"Nie lubię tekstów od autora", pisze autor w tekście zatytułowanym – jakżeby inaczej – "Od autora". Też ich nie lubię. Powieść powinna kończyć się kropką. To, co autor chciał powiedzieć, powinno się znaleźć przed nią, a nie po. Zastanawiające. Asekuracja?
Bez przesady jednak, Krzysztof Piskorski nie podsuwa tropów interpretacyjnych, ujawnia tylko niektóre źródła inspiracji. Niestety, w ten sposób ogranicza recenzentowi pole do popisu. A pisać byłoby o czym, bo pokazuje prawdziwą erudycję (lub porządny reaserch). Udane trawestacje literackich, historycznych i naukowych wątków są niewątpliwym atutem dzieła. Błyskotliwe rozwiązanie tajemnicy mickiewiczowskiej (i tytułowej) liczby było inspirujące. Efekt poniżej.
Główną bohaterką powieści jest Eliza Żmijewska, weteranka powstania listopadowego, która dość okrężną drogą zmierza do Londynu z tajną i niebezpieczną misją. To postać z gatunku tych nadzwyczajnych, obdarzonych niepospolitymi mocami i umiejętnościami. Mimo romantycznej emocjonalności potrafi dać sobie radę w ciemnym zaułku, rozgryźć na poczekaniu trudny szyfr, a także zniknąć bez śladu w obcym mieście. Potrafi znacznie więcej, ale ujawnianie wszystkiego byłoby srogim spoilerem (okładka zdradza zbyt wiele – odradzam lekturę przed lekturą). Wprawdzie wolę bohaterów, którzy mają bardziej pod górkę, ale nie ma na co narzekać. Autorski wybór. Romantyczna, targana moralnymi skrupułami heroina pasuje.
Drugi plan to kilka zarysowanych grubą kreską postaci. Wyróżnia się Xa'ru, ale tak on, jak i cały związany z nim istotny wątek wydają się pochodzić z całkiem innej bajki. Z odmiennego, niekompatybilnego świata. Tło zapełnione zostało tłumem słynnych nazwisk, obdarzonych życiem (a w jednym wypadku nawet nieżyciem) po życiu. Dla kojarzących co nieco z historii niezła zabawa, ale o jakiejś indywidualizacji postaci, psychologicznym rysie, trudno mówić.
Akcja toczy się w alternatywnej, z grubsza XIX-wiecznej rzeczywistości, odmienionej jednak przez epokowy wynalazek. Bieg historii uległ zmianie. Przetrwało Księstwo Warszawskie, Wiosna Ludów nadeszła trochę wcześniej, a książę Józef Poniatowski dożył sędziwego wieku. Jest wszystko, czego się spodziewamy po tej epoce: zdrada, zemsta, nieodwzajemnione uczucie, bitwy, spiski, tajemnice i potwory. Zwroty akcji są zaskakujące, świat okazuje się bardziej skomplikowany i wielowarstwowy niż się początkowo wydawało, a jednak czytelnik nie może się w nim bez reszty zanurzyć i dać ponieść emocjom. Losy bohaterki nie elektryzują tak, jak powinny.
Nie ma niczego złego w stopniowym uchylaniu tajemnic konstrukcji uniwersum, wręcz przeciwnie, ale tu czytelnik szybko łapie koncept prowadzenia fabuły. Ze spokojem oczekuje następnych wolt, przebicia kolejnego dna, wywrócenia na nice nieuchronnych zdawałoby się konsekwencji. Na zasadzie – autor na pewno coś wymyśli! Taka zręczność twórcy mogłaby budzić podziw, ale nie budzi, a dodatkowo nie pozwala przejmować się zbytnio fabularnymi komplikacjami.
Uniwersum w roli deus ex machina? Świetny pomysł, ale wymaga żelaznej logiki, która chwyci czytelnika w kleszcze i nie puści do końca. A właśnie z logiką świata jest zasadniczy kłopot. Nie chodzi o to, że autor śmiało przekroczył granice bezpiecznej konwencji. Są przecież precedensy – choćby Lem z powodzeniem łamiący gatunkowe ograniczenia kryminału. Chodzi o to, że Piskorskiemu nie udało się osiągnąć spójności uniwersum, co ma daleko idące skutki. W kolorowym patchworku nie wszystkie kawałki do siebie pasują, gdzieniegdzie ścieg nie chwycił, a w widocznym miejscu zieje dziura (wspomniany już wątek Xa'ru). Czy należy się czepiać niewiarygodnej fizjologii owadów w fantastycznej powieści? Z reguły nie. Tu – ze względu na przyjęte steampunkowe, retrofuturystyczne założenia – obowiązkowo.
Autorowi wyraźnie na spójności zależało. Świadczą o tym liczne uwagi, wyjaśnienia i sugestie. Umieścił nawet w powieści wzmiankę o naszym świecie, pozbawionym z definicji dostępu do kluczowej technologii. Jednak pogodzenie wszystkiego, co wrzucił w swój świat (mamy jeszcze teleportacje, podróże w czasie, obcych-nie-obcych, prehistoryczne potwory, latające i ziejące ogniem smoki, a nawet przywoływane upiory), okazało się zadaniem ponad siły.
Świat stworzony w fantazji Krzysztofa Piskorskiego jest bardzo bogaty. Zbyt bogaty, zapomniał on najwyraźniej o konieczności używania nożyczek. Prawie wszystko może się w nim zdarzyć. A to jednak trochę za dużo. Za łatwo. Skoro zabrakło logicznej dyscypliny przy kreacji – para poszła w fantazyjny gwizdek – to i fabularny generator emocji nie elektryzuje odpowiednio.
Tę nie do końca udaną książkę można przeczytać bez bólu. Ma swoje mocne strony, a autor umie sprawnie władać piórem. Więcej, ze względu na swoją wielopoziomowość, ma ona szanse dać satysfakcję bardzo różnym odbiorcom, o ile tylko nie stawiają oni na pierwszym miejscu logiki świata przedstawionego. Ukłony dla Wydawnictwa Literackiego, w szczególności dla działu marketingu. Obszerną (547 stron), atrakcyjną graficznie i edytorsko bezbłędną książkę wyceniono na magiczne 44 złote!
Dziękujemy wydawnictwu Wydawnictwo Literackie za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz