Człowiek z Wysokiego Zamku

4 minuty czytania

człowiek z wysokiego zamku, okładka

Uwielbiam związaną z fantastyką twórczość Philipa K. Dicka. Łykam dosłownie każdą pojedynczą jego książkę, jaka wpadnie mi w ręce. Nic więc dziwnego, że od dawna ostrzyłem sobie zęby na "Człowieka z Wysokiego Zamku". Powieść ta – jako jedyna w całym dorobku pisarza – została wyróżniona prestiżową nagrodą Hugo i przetłumaczona na wiele języków. Ponadto, nawet gdy tylko pobieżnie przejrzy się pierwsze strony w wyszukiwarkach, temu dziełu wystawiane są bardzo pochlebne opinie, a krytykantów wręcz się nie uświadczy. Do tej pory kręciłem nosem jedynie na "Wyznania łgarza", najpopularniejszą mainstreamową lekturę mistrza, nie mającą z fantastyką nic wspólnego. Pełen wielkich oczekiwań zasiadłem do czytania.

Akcja książki osadzona jest w alternatywnym świecie II połowy XX wieku, w którym to państwa Osi wygrały II Wojnę Światową. III Rzesza panuje w tej chwili praktycznie nad całą Europą i Afryką, Japonia natomiast przywłaszczyła sobie Azję. Stany Zjednoczone zostały podzielone między te dwa państwa, a swoistą strefę neutralną i linię demarkacyjną stanowią Góry Skaliste. Fabuła jest wielowątkowa, lecz większość czasu spędzimy w strefie USA okupowanej przez Kraj Kwitnącej Wiśni. Dane będzie nam między innymi poznać: Roberta Childana, amerykańskiego sprzedawcę antyków; pana Tagomi, japońskiego szefa Misji Handlowej; Frinka Franka, żydowskiego wytwórcę antyków; oraz jego żonę, Julianę Frink, pałętającą się w sumie po świecie bez celu. I co w związku z tym?

No właśnie... Co? W miarę zagłębiania się w kolejne karty powieści, byłem coraz bardziej zdruzgotany. Książka jest niesamowicie nużąca, żeby wręcz nie powiedzieć – nudna. Doskonały materiał na wybitne dzieło, obecne wszelkie charakterystyczne dla Dicka elementy i nagroda Hugo. Co mogło nie wypalić? Myślę, że odpowiedź na to pytanie nie jest wcale skomplikowana – zawiódł czas, a dokładniej jego upływ. Napisana w 1962 roku powieść mogła mieć duży wpływ na powojenny świat, dryfujący nieustannie w cieniu Zimnej Wojny. Ba, wydaje mi się, że ludzie żyjący w krajach Bloku Wschodniego, nawet w okresie jego upadku, mogli z wypiekami na twarzy wczytywać się w każde pojedyncze słowo, identyfikując się z wydarzeniami rozgrywającymi się na kartach "Człowieka z Wysokiego Zamku". Co też na nich znajdziemy?

Zacznijmy od nazistów. Propagowane przez Hitlera nienawistne idee wcale nie umarły, a wręcz przeciwnie – wraz z upływem lat wzorowali się na nich kolejni Führerowie. Osławiony Drang nach Osten zakończył się przesiedleniem Słowian wraz z upadłymi Rosjanami za łańcuch Kaukazu, Żydzi nieustannie są eksterminowani w obozach zagłady, a poszukiwanie Lebensraumu doprowadziło do kolonizacji Marsa – wzrok was nie myli, w alternatywnym świecie jedynie hitlerowskim Niemcom udała się kolonizacja innych planet. Nie ma co się dziwić Dickowi – w czasie, gdy powstawała książka, gwiezdne zmagania USA i ZSRR szły pełną parą. W 1957 roku Łajkę wystrzelono na kosmiczny spacer, w 1961 Gagarin poszedł w jej ślady, a w 1963 rozpoczęto Program Gemini, niezbędny do odpalenia Apolla na Księżyc. Wielu z pewnością myślało, że Wszechświat stoi przed nami otworem. Wracając jednak do książki, Dick nie zostawił na Niemcach suchej nitki. Pojawia się tam nawet kawał, jakoby nazistowski major nie mogąc uzyskać od pierwszych napotkanych dwugłowych Marsjan dokumentów potwierdzających ich aryjskie korzenie, wysyła na Ziemię depeszę, iż Mars zamieszkiwany jest przez Żydów... Z drugiej jednak strony, należy oddać sprawiedliwość, iż Philip wręcz z precyzją chirurga opisuje poszczególnych kandydatów na stanowisko Wodza i z szacunkiem odnosi się do sławnego niemieckiego Ordnungu.

człowiek z wysokiego zamku

Po drugiej stronie Gór Skalistych mamy Japończyków. Ten zabór jest zupełnie inny, niż rządzony strachem nazistowski reżim. Azjaci są nastawieni do Amerykanów wręcz... przyjaźnie, a samym jankesom nie żyje się źle. Można odnieść wrażenie, że Dick gloryfikuje i podziwia skośnookich mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni, chwaląc ich kulturę, rozwój, cywilizację tak, iż Amerykanie wydają się prawie że barbarzyńcami. Jednak i tu ukryty jest mankament – Azjaci nie tworzą praktycznie nic swojego. Są zafascynowani amerykańskimi antykami między innymi z okresu Wojny Secesyjnej. Są gotowi zapłacić niemałe sumy za pistolety, zapalniczki, a nawet zegarek z Myszką Miki (o zgrozo!). Ba, mieszkają nawet wśród starych, próchniejących mebli. Amerykanie od razu zwietrzyli okazję i produkują na potęgę doskonałe podróbki, niemożliwe do odróżnienia przez skośnookich. Tylko Frank Frink decyduje się na produkcję oryginalnej, współczesnej biżuterii, przy której z niewiadomych powodów połowa bohaterów powieści doznaje katharsis, swoistego duchowego orgazmu.

W książce istotną rolę odgrywają dwie księgi. Pierwszą z nich jest przywieziona przez Japończyków (a ukradziona od Chińczyków) "I-cing", "Księga Przemian". Zawarte w niej heksagramy i trygramy wyznaczają bez pudła wszystkim protagonistom ich dalsze losy, podane oczywiście w zagadkowej formie. Co ciekawe, Dick uczynił tę księgę "bohaterem" powieści, jako że sam korzystał z niej podczas pisania (czego chcieć od faceta, który widział na niebie olbrzymią metalową twarz diabła i żył równolegle jako on sam oraz Thomas, chrześcijanin prześladowany przez Rzymian w I wieku n.e.). Wybaczcie mój sceptycyzm, ale jak dla mnie wprowadzenie wszystkich tych interpretacji heksagramów było zbyt przefilozofowane i stanowiło najnudniejszą część lektury.

Druga książka jest o wiele ciekawsza, wprowadzająca do fabuły element swoistej incepcji. Otóż "Utyje szarańcza" traktuje o alternatywnym świecie (świat powieści w powieści...), w którym to III Rzesza i Japonia przegrały wojnę, ale jednak na nieco innych zasadachczłowiek z wysokiego zamku, okładka niż znamy z kart historii. Napisana przez tytułowego człowieka z Wysokiego Zamku, zapoznaje nas z typowym dla Dicka zaprzeczaniem rzeczywistości. Książka trafiła na listę zakazanych praktycznie we wszystkich krajach, w związku z czym paradoksalnie dostępna jest dla każdego chętnego. Kto przeczyta ją raz, już nigdy nie będzie takim samym człowiekiem – która wersja jest w końcu prawdziwa?! Szwy trzymające rzeczywistość w ryzach zaczynają z trzaskiem puszczać, a ciągłość świata rwie się z jękiem. Ten czynnik niesamowicie przypadł mi do gustu, jednakże gmatwał dalej i tak niełatwą w odbiorze fabułę.

Czytając powyższe akapity, sam sobie próbuję wmówić – przecież wcale nie było tak źle. Jednak jest tak, jak mówiłem na początku – powieść ma potencjał, ale całkowicie zaplątałem się w siatkę nudnych, przefilozofowanych fragmentów. Bohaterowie często radząc się "I-cing" potrafią postąpić całkowicie niezrozumiale – nie czepiałbym się tu niczego, bo to standard dla dzieł tego autora, jednak okraszenie ich czynności wyciągami z "Księgi Przemian" skutecznie zniechęcało mnie do brnięcia dalej. Przeglądając różnorakie opinie, jestem odosobniony w swoich poglądach – trudno, lecz niestety nie mogę z czystym sumieniem polecić "Człowieka z Wysokiego Zamku", jako że dla mnie nie przetrwał próby czasu.

Ocena Game Exe
5
Ocena użytkowników
8.6 Średnia z 5 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...