Opowieść o losach Czerwonego Kapturka, którego los pchnął w podróż do babci, zna chyba każdy. Z dużą dozą ciekawości sięgnąłem po „Czerwone jak krew” w oczekiwaniu na obcy mi powiew skandynawskiej literatury z lekkim posmakiem wspomnianej historii. Czy Salla Simukka dobrze obeszła się ze starą opowieścią?
Przede wszystkim „Czerwone jak krew” nie jest jakąś próbą adaptacji lub też wciskania górnolotnych mądrości w ramy książki dla młodzieży. To pełnokrwisty kryminał, do tego rozgrywający się w dla wielu z nas nieznanej Finlandii. Główna bohaterka, Lumikki Andersson, wcale nie nosi się na czerwono i daleko jej do wizerunku bezbronnej dziewczynki. Jako uczennica prestiżowej szkoły średniej, wyrwała się z małej, rodzinnej miejscowości i pragnie jedynie w spokoju przetrwać okres nauki. Trudno jednak przejść obojętnie obok całego stosu banknotów, które dziwnym zbiegiem okoliczności suszą się w szkolnej ciemni. Dziewczyna próbuje problem ten zgłosić dyrektorowi, ale niespodziewanie pieniądze znikają i okazuje się, że zagarnęła je trójka uczniów. Lumikki szybko wplątuje się w wątek skradzionych funduszy, choć jako jedyna pragnie wyjaśnić ich pochodzenie.
Jako całość, „Czerwone jak krew” to zdecydowanie książka dla młodzieży. Przemawia za tym nie tylko postać głównej bohaterki, ale także stosowane słownictwo czy też sama kompozycja książki, sugerująca coś na wzór pamiętnika. Młodszy czytelnik może także gładko przełknąć pewne uproszenia fabularne oraz niesamowite szczęście Lumikki. Nie dość, że dziewczyna z jakichś tajemniczych powodów postanawia pomóc trójce osób, którymi do tej pory gardziła, to potrafi uciec w głębokim śniegu przed pościgiem. Zawsze znajdzie w sobie dość siły – lub też autorka trochę pomoże – i w odpowiednim miejscu wspomni o wizytach w siłowni, dzięki czemu Andersson dźwiga ciężary. Z jednej strony dostajemy klasyczny kryminał z równie klasycznym zakończeniem, z drugiej zaś takie dążenie do poprawności i wartości wychowawcze mogą odrzucić tych, którzy w książkach szukają nieco "drapieżniejszej" treści.
Niekonsekwentnie wypada także sama Lumikki. Wielokrotnie autorka stara się ją pokazać jako osobę stanowiącą zaprzeczenie zagubionej dziewczynki, ale i tak główna bohaterka potrafi się rozpłakać i zaprzecza swojej niezaangażowanej postawie życiowej. Można się w tym dopatrywać ludzkiej natury pełnej sprzeczności, jednak wątpię, by Simukka posunęła się do tego typu zagrań. Co prawda raczy nas nieco metaforycznym wstępem, który jednak nijak ma się do reszty książki i w zasadzie wygląda jak fragment innego dzieła, kierowanego do zupełnie odmiennej grupy odbiorców.
Wreszcie zupełnie zawodzą postacie drugoplanowe. Poza imionami i króciutkim opisem nie pełnią na kartach „Czerwone jak krew” zbyt wielkiej roli. Dwa rozgrywające się równocześnie wątki niejednokrotnie się zazębiają, jednak nawet wówczas pojawiają się maksymalnie dwie czy trzy osoby. Ten minimalizm, połączony z dość krótkimi dialogami, to zdecydowanie cecha literatury młodzieżowej, ale należało go oszczędniej stosować i skupić się na pogłębianiu postaci drugoplanowych, by ich los faktycznie nas zainteresował. Cóż mi po świetnych opisach finlandzkiej aury, skoro w kryminale chodzi przede wszystkim o to, by tożsamość winnego pozostawała tajemnicą. Tutaj tego zdecydowanie brakuje i pod koniec książki złapałem się na tym, iż właściwie nie wiem, po co Lumikki starała się rozwiązać całą tajemnicę, skoro główny zły tej opowieści nawet nie zauważył jej istnienia.
Słów jeszcze kilka o polskim wydaniu, które wyróżnia się świetną okładką. Element ten od razu przykuł moją uwagę i mile zaskoczyły mnie uwypuklenia oraz dodatkowe wkładki, które przejęły rolę zachęty do przeczytania z nieco pustawego odwrotu książki. Rozdziały zostały wyraźnie zaznaczone, znalazło się nawet miejsce na spis treści oraz tłumaczenie kilku zdań w języku angielskim. Akurat ten ostatni element należało raczej pozbawić zbiorczej formy i podawać tłumaczenie bezpośrednio na odpowiedniej stronie, przez co mniej wprawni lingwiści nie musieliby co chwila odrywać się od lektury i wędrować na koniec książki, by zrozumieć daną wypowiedź. Nie muszę chyba mówić o tym, iż wtedy pokusa przedwczesnego przeczytania zakończenia może się dla niektórych okazać nie do odparcia. Dziwny okazuje się za to sam opis książki, a raczej nazwanie trójki rabusiów "przyjaciółmi", podczas gdy Lumikki nie raz podkreślała, że właściwie nic ich nie łączy i może jedynie jedno z nich wzbudza w niej jakieś pozytywne emocje.
Podsumowując, „Czerwone jak krew” to całkiem dobry kryminał w interesującej scenerii, jednak spodziewałem się dodatkowych elementów fantastyki, podczas gdy tych ostatnich jest tu jak na lekarstwo. Pewne uproszczenia fabularne oraz swego rodzaju parasol ochronny roztoczony nad główną bohaterką mogą razić starszych czytelników, którzy powinni rozejrzeć się za nieco dojrzalszą lekturą. Pozostali docenią sympatyczną bohaterkę oraz pozytywną historię z lekkim wydźwiękiem edukacyjnym.
Dziękujemy wydawnictwu YA! za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz