead Island Riptide" nie ma jak zabłysnąć nawet w kwestii grafiki. Obie gry mają jednak ze sobą wspólną cechę – kompletnie spieprzony ekran ekwipunku i craftingu. Nic nie przeszkadza mi tak bardzo w zagłębianiu się w grę, jak konieczność zmiany broni na poprzednią za każdym razem, kiedy podniosę nową, co robi się zresztą za pomocą paskudnych dwuklików, a nie intuicyjnego przeciągnij-i-upuść. Czuć w tym zapach konsol i rozwiązania przygotowanego raczej pod kontroler, niż pod klawiaturę i myszkę. A szkoda, zważając na to, że "Dead Island Riptide" to gra dedykowana przede wszystkim na komputery osobiste. Do broni miotanej też nie tak łatwo się dostać – nie ma żadnego magicznego przycisku czy osobnego slotu na granaty – to byłoby zbyt logiczne. Do teraz nie wiem też, ile mam gwoździ, rac do pistoletu sygnałowego czy flar – ekran ekwipunku uznał chyba, że nie warto mnie o tym informować.

dead island riptide

Problemy z ekwipunkiem miały miejsce już w poprzedniej części – w poprzedniej części miało też miejsce notorycznie długie ładowanie mikroskopijnych lokacji. W "Riptide" ten błąd nie znika. Dodatkowo, zabawna sprawa – w grze występuje zmieniająca się pogoda, można wręcz powiedzieć, że zmieniająca się dynamicznie. Dosłownie, klask – deszcz. Chwilę później, klask – słońce, wszystko jest suche. Przeoczenie czegoś takiego jest niewybaczalne i strasznie wybija z rytmu. Przeszkadza także muzyka, która mimo że stylistycznie pasuje do tropikalnej wyspy, w żadnym momencie nie pasuje do tego, co dzieje się na ekranie. W przeciwieństwie do doskonale zmontowanego soundtracku do "Bioshock: Infinite", tutaj podczas lania truposza tłuczkiem do mięsa leci spokojny motyw, który przyspiesza, kiedy powoli idziemy przez wioskę; nie mówiąc już o tym, że wysokie tony z jakiejś piszczawki przyprawiały mnie o irytację, choć może to dlatego, że jestem na takie coś zwyczajnie wrażliwy.

dead island riptide dead island riptide dead island riptide

Największym atutem gry jest to, co było mocną stroną jej poprzedniczki; rozwałka przy pomocy cRPGowego modelu obsługi zadawanych i otrzymywanych obrażeń, zbieranie i wytwarzanie rozmaitej maści sprzętu i granie z przyjaciółmi w trybie kooperacji. Gra sama w sobie nie wydaje się zła, nie jest tak bardzo zepsuta jak ostatnio wydane "The Walking Dead" od Activision, nie. Jej problem polega na zupełnym braku świeżego powiewu od czasów poprzedniczki; jeśli "Borderlandsom 2" zarzucano, że są w rzeczywistości Borderlandsami 1.5, "Dead Island Riptide" nie kwalifikuje się do jakiejkolwiek cyfry po przecinku. Ciężko powiedzieć, co Techland robił przez ostatnie 19 miesięcy, bo gra przypomina coś, co wyrzuca się w formie dodatku (albo raczej DLC) kilka miesięcy po wydaniu podstawki. W tej formie "Riptide" byłby świetną kontynuacją historii z "Dead Island". Jako osobna gra – już niekoniecznie.

dead island riptide

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...