Miroslav Žamboch to czeski pisarz, który na naszym rynku pojawił się za sprawą Fabryki Słów. Jego dzieła należą do mrocznego nurtu fantasy i science fiction. Wśród nich znajduje się "Czas żyć, czas zabijać", które niedawno doczekało się ponownego wydania.
Bakly to najemnik o aparycji żywego czołgu i nietypowych talentach. Za odpowiednią zapłatę weźmie każdą robotę i wykona ją co do joty. Nie cofnie się przed niczym i więcej niż raz zaśmieje się śmierci w twarz. Przejście przez piekło to dla niego żaden problem, a pozbywanie się doświadczonych zabójców dawno go znudziło. Teraz znalazł nowe, porywające wyzwanie – ubijanie czarodziejów. Niech jego wrogowie znajdą dobre kryjówki, bo on dobrze wie, kiedy jest czas, żeby żyć, a kiedy pora, by zabić.
Książka nie jest jedną ciągłą historią, a zbiorem opowieści niezależnych od siebie i ułożonych chronologicznie. Można czasem natrafić na pojedyncze wskazówki, które pozwalają na umiejscowienie niektórych opowieści na osi czasu, jednak są one rzadkie, a dostrzeżenie ich wymaga znajomości innych pozycji z tego uniwersum. W tej kwestii tylko jeden aspekt jest dość klarowny – dwie pierwsze przygody, w które pakuje się Bakly, mają miejsce przed wydarzeniami opisanymi w "Bez litości", zaś reszta dzieje się już po nich. Całość została także przyozdobiona wpadającymi w oko grafikami, choć na ogół przedstawiają one niezbyt przyjemne sceny.
Taka kompozycja sprawia, że lekturę można rozpocząć od dowolnie wybranej części. Oczywiście w późniejszych przygodach odnajdujemy odwołania do wcześniejszych wydarzeń, ale są to jedynie wzmianki, dlatego ewentualne luki w wiedzy nie przeszkadzają w cieszeniu się czytaniem. Dwie opowieści otwierające książkę różnią się w tej kwestii jedynie trochę od reszty, gdyż rzucają dodatkowe światło na dwie najważniejsze cechy głównego bohatera – niezłomność i dotrzymywanie układów.
W dziełach Žambocha narratorem zwykle jest główny bohater i w tym przypadku to również prawda, jednak poddana pewnym modyfikacjom. Co prawda świat głównie widzimy tak, jak postrzega go Bakly, to są spore fragmenty tekstu, w których występuje narrator trzecioosobowy, przedstawiający punkt widzenia innych postaci, będących zarówno współpracownikami jak i przeciwnikami naszego herosa. Dzięki takiemu zabiegowi książka sporo zyskuje, ponieważ poznawany świat ulega znacznemu rozszerzeniu. Do tego inaczej możemy spojrzeć na tego, wokół którego wszystkie historie się kręcą.
Bakly to także kolejny mocny punkt. Widać w nim podobieństwo do takich bohaterów jak choćby Conan, lecz jego czyny sprawiają, że nie można go nazwać postacią stereotypową. Ze względu na swoją profesję i motywy mieni się odcieniami moralnej szarości. On po prostu przyciąga uwagę innych, nieważne, czy chodzi o jego wygląd, charakter bądź postępowanie. Dopóki jest traktowany uczciwie, odwdzięcza się tym samym, ale ma bardzo mało zmiłowania dla tych, którzy chcą go zrobić w konia. Jest najemnikiem i zawsze robi to, za co mu płacą, lecz czasem nagina przy tym zasady, by pomóc innym. Poza tym zdarza mu się zaskakiwać niespodziewanymi i nie zawsze jasnymi (przynajmniej z początku) przejawami dobroci. Straszny jako przeciwnik, niepokojący jako sojusznik, jednak lepiej mieć go po swojej stronie.
Z twórczością Žambocha zaznajomiłem się już wiele lat temu, z tym bohaterem również. Przyznam otwarcie, że nie jest to ani najlepsza, ani moja ulubiona książka tego autora (osobiście preferuję przygody Koniasza), jednak nadal cieszę się, że wpadła mi w ręce. Akcja jest wciągająca, wielowątkowa i – z braku lepszego słowa – mięsista. To pozycja warta uwagi każdego wielbiciela mrocznych klimatów.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz